Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Maska antysmogowa ResproUK i reakcje ludzi na ulicy

Maska antysmogowa ResproUK i reakcje ludzi na ulicy

0
Dodane: 7 lat temu

Przed dwoma tygodniami napisałem kilka słów o smogu, maskach i filtrowaniu powietrza, aby nie pochłaniać pyłów z atmosfery, które zawierają azbest i inne chemikalia. W ostatnich tygodniach były dni, w których smog w powietrzu był rzekomo równie szkodliwy, co wypalenie paczki papierosów. A może dwóch. Te szacunki zależą od naukowca, którego o to pytano. Niezależnie od tego, na pewno zdrowiej byłoby tego nie wdychać – z tym chyba każdy może się zgodzić.

Jeszcze nie widziałem żadnego Polaka na ulicy w masce (w Warszawie), ale znalazłem jednego gagatka na Twitterze – chwalącą się swoją Dragon Mask Arlettę. Jak wspominałem, sam zdecydowałem się na markę Respro, bo wyglądała solidniej i dodatkowo recenzje użytkowników mnie do niej zachęciły. Niestety, przez ostatnie półtora tygodnia chodzę z zapaleniem zatok, które nabyłem od jakiegoś innego gagatka, więc nie miałem wielu okazji na przetestowanie swojego modelu Respro Techno, ale skoro obiecałem o niej coś napisać, to zmusiłem się do półtoragodzinnego spaceru w dniu, w którym stężenie PM2,5 i PM10 sięgało poziomów tak wysokich, że było je widać z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Od lat szukałem czegoś na kształt maski na twarz na zimowe spacery – jestem zmarźluchem i nie przepadam za zakrywaniem twarzy szalikiem, który co chwila rozwiązuje się lub przemieszcza. Maska byłaby wygodniejsza, a przynajmniej tak podejrzewałem. Jak się okazuje, Respro Techno idealnie sprawdza się również w tej roli – chroni przed zimnem bardzo skutecznie. Ale jak to jest nosić samą maskę?

Respro chwali się, że konstrukcja ich masek powoduje, że powietrze do przestrzeni między nią a naszą twarzą dostaje się tylko przez filtr. Za tę szczelność, która jest rzekomo krytycznie ważna, odpowiada między innymi aluminiowa nakładka na nosek maski. Już po paru chwilach w masce, spacerując po dworze, wyraźnie czułem mniejszy przepływ powietrza niż ten, do którego jestem przyzwyczajony. Różnica nie była diametralna i nie utrudniała oddychania, ale miałem wtedy katar, więc to powodowało dodatkowe kłopoty. Dowiedziałem się też, że w modelu Techno nie chciałbym uprawiać sportu, na przykład biegania – do tego celu firma produkuje modele przeznaczone dla sportowców, o większej przepustowości powietrza. Techno – model „miejski”, do spacerowania czy przemieszczania się po mieście, był więc dobrym wyborem. Aby jednak podnieść poprzeczkę, drogę w górę, na skarpę mokotowską, pokonałem bardzo szybkim marszem, aby wymusić na ciele większe obciążenie. Tętno skoczyło mi do około 120 uderzeń na minutę, więc i płuca domagały się większej ilości tlenu. Pomimo tego, nie brakowało mi powietrza – maska dostarczała odpowiednio duże jego ilości. Jestem prawie przekonany jednak, chociaż tego nie testowałem, że do biegania byłoby go za mało.

Okazuje się, że chodzenie w masce antysmogowej ma inne zalety, przynajmniej dopóki ludzie się do niej nie przyzwyczają. Na siedmiokilometrowej trasie, którą pokonałem, spotkałem się z kilkoma zabawnymi reakcjami. Najpierw była dziewczyna, całkiem atrakcyjna, w wieku około 20–23 lat, która uśmiechała się szczerze i podejrzewam, że była bliska śmiechu. Przyjąłbym jej reakcję bez większego zdziwienia, gdyby nie jej ubiór, który nie nawiązywał do żadnej znanej mi tradycji czy trendu. Następna pani, znacznie bardziej elegancka, otworzyła lekko oczy ze zdumienia i przeszła samą siebie, obchodząc mnie wyraźnym łukiem, abym przypadkiem nie zdenerwował się na nią. Chwilę później napotkałem samochód wyjeżdżający z osiedlowej uliczki – blokował cały ruch pieszych w tym miejscu i ze trzy lub cztery osoby cierpliwie czekały, aż włączy się do ruchu. W chwili, w której dochodziłem do samochodu, przejechał ostatni samochód i mężczyzna za kierownicą mógł spokojnie włączyć się do ruchu, ale spojrzał w prawo i zobaczył mnie. Natychmiast włączył wsteczny bieg i się cofnął, udrożniając chodnik. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z takim zachowaniem. Niecały kilometr dalej zauważyłem obcokrajowca (na blachach SK lub podobnych), który miał problemy z parkomatem. Byłem jedynym pieszym na chodniku w tym miejscu i z zainteresowaniem oraz nutą obawy obserwował, jak maszerowałem w jego kierunku. Zdobył się jednak finalnie na odwagę i zapytał mnie o drogę do najbliższego hotelu, której niestety nie znałem. Na swojej trasie spotkałem jeszcze dwie ciekawe reakcje. Pierwszą zaprezentowała starsza pani, która zatrzymała się i z szeroko otwartymi oczami patrzyła na mnie, a drugą – młoda dziewczyna, która stała obok mnie na przejściu dla pieszych i usilnie starała się odczytać napis na boku maski. Chyba miała z tym problem, bo pytała swojego partnera, czy może do mnie podejść i zapytać się o maskę i gdzie ją kupić. Widocznie spojrzał na nią wymownie, bo w końcu nie odważyła się na ten krok. W połowie spaceru dołączyła do mnie Iwona (bez maski) i w pewnym momencie powąchała powietrze i zapytała, czy czuję zapach palonego drewna, który docierał do jej nozdrzy z pobliskiej restauracji – tam zawsze ładniej pachniało. Ze zdziwieniem zdałem sobie sprawę z tego, że maska filtruje nie tylko pył, ale również zapachy. Nie wątpię, że mój katar również mógł mieć na to wpływ, ale jak uchyliłem maskę, to natychmiast poczułem zapach nie tylko palonego drewna, ale również smród warszawskiego powietrza.

Na szczęście mam głęboko w poważaniu reakcje naszego społeczeństwa, więc planuję korzystać z maski w dni, w których jest duże zanieczyszczenie. Nie spodziewałem się, ze będzie aż tak czuć różnicę. Jeśli sami się wahacie, to polecam chociaż spróbować.

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .