Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Weekly Chill #001

Weekly Chill #001

0
Dodane: 9 lat temu

Witajcie w nowym cyklu Weekly Chill, który – jeśli zagłosujecie, klikając „Chcę więcej treści tego typu” pod tym tekstem, stanie się stałą częścią iMag Weekly.

Weekly Chill z założenia ma być inspirujący, a nie motywacyjno-przemądrzały. Obiecałem to samemu sobie i redakcji. Chill będzie moją osobistą propozycją. Czasem muzyczną, innym razem literacką, filmową czy sportową na nadchodzący weekend. Aktywny weekend, bo właśnie do tego postaram się Was zachęcić. Propozycją, z którą wiąże się jakaś osobista historia bądź wspomnienie. Czasem refleksja.

Chciałbym pokazać Wam, jak wiele możemy wyciągnąć z kultury. Nie tylko tej elitarnej, ale także masowej oraz jak tę kulturę połączyć z aktywnością fizyczną. Spokojnie, nie będziecie musieli wchodzić na Mount Everest z Lady Gagą w słuchawkach — to byłoby złe. Złe dla gór. A na poważnie: Chcę przed Wami, drodzy Czytelnicy, otworzyć prywatną skrzynię wspomnień i pokazać Wam, że warto zwracać uwagę na tego typu momenty. Do niczego nie będę zmuszał, gdyż wtedy to już nie byłby „chill”. Zaczynajmy!

#001/ Muzyka

Wykonawca: Mumford & Sons
Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: Folk rock
Założyciel: Marcus Mumford
Utwór na weekend: „Below My Feet”

Wspomnienie

Poznałem ich na początku studiów. Był rok 2011. Niewiele o nich wiedząc, od pierwszego „zasłyszenia”, zakochałem się w mieszaninie rocka, folku i balladowych tekstów, wyśpiewywanych przez przepite gardła Anglików. Szybko stali się moim numerem jeden, ich albumy znajdowały się przez długi czas na absolutnie wszystkich iPodach z mojej kolekcji. Co takiego mają w sobie bracia Mumford?

Najłatwiej jest mi to wyrazić, gdy sięgam pamięcią do 4 marca 2013 roku, gdy warszawska „Stodoła” dosłownie pękała w szwach, kiedy Mumford & Sons wyszli na scenę. Te dwie godziny spędzone w towarzystwie ciepłego światła starych lamp, które poustawiano na scenie pod jaskrawym sufitem z setek rozżarzonych żarówek. To było magiczne, ale tylko wespół z jeszcze jednym elementem – oczywiście z muzyką.

Lider M&S powiedział kiedyś kapitalne zdanie: „Fascynuje nas wiara, nie religia”. Angielską kapelę często pyta się czy religijne elementy w tekstach ich kawałków – tak jak zdanie:

When I was told by Jesus all was well
So all must be well

występujące w dzisiejszym kawałku, to przypadek czy celowe działanie. Dla mnie Marcus odpowiadając w ten sposób jednocześnie zdradza motywację zespołu do tego, co robi.

Jest nią absolutna wiara w dokładnie ten rodzaj muzyki, który tworzą, przy całkowitej swobodzie scenicznej i z niepohamowanym zasobem włożonych w wykonanie emocji.

Jest czymś niezwykłym móc słuchać wykonawców, których gardła są dosłownie zdzierane z każdym kolejnym utworem. Kontrabasista, który wręcz stąpa po stronach, klawiszowiec w istnym szale i lider, który gdzieś po godzinie tych muzycznych igrzysk, obcierając pot z czoła, choć mija się to już wówczas z celem, mówi: „W Polsce może być z tym różnie, ale napijemy się teraz piwa. Moje gardło go potrzebuje. Za następną piosenkę — Zdrowie Warszawo!”.

Mumford & Sons to dla mnie wiele wspomnień. Skrajnych wspomnień. Towarzyszyli mi w najlepszych momentach chwilach, koili w tych trudnych. Każdy z nas ma takiego wykonawcę.

Chill

Może warto przypomnieć sobie dzisiaj o nim, o nich. Spróbuj wrócić w myślach do tych uderzeń adrenaliny. Z koncertów, z przeszłości, z marzeń. Polecam nocny spacer, ze słuchawkami na uszach. Długi spacer. Nocą wszystko jest bardziej wyraziste.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .