Recenzja Yamaha – LSX-700
Już kiedyś przy opisywaniu jednego z głośników na łamach iMagazine zaznaczałem, że w obecnych czasach głośnik musi spełniać dużo więcej kryteriów niż powiedzmy dziesięć lat temu. Przepełniony po brzegi rynek jest bezkompromisowy jak Steve Jobs i każdy nijaki projekt z góry skazany jest na porażkę, a co za tym idzie − zawalanie magazynów sklepowych.
Producentom pozostają dwie drogi, którymi mogą podążać. Pierwsza z nich to wykonanie głośnika, który muzycznie jest Everestem i wtedy może wyglądać jak prostokąt z lat pięćdziesiątych. Druga to szukanie klientów poprzez wabik, którym jest niepowtarzalny dizajn i szereg zaawansowanych funkcji. Każda z tych dróg znajdzie swoich odbiorców, a finalnie producent na tym zarobi. Czasami oczywiście zdarza się, że produkt posiada wszystkie opisywane wcześniej cechy, ale za to przyjdzie nam zawsze zapłacić, a i dizajn to kwestia gustu. Krótko mówiąc, ludzkość w tych czasach jest bardzo wybredna i dlatego właśnie rynek jest tak przeładowany. Po prostu teraz każdy może znaleźć coś idealnego dla siebie. Producenci jednak nie osiadają na laurach i cały czas szukają czegoś nowego, czym przyciągną do siebie klientów. Idealnym produktem, który przedstawia dokładnie wszystko, co napisałem wcześniej, jest LSX-700.
Yamaha bardzo dobrze zna rynek i wie, że jeśli ma podbić serca użytkowników domowego audio, musi ich czymś zaskoczyć, a to nie jest takie łatwe. Dlatego do głowy przyszedł im pomysł połączenia dźwięku z efektami świetlnymi. Od dawna już podobne rozwiązania oferują nam producenci telewizorów, a coraz to bardziej zaawansowane pod tym względem konstrukcje z powodzeniem znajdą nową rzeszę wielbicieli. Yamaha LSX-100 to połączenie głośnika z lampką pokojową, co w pierwszej myśli wywołało na mojej twarzy uśmiech szerszy niż amerykański muscle car. Głośnik, a może raczej lampa przyszła do mnie opakowana w duży szary karton i przez chwilę myślałem, że to dostawa ze sklepu Ikea. Wszystko jednak wyjaśnił duży napis Yamaha i summa summarum o LSX-700 będę się raczej wypowiadał jak o głośniku, a nie lampce, bo na takowych średnio się znam.
Składając głośnik, nie potrzebowałem zawiłych instrukcji obsługi i po wkręceniu dwóch śrub podstawy LSX-700 stał cały i gotowy do użytkowania. W niecałe trzy minuty mój salon przypominał początki Dubaju, czyli pośrodku niczego nagle wyrósł nowoczesny wieżowiec. Trzeba przyznać, że głośnik-lampka wykonany jest z solidnych materiałów. Podstawa jest stalowa, a front LSX-700 pokrywa fajna w dotyku skóra, która ma ciekawą fakturę. Bardzo dobrze prezentuje się też góra głośnika, która zaprojektowana jest futurystyczną linią, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że inspiracją konstruktorów były nowoczesne drapacze chmur. Dodatkowym faktem niech będzie wysokotonowy głośnik umieszczony na szczycie, który pokryty jest kratką i świeci, a to do złudzenia przypomina industrialny reflektor. Szkoda tylko, że Yamaha nie zrobiła z tej kratki swojego logo, co w nocy nawiązywałoby do motywu z Batmana, jeśli mnie trochę poniosło, to przepraszam.
Tylna część LSX-700 to w głównej mierze lampki LED, a te dzięki dziurkowanej osłonie dają ciekawy efekt świetlny. Podsumowując, Yamaha wzięła sobie mocno do serca fakt, że głośnik w tych czasach nie może tylko po prostu grać, a wzornictwo LSX-700 jest bez wątpienia wyjątkowe i przyciąga ochoczo wzrok, jak wspomniany już Dubaj.
Jeśli chodzi o możliwości techniczne odtwarzania muzyki, to w tym przypadku zastosowano sprawdzone rozwiązania, można powiedzieć bardzo klasyczne. Bezprzewodowo LSX-700 wspiera moduł Bluetooth z kodekiem aptX, a podłączenie tradycyjnym kablem możliwe jest za pośrednictwem 3,5-milimetrowego złącza jack. Trochę szkoda, że Yamaha nie pokusiła się o nadgryzioną technologię AirPlay, co w tej cenie w dużo konkurencji posiada. Całe sterowanie LSX-700 może odbywać się dzięki dołączonemu pilotowi, ale błagam, od razu o nim zapomnijcie. Jedyne, co z niego możecie wykorzystać, to bateria, która może kiedyś przyda się do jakiegoś innego urządzenia. Pilot jest archaiczny i wybaczam taki fakt firmie Yamaha tylko dlatego, że do sterowania głośnikiem i lampką stworzyli świetną aplikację. Właściwie mogli w ogóle nie dawać tego pilota, ale w sumie niech będzie, przecież ta bateria może kiedyś naprawdę się przydać.
Aplikacja nazywa się DTA Controller i ma dużo fajnych funkcji do zabawy dla dużych dzieci, a przecież nie oszukujmy się, to lubimy najbardziej. Norbi byłby wniebowzięty. DTA Controller daje nam możliwość sterowania wszystkim, co potrafi LSX-700, a trochę tego jest. Chyba nie muszę wspominać o regulacji potencjometrem mocy? Możemy sterować natężeniem światła, ale nie tylko tak proste funkcje wchodzą w grę, aplikacja daje nam możliwość ustawienia tego, gdzie głośnik stoi. Czy jest to ściana narożna, czy standardowo stoi wzdłuż ściany, a jeszcze bardziej precyzyjnie ustawiamy, ile centymetrów od ściany znajduje się LSX-700. Te ustawienia powodują, że equalizer dostosowuje optymalne częstotliwości, żeby dźwięk był jak najlepszy. Oczywiście częstotliwości equalizera możemy też sami modyfikować. Ciekawa jest też opcja regulacji stopnia basu. W zależności od tego, jak daleko głośnik znajduje się od ściany, możemy ustawić poziom natężenia niskich dźwięków. DTA Controller posiada też bardzo rozwinięte możliwości timera, którymi możemy bawić się do woli.
Aż trudno uwierzyć, że ta konstrukcja drapacza chmur (110 cm) ma też funkcję głośnika! Tak, tak, Yamaha LSX-100 to prawdziwy głośnik, który potrafi zagrać wcale nie tak źle, jak mi się na początku wydawało. Konstrukcyjnie z której strony by człowiek nie patrzył, to nie ma szans, żeby coś takiego dobrze odtwarzało muzykę. Jednak jakoś to wszystko Yamaha tak poukładała, że ma to ręce i nogi. Przyznam, że za tę cenę, czyli 2599 zł słyszałem lepiej grające głośniki, a LSX-700 nie wspiął się na najwyższą górę świata Everest, ale zalicza całkiem trudny szczyt w okolicach 7000 m n.p.m.
Najbardziej dziwi fakt, że ten głośnik posiada bas, nie wiem, skąd on się bierze, ale jest jak najbardziej prawdziwy. Konstruktorzy musieli wykorzystać wysokość obudowy i tam znaleźli miejsce, gdzie niskie częstotliwości się uwydatniają.
Jasne, że nie ma superodczuwalnych średnich partii dźwięku, a całość nie wprowadza słuchacza w euforię, ale uważam, że LSX-700 absolutnie nie ma się czego wstydzić. Daje sobie radę nawet w dużych pomieszczeniach, a w tych mniejszych ustawiony w rogu staje się wyjątkową lampą, która pięknie wypełni całe wnętrze muzyką dobrej jakości. Wyobrażam sobie ten głośnik z funkcją lampki w dwóch sytuacjach. Pierwsza z nich to dobrze zaprojektowane biuro prezesa, gdzie dumny boss może pochwalić się swoją zabawką, a druga to małe przytulne gniazdko szukającego przygód bogatego singla. Mógłby tam wabić swoje lekko wstawione zdobycze i przy muzyce Barry’ego White’a za pomocą swojego iPhone’a stopniowo zmniejszać natężenie ciepłego, LED-owego oświetlenia LSX-700. Jednego jestem pewny, ten produkt na pewno znajdzie swoich odbiorców.
Dane techniczne
Przetworniki: 2 × 7 cm pełnozakresowe, 1 × 6 cm pełnozakresowy
Maksymalna moc wyjściowa: 3 × 10 W (6 Ohm, 1 kHz, 10% THD)
Maksymalny zasięg komunikacji: 10 m bez zakłóceń
Wersja Bluetooth: Ver. 2.1 + EDR (A2DP, AVRCP)
Kodeki audio Bluetooth: SBC, AAC, aptX
Wejścia: 3,5 mm stereo mini jack
Wymiary: 300 × 1154 × 300 mm (szer. × wys. × gł.)
Waga: 5,5 kg
Kolory: brązowy, czarny
Cena: 2599 zł brutto
Ocena 4,5/6
—
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2014