Mastodon

Bilion to za mało

4
Dodane: 9 lat temu

Strzelały korki od szampana w Cupertino i jeszcze kilku miejscach całkiem niedawno – Apple to pierwsza firma w historii, która jest warta ponad 700 mld dolarów. W chwili, gdy piszę te słowa – prawie 750 mld. Cieszy się kierownictwo, szaleją z radości inwestorzy. I ostrzą sobie zęby na więcej.

Wydaje się, że po mniej więcej dwóch latach marazmu, zbierania batów, przyjmowania na siebie kubłów z pomyjami Apple znów jest na szczycie podobnym jak za czasów Steve’a Jobsa. Ekipa Tima Cooka stosowała złotą zasadę „psy szczekają – karawana jedzie dalej” i cóż, mieli rację, że nawet nie reagowali na większość poszczekiwań, gdyż teraz powinny one zamieniać się w pełne skromności skamlenia o wybaczenie przewin poczynionych słowem.

Zdaje się, że wszystko w Cupertino jest na swoim miejscu. Inwestorzy doczekali się zawrotnych wyników finansowych, których bezpośrednim efektem jest właśnie kapitalizacja na poziomie grubo przekraczającym 700 mld dolarów. Miłośnicy sprzętów z logiem nadgryzionego jabłka natomiast już za momencik będą mogli sięgnąć po tak wyczekiwany przez niektórych, w tym piszącego te słowa, Apple Watcha. Niedowiarkowie z kolei przekonali się, że rozmiar ma znaczenie i to wedle powszechnie rozpuszczanych twierdzeń, że znaczenie ma wyłącznie większy rozmiar.

Jeszcze półtora roku temu nikt nawet nie wpadł na pomysł, żeby na serio pisać o tym, że Apple wjedzie w biznesy, które do tej pory wydawały się oddalone o lata świetlne od tego, czym w Cupertino do tej pory zajmowano się na co dzień. Kilkanaście miesięcy temu raczej narzekano, że firma straciła swoją sztandarową umiejętność redefiniowania całych branż.

A dzisiaj czytamy, że tuż za rogiem czai się samojezdny samochód elektryczny Apple. Wspólnie z niektórymi autorami zastanawiamy się, czy Tim Cook uściśnie dłoń Elona Muska w geście wieńczącym proces przejęcia Tesli za miesięcy 18 czy może wcześniej. Dziś strzelamy, czy Apple za producenta jednych z najbardziej pożądanych przez geeków samochodów na świecie zapłaci 75 czy może więcej miliardów dolarów.

Magia wróciła do Cupertino – brzmi przekaz udokumentowany niewyobrażalnie przeogromnymi stosami gotówki, które są na wyciągnięcie kościstej ręki Tima Cooka. Carl Icahn, legendarny rekin spółkojad z Wall Street, krzyczy, że bilion to za mało, że Apple wart jest więcej niż cokolwiek innego na tej planecie. Pięknie się dzieje w państwie applowskim. Mozolnie oraz cichaczem tkana przez Cooka i Ive’a mozaika zaczyna być widoczna i zachwyca. Musi zachwycać. Bo Apple wielką firmą jest i basta.

Ja jednak nieco drżę na myśl o tych 750 miliardach zielonych banknotów z widniejącą na nich podobizną któregoś z byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, które ktoś, nie wiadomo kto, musiałby zapłacić, chcąc wykupić tego molocha. Pewnie przez me ciało przechodzą subtelne dreszcze, gdy o tych dolarach myślę, ponieważ to naprawdę pokaźna sumka, którą nie wszyscy potrafią ogarnąć umysłem.

Telepie mną nieznacznie także dlatego, że boję się tego, że po chwilowej euforii i wszechogarniających uściskach dłoni wyrażających satysfakcję z zaistniałej sytuacji powrócimy do czasów z początków panowania Tima Cooka. Rozbudzona wyobraźnia będzie serwowała kolejne biliony kapitalizacji, kolejne rekordowe wyniki finansowe, a rzeczywistość okaże się bardziej wymagająca.

Nie zrozumcie mnie źle, gorąco wierzę w powodzenia przedsięwzięć zaplanowanych przez kierownictwo miłościwie nam projektującej nowe iPhone’y organizacji. Powiększenie flagowego smartfona było ruchem wyśmienitym. Zapewne i postawienie na smartzegarki takie będzie, bo tak uczy doświadczenie. Wierzę, że zyski będą rosły, a kluczowe wolumeny sprzedaży będą także wykazywać tendencje wzrostowe (poza iPadami, rzecz dla mnie jasna). Drżę jednak przed rozbudzonymi apetytami. Skoro już Apple jest najdroższą firmą w historii, to wszyscy od niej oczekują, że będzie najdroższa jeszcze bardziej. Nie zadowolą się wzrostami rzędu 10 proc., bo ich ambicja podpowiada im procentów 40. Teraz Timowi Cookowi udało się odrąbać złe języki, ale czy będzie w tym równie skuteczny, kiedy już faktycznie pęknie bariera bilionowa kapitalizacji firmy?

Apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia i trzeba uważać, żeby nie pęknąć z łakomstwa. Apple może to grozić. Wizja iSamochodu wydaje się kusząca, ale czy uda się na nim wygospodarować takie marże jak na iPhonie? Mam wątpliwości. A nawet jak się uda, to co dalej? iSamolot? iRakiety Kosmiczne? A może pralki, lodówki, suszarki i inne czołgi?

Dla mnie magia i siła Apple leży w tym, co pięknie ilustruje legendarna brutalność Steve’a Jobsa, jeżeli chodzi o portfolio komputerów Apple. Mniej znaczy więcej. To się naprawdę sprawdza, co zobrazować można tymi 750 mld dolarów, którymi już po raz kolejny wycieram sobie klawiaturę. Ja rozumiem, że zegarki i samochody to pasje Jony’ego Ive’a i Tim Cook prawdopodobnie pozwoli je Brytyjczykowi realizować pod applowskim sztandarem. Tylko żeby nie okazało się, że ten bilion, jak już wjedzie na stół, nie okaże się posiłkiem trudnym do strawienia.

Apple’u, rośnij zdrowy, ale nie zacznij tylko rozmieniać się na drobne, kiedy okaże się, że w portfelu masz tylko grube nominały.

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2015

Paweł Luty

Jestem kuratorem treści – wyszukuję ciekawych tematów w czeluściach internetu i innych rzeczywistości, a później albo sam je opisuję i swoimi spostrzeżeniami dzielę się pisząc artykuły lub dzielę się linkami na Twitterze.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .