Apple Watch jest ważniejszy, niż myślisz
Nie wiem, jak było w Waszym przypadku, ale kiedy zaczęły się pre-ordery Apple Watcha, mój feed na Twitterze zdominował ten jeden produkt rodem z Cupertino. Pisali o nim prawie wszyscy. Tylko drobna grupka hejterów jakoś pominęła temat. Niesłusznie.
Kiedy słyszę zarzuty dotyczące Apple Watcha, to wydają mi się one takie… przyziemne. Jedni psioczą, że jest brzydki. Cóż, kwestia gustu. Inni natomiast wieszają na nim psy, bo jego bateria potrzebuje conocnego ładowania. Tym odpowiadam, że jeżeli zależy im na długo trzymającej baterii, to zawsze mogą sobie kupić tradycyjny zegarek. Albo Nokię 3310.
Jest też taka grupa, która podnosi, że przecież ten produkt nie jest niczym rewolucyjnym, ponieważ diametralnie nie zmienia niczyjego życia, a na pewno nie osoby, która tak pisze czy mówi. Jestem skłonny się z tym zgodzić. To nie jest urządzenie, które wywraca życie do góry nogami. Zastępujemy jeden większy ekran kolejnym, acz mniejszym? Być może.
To najbardziej osobiste urządzenie, jakie firma Apple kiedykolwiek stworzyła, gdyż śledzi bardzo intymne parametry, jest noszone na ciele i można za jego pomocą wysyłać rytm naszego serca? Ależ oczywiście, że tak. Jednak to nie jest aż tak ważna sprawa, jeżeli chodzi o Apple Watch.
Smartzegarek Apple to gamechanger, ponieważ on nie ma być częścią elektroniki użytkowej, lecz świata mody – podnoszą niektórzy. I oni, już, już zbliżają się do sedna tego, dlaczego akurat to urządzenie powinno przykuwać naszą jak największą uwagę, dlaczego z zapartym tchem powinniśmy wyglądać pierwszych oficjalnych danych sprzedażowych pokazujących sukces bądź porażkę Watcha.
Doniesienia głoszące, że w pre-orderze w samych Stanach Zjednoczonych popyt na Apple Watcha ustalił się na poziomie miliona sztuk, są ważne, ponieważ jeśli porówna się je z tym, kiedy sprzedano milionowego iPoda, iPhone’a czy iPada (pierwszej generacji, rzecz jasna), to oko bieleje. Ale wypada zauważyć, że każdą z premier wymienionych wyżej urządzeń rozdziela cała era w rozwoju rynku nowych technologii.
Zatem dlaczego Apple Watch jest ważniejszy niżby się wydawać mogło? Ponieważ to urządzenie jest tylko wstępem, preludium, początkowym etapem na drodze giganta z Cupertino do zrewolucjonizowania istotnego rynku. I nie mam tu wcale na myśli rynku gadżetów ubieralnych czy jakkolwiek to nazwiemy. Jeśli okaże się, że Apple uda się sprzedać Watcha w dziesiątkach milionach sztuk ogółem, a w wielu tysiącach sztuk Watcha Edition, to otwiera to drogę firmie kierowanej przez Tima Cooka do rynku towarów luksusowych. Nie mam tu na myśli wyłącznie high-endowych urządzeń. Mam tu na myśli biżuterię, drogie garnitury szyte na miarę, jachty, unikatowe perfumy, wille i rezydencje, najdroższe cygara i najznamienitsze trunki.
Najnowszy iPhone czy iPad w Polsce może wydawać się towarem luksusowym. Ale to nie są produkty luksusowe. One nie podlegają zjawisku nazywanemu paradoksem Veblena lub teorią dóbr luksusowych. Ekonomista Thorsten Veblen zauważył pewną zależność – otóż są takie towary, a konkretnie są towary luksusowe, na które popyt wzrasta wraz z ceną. Różnią się one tym od podstawowych towarów, że w wypadku tych drugich popyt rośnie wraz ze spadkiem cen. Tłumacząc prościej, towar luksusowy sprzedaje się lepiej po wyższej cenie, ponieważ jest wyznacznikiem statusu.
I Apple, dzięki Watchowi Edition, może otworzyć sobie podwoje rynku towarów luksusowych, oczywiście jeżeli pokaże, że potrafi taki towar skutecznie sprzedać. Jak ta sztuka ekipie Tima Cooka się uda, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby za parę lat firma Apple pokazała światu inne dobra luksusowe. Chociażby samochody.
P.S. Tak, puenta tego tekstu jest inspirowana artykułem Davida Pierce’a, który ukazał się na łamach magazynu „Wired”.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/2015