Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Zazdrosna łapa

Zazdrosna łapa

4
Dodane: 9 lat temu

Tegoroczne lato rozpoczęło się od skandalu. Przynajmniej tak twierdzi około dziewięćdziesięciu procent mediów piszących, mniej lub bardziej, o Apple. Winowajcą jest Wang Jianlin, a właściwie to jego syn.

Po kolei i w skrócie: pan Wang jest chińskim miliarderem i magnatem na rynku nieruchomości. Facet ma jakieś 35 miliardów majątku. Jego syn ma psa rasy Husky (pozdrowienia dla redakcyjnej Yoko), któremu kupił dwa złote zegarki Apple Watch. Tak, te najdroższe. Chciał cztery, na wszystkie łapy, ale ostatecznie Husky’ego pokazano światu w dwóch, na dwóch przednich łapach. Koniec historii. Za to początek afery, moralizatorstwa i wszędobylskiego poruszania „prawdziwych” problemów w kraju, w którym w takich momentach wszyscy są jak Janka Ochojska i pomagają krajom trzeciego świata, a przynajmniej tak im się wydaje. Znamy, ale nie rozumiemy pieniędzy.

Skażenie zazdrością

Wiele się dziś mówi o największych problemach Polaków – o biedzie, o nieodpowiednich albo niecharyzmatycznych lub zbyt charyzmatycznych rządach, prezydentach, o nieodpowiedzialnych wyborcach i wszechobecnym braku pracy czy w końcu – o pracy za, owiane złą sławą, dwa tysiące. Szum komunikacyjny związany z tymi tematami jest tak duży, że nasz kraj rysuje się jako oaza beznadziei i pomylenia. O daniu szansy samemu sobie lub komuś, kto myśli inaczej, nie ma zbyt często mowy. Tyle że faktyczny problem leży zupełnie gdzie indziej. Jest jak szept, którego boimy się słuchać.

Często rozmawiam z moim ojcem na temat tego, jak wyglądało życie „wtedy”. W czasach Radia Wolna Europa, jak brzmiał Głos Ameryki i czy „kartki” faktycznie funkcjonowały. Upadek komunizmu dał nam w posiadanie własność – jakąś, ale „naszą”, a nie państwa. Mam wrażenie, że do dziś nie potrafimy tego przyjąć, wykorzystać i przekuć na coś trwałego. Wolimy zazdrościć innym, zamiast rozejrzeć się po własnej grzędzie, choć to się też powoli zaczyna zmieniać. Według mnie kolejna generacja będzie generacją ludzi pasji, ale do tego jeszcze trochę.

Znam masę osób, które nie wiedziały – serio, że można kupić używany komputer, w świetnym stanie i to będzie komputer niekiedy za 2500, a nie 6000 zł. Te osoby wolały wybrać długoletnie (trzy lub czteroletnie – o zgrozo!) zadłużenie w bankach i wziąć go na kredyt. Taki sprzęt nie jest więc ich, a banku. Ale, o dziwo oni myślą inaczej. Włodek Markowicz, w jednym z odcinków „Flashbacku” wspomniał, że nie miał w życiu nowego MacBooka. Wszystkie kupował jako używane, często w serwisach aukcyjnych. Poruszył też jeszcze jedną ważną kwestię: Maki kupuje się dla szpanu. To prawda. Wiele osób chce mieć ten sprzęt, ponieważ jest na topie. Nieważne, jak można ten sprzęt wykorzystać. To ich prawo. Jednakże nasze skażenie zazdrością zaczyna przesłaniać nam trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość.

− Kredyt, kredyt na kredyt, pożyczka na futerał? Nie ma sprawy. On ma, to ja też mogę. Przecież on też nie wziął pieniędzy z kosmosu, musiał pożyczyć.

– Markowicz ma używanego MacBooka!? Ściema. On jest dziany. Skłamał dla kasy z odcinka.

Tak myśli, niestety, przerażająca liczba młodych osób. To myślenie, że wszyscy są pokrzywdzeni, biedni, a reszta dorobiła się na czarno, tak bardzo nas krzywdzi, że jakakolwiek informacja o ludziach zza granicy, którzy robią w życiu to, co kochają lub tworzą genialne rzeczy, działa jak płachta na byka.

– On to kupił!? Hejt. Była przyjaźń, nie ma przyjaźni.

Pieniądze pozwalają nie myśleć o pieniądzach

Przedefiniowaliśmy znaczenie słowa „bogaty”. Dziś znaczy ono tyle co modny, fajny, zajebisty, ociekający w dobra luksusowe, ten, co nie robi zakupów w „Biedronce” – ten wyjęty z rzeczywistości. Taka moda językowa. Zaczyna się od wpajania tego poglądu. Kłamstwa. Tymczasem już nawet Wikipedia mówi: „Posiadający duży majątek lub osiągający wysokie dochody”, czym obala wcześniejszy pogląd. Majątek to jeszcze nie znaczy ferrari. Pieniądze nas weryfikują, a nie definiują. Ich posiadanie sprawdza, na ile jesteśmy w stanie z nich korzystać rozsądnie, mądrze – nie tylko względem innych, ale także względem swoich potrzeb i swoich marzeń.

Pamiętam z lat młodości pewne rodziny, które, mieszkając w blokowiskach, nie mogły znieść wyprowadzki sąsiada czy zakupu przez niego lepszego samochodu. Ci ludzie czuli się momentalni gorsi, bo tak ich kiedyś zdefiniowano lub sami zgodzili się na taką definicję. To były bardzo smutne obrazy wykluczenia. Do dziś je pamiętam i jest mi wstyd. Za to, że wtedy nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem im pomóc, powiedzieć, że jest inaczej.

Mówimy, że nam się należy, ale nie pytamy, co należy się od nas dla innych – co im możemy dać i za co mogą nam zapłacić. To jest właśnie nieumiejętność przyjęcia własności, której uczymy się w szkole. Na zajęciach z przedsiębiorczości mówi się o wskaźnikach bezrobocia, demonizuje kwoty poniżej 5000 na rękę i umowy o dzieło, kastruje jakąkolwiek kreatywność. Tak jakby 100 zł, a nawet 1 zł nie miały znaczenia. Może w takim razie jesteśmy najbogatszym krajem świata? To samo dzieje się z tą dobrą pomocą. Potem słowo „pomoc” łączymy mimowolnie ze zdaniem: „Nie mam pieniędzy, żeby pomagać”. Gdy jednak ktoś obok pomoże, od razu oznacza to pomoc finansową. Zapominamy o sensie pomocy. (Odsyłam do książki „Świat według Janki”). System edukacji działa i ma działać tak, aby robić z nas przedsiębiorcze kaleki. I tu naprawdę nie chodzi o jakieś: „Jesteś zwycięzcą”, o bycie diamentem, złotem czy Bóg wie czym jeszcze. Tu chodzi o naszą codzienność, z której często to my jesteśmy wyciągnięci, a nie ci, których uważamy za bogatych.

Jest jeden obraz, sytuacja, która wraca. W wielu rozmowach, czasem trudnych. On mówi: „Spójrz, przecież nie dałbyś za jego ubranie pięciu groszy, a jest tak bogaty. Coś tu nie gra”. Owszem, gra. Żaden prawdziwie wolny i zamożny człowiek, którego znam, nie robi tego, co robi, wyłącznie dla pieniędzy. Słowo „pieniądze” w ogóle nic samo w sobie nie znaczy. Mówi o tym I.A. Richards, który zwraca uwagę, że znaczenia słów umieszczone są w nas. Mieć pieniądze czy być zamożnym dla każdego znaczy coś innego. Jednakże tylko ludzie wolni robią to, co robią, z pasji. Pieniądze pozwalają im nie myśleć o pieniądzach. Tyle.

Nie wszystko złoto, co się świeci

Ci właśnie ludzie rozumieją, że zestaw pięciu T-shirtów może być wystarczający. Mają pieniądze, ale nie mają też problemu w sytuacji, gdy ktoś ma ich więcej. Michał Szafrański (blog jakoszczedzacpieniadze.pl) słusznie zauważa, że nigdy nie wiemy, jak wielka lawina długów może kryć się pod czyimś ubiorem, charyzmą, owym bogactwem naszych czasów. Warto mieć tego świadomość, nim osądzimy, bo takich przypadków jest naprawdę ogrom. Jeśli znacie takie osoby, proszę – powiedzcie im, żeby poszukali w sieci informacji na temat lawiny długów lub rozsądnego oszczędzania i po prostu – prawdziwie dobrego życia. To jest nasz obowiązek.

Wróćmy do dwóch łap w złocie z Cupertino. Jak syn Wanga mógł kupić psu tak drogie gadżety? Normalnie. Nie wartościuję tej decyzji, bo to jego decyzja. Dla mnie może być ona błędna, niezrozumiała, ale to jego decyzja. Daleki jestem od oceniania całej społeczności Apple przez pryzmat tego wydarzenia. Jednakże jestem też blisko tych wszystkich osób, które komunikują nienawiść za każdym razem, gdy ktoś mówi o pieniądzach. Pamiętacie, jak budziliśmy się po premierze Apple Watcha, bo wcześniej zegarki za kilkadziesiąt tysięcy złotych rzekomo nie istniały? Mam wrażenie, że my ciągle się budzimy. Nasze pokolenie zaczyna dostrzegać, że świat nie jest czarny lub biały. Biedny lub bogaty. Zaczyna widzieć połączenia pomiędzy hobby, pasją, muzyką, którą lubimy, a zarabianiem pieniędzy i szczęśliwym, wolnym życiem.

Dzięki takim osobom wierzę, że coś uda się zmienić. W nas, Polakach. Nie wiem, czy tu, w Polsce, czy gdzieś na świecie. To wybór każdego z nas. Że w końcu, za parę lat, przestaniemy marudzić, a zaczniemy rozglądać się dookoła, widząc ludzi, a nie banknoty, zegarki, iPhone’y, MacBooki. Że będziemy w stanie zaakceptować fakt istnienia dóbr luksusowych i klientów, którzy je kupują. Zaczniemy używać tego, co ułatwia nam pewne czynności, ale będziemy potrafili poradzić sobie bez tych dóbr. W końcu, że będziemy chcieli naturalnie rozwijać to, co kochamy i zaufamy temu, że da się z tego zrobić duże rzeczy. Nie wiem, czy dla świata, ale dla nas.

„Prawdziwa cnota opiera się na wolności”, powiedział kiedyś jeden z polskich psychologów. Na tym, że możemy wybrać. Co Ty wybierasz na co dzień?


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2015

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 4