Integralna cisza
Nadgryzione nosidło jest na moim nadgarstku już od ponad dziewięćdziesięciu dni. Jak wielu, nie miałem zamiaru go kupować. Jak wielu kupiłem, choć nie wiedziałem, czy znajdę dla niego zastosowanie. Znalazłem i nie jest to tarcza z myszką Mickey ani wymyślne aplikacje. Jest to codzienność. Brzmi górnolotnie? Być może, dlatego porozmawiajmy o trzech aspektach: aktywności, pracy i bezcennej — ciszy.
Aktywne nosidło
Zdecydowałem się na model sport, 42 mm, z białym, fluoroelastomerowym, paskiem. Nie chciałem stali, ponieważ to moje pierwsze nosidło i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że gdy Apple pokaże drugą generację Apple Watcha, będzie on mój. Wówczas z pewnością wybiorę stal sygnowaną marką Hermès.
Sportowe nosidło, co naturalne, było promowane przez pokazywanie tych funkcjonalności smartzegarków z Cupertino, które są związane ze sportem. Po ponad trzech miesiącach muszę przyznać, że dla mnie – amatora, któremu nie jest łatwo zmotywować się do regularnego uprawiania ćwiczeń – Apple Watch jest całkowicie niezrozumiały. Niezrozumiały, ponieważ żadne inne urządzenie nie było w stanie zmotywować mnie do tego, by zacząć regularnie biegać, jeździć na rowerze i chodzić na siłownię. Niepozornemu nosidłu to się udało. Chore? Być może, ale nie mam zamiaru mówić o tym inaczej.
Słyszę wiele kontrargumentów, np. „Przecież można biegać z telefonem! Można mierzyć sen telefonem. Można mierzyć puls – także, telefonem!”. Można. Tylko że wtedy muszę po ów telefon sięgać. Apple Watch jest na moim nadgarstku praktycznie dwadzieścia dwie godziny na dobę, także podczas snu, a odkąd go noszę, oduczyłem się gestu pokolenia mediów społecznościowych: nieustannego sięgania po iPhone’a. Wygląda to tak, że kiedy biorę wieczorny prysznic, Apple Watch trafia na stację ładującą, mając przy tym jakieś 20-25% baterii. Gdy skończę, jest ona już pełna i tak do późnych godzin wieczornych dnia następnego, nadgryzione nosidło jest niezdejmowane. Tak, to też brzmi dość dziwnie, ale niech tak będzie.
Apple Watch przy aktywności fizycznej robi po prostu to, co ma robić. Podobnie podczas pomiaru snu. Włączam wówczas w nim tryb samolotowy, a aplikacja Slepp++ (jej recenzję znajdziecie w październikowym wydaniu iMagazine) działa w tle. Wykres mojego snu był dla mnie ogromnym szokiem, gdy zobaczyłem na nim dane zgromadzone w ciągu trzech tygodni. Korzyści? Przestałem stosować drzemkę, ponieważ na wykresach wyraźnie widać, że około 10% całego snu tracę na wybijanie się z niego, aby dać sobie owe „10 minut” i kolejne, i kolejne, i znowu… Bez sensu. Zatem owszem, z aplikacji zdrowotnych da się także korzystać w Polsce.
Przy tym wszystkim Apple Watch nie krzyczy. Nie brzdęka co chwila, jeśli mu na to nie pozwolimy i nade wszystko nie zmusza tym brzdękaniem do sięgania po iPhone’a. Jest to nieocenione, ale o tym później. W pracy natomiast daje nam jakieś 30–45 minut więcej na skupienie uwagi na konkretnym zadaniu.
Pracowite nosidło
Drugim obszarem, w którym Apple Watch codziennie mi pomaga, jest szeroko rozumiana praca. Mam tutaj na myśli obowiązki zawodowe oraz te, które wynikają z zarządzania czasem, jak na przykład robienie zakupów, odebranie prania czy wszelakie przypomnienia dnia codziennego.
Po zakupie nosidła od Apple nie zainstalowałem żadnej dodatkowej. Nie założyłem konta w żadnej nowej usłudze. Korzystałem z Evernote i systemowych Przypomnień. Jedno i drugie w dniu zakupu wspierało już watchOS. Listy zakupów, sporządzone w Evernote jako notatki z listą checkboksów, sprawdzają się genialnie. Przypomnienia są niezauważalne – dają po prostu o sobie znać, gdy o nie prosiłem. Mam włączone powiadomienia tylko dla wybranych skrzynek pocztowych i aplikacji. Na spotkaniach jest mi wygodniej spojrzeć przez ułamek sekundy na adresata i pierwsze zdania nowego maila. Grzeczniej i szybciej wydaje mi się odrzucać połączenia, a już na pewno niewyjmowanie z torby telefonu i kładzenie go na stoliku jest bardziej kulturalne. A chodzi o to, by czasem coś nie umknęło. Zacząłem zwracać uwagę na tę dziwną tendencję dopiero odkąd mam Watcha. Daleki jestem od mówienia, że dzięki niemu sprzed co mądrzejszych knajpek znikną tabliczki „Nie mamy WiFi. Tutaj ludzie ze sobą rozmawiają”, ale uważam, że jest to na pewno ten kierunek.
Już od lat na wiele z otrzymywanych wiadomości odpisujemy krótko. Czasami wysyłając emoji, czasami lakoniczne „OK” albo po prostu „Tak”, „Nie”. Wynika to z wielu, skomplikowanych procesów i przemian społecznych, o których można by napisać całe tomiszcza. Odpuszczę sobie takie pisanie. Zdefiniowanie tego typu kluczowych i powtarzających się odpowiedzi pozwala następnie zareagować na wiadomość w ciągu około pięciu sekund. Z nadgarstka. Krótko i konkretnie. Nie jestem dziś fanem wylewności w korespondencji sieciowej — wolę zadzwonić, dla mnie jest to więc absolutnie świetna możliwość. Jako że częściej dzwonię, niż piszę, nie będę też poruszał negatywnego aspektu lakoniczności, ponieważ ani ja, ani moi bliscy go nie odczuwamy.
W aspekcie związanym z pracą Apple Watch dokonał u mnie jeszcze jednej rewolucji. Zamilkłem.
Silencium sacrum
Właściwie to zamilkły na zawsze moje urządzenia. iPhone, iPad i samo nosidło z Cupertino mają całkowicie wyciszone sygnały dźwiękowe. Wszystkiemu winne są haptyczne dotyki, których Apple Watch używa dla powiadomień i alertów. To nic innego jak lekkie stuknięcia, skierowane w nasz nadgarstek, generowane przez mechanizm haptyczny wewnątrz urządzenia. Nie należy mylić tego z klasyczną wibracją znaną z iPhone’a. Haptyki są na tyle przyjemne, naturalne i niedenerwujące jak to, gdy ktoś delikatnie trąca nas palcem po ramieniu, by zwrócić naszą uwagę. Ich główną zaletą jest to, że nie są „krzykliwe”, a jednocześnie nie da się ich przeoczyć. Telefon możesz wyciszyć i zostawić włączone wibracje, ale gdy włożysz go do torby, są one bezużyteczne. W przypadku haptycznych uderzeń jest inaczej.
Zakochałem się w tym sposobie sygnalizowania czegokolwiek przez nosidło z Cupertino, że już w drugim tygodniu jego użytkowania wyciszyłem sygnał dźwiękowy na nim. Po miesiącu dzwonki na iPhonie zaczęły mi przeszkadzać. Stały się denerwujące, nienaturalne, złe. To te same dzwonki, które jeszcze w czerwcu starannie przygotowywałem w Garage Band, na których punkcie świat oszalał dawno temu, gdy pojawiła się polifonia, a następnie upowszechnił się format .mp3 czy .aac. Dziś – całkowicie zbędne. Dlaczego?
Ponieważ rozpraszają moją uwagę, burzą ciszę, w której można pracować, tworzyć, odpoczywać. Są krzykaczami komunikującymi zbędne treści. Inna sprawa, że spora część ludzi znienawidziła powiadomienia, ponieważ nie chciało im się sięgnąć do ich preferencji i wyłączyć sygnały dźwiękowe. Natomiast zdecydowanie wszyscy na tym świecie daliby się pokroić za ciszę. Dzisiaj jest ona już prawie bezcenna. Można wykupić sobie tydzień na odległej wyspie, gdzie nie ma zasięgu żadnej z sieci, za kilkadziesiąt tysięcy dolarów (dziennie), ponieważ niewielu potrafi zrezygnować z bycia online. Mówi się wręcz o globalnym problemie nieustającego (nawet w nocy) szumu informacyjnego.
Watch jest nazywany dodatkiem do iPhone’a. I nawet jeśli taka byłaby jego jedyna funkcja, to powiem Wam z ręką na sercu, że to bardzo dużo. Żaden gadżet, produkt elektroniki użytkowej, nie zmienił u mnie w tak krótkim czasie tylu wieloletnich nawyków. Cook i Ive nie chcieli zrobić nosidła, które byłoby minitelefonem. I nie zrobili. Każda, nowa forma interakcji z użytkownikiem została przeanalizowana do cna. Stwierdzenie, że Apple Watch jest najbardziej osobistym urządzeniem, jakie powstało na tym świecie, dla mnie – ma rację bytu.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2015
Komentarze: 3
A mam pytanie trochę innej sfery. Jak po tych 90 dniach wygląda samo nosidło? Czy widać na nim jakieś ślady użytkowania?
Jeśli chodzi o samą kopertę – tak, zbiera uderzenia, ale rys w ogóle. Jeśli chodzi o ekran jest w stanie idealnym. Paski – idealne jeśli oryginalne. Osłonka sensorów z tyłu – idealne, pod warunkiem że nie czyścisz jej ostrą tkaniną i nie szurasz zegarkiem po stole – to plastik, rysuje się.
Ja mam trochę, odmienne obserwacje odnośnie zużywania się sporta (patrząc po moim egzemplarzu jak i u dwóch znajomych). Obudowa nie rysuje się, ekranik łapie mikro-ryski tak jak ekran iPhone’a. Plastikowy dekiel z sensorami – masakra – rysuje się od samej ładowarki (charakterystyczne zmatowienie na samym środku).