„Infinite loop” na Nowy Rok
Witajcie w Nowym Roku! Od dokładnie dwunastu miesięcy piszę dla Was w iMagazine. Wypada więc podziękować wam wszystkim, drodzy czytelnicy. Za wasze komentarze, polecenia, wszelkie dobre i to konstruktywnie złe, słowo. Mam nadzieję, że w tym roku będziecie jeszcze aktywniejsi. Dziękuję też za wszystkie spotkania w Chwili! Widzimy się już wkrótce. A na razie, w pierwszym tekście w 2016 roku przy okazji snucia noworocznych postanowień, przedstawię kilka sprawdzonych i skutecznych sposobów na to, jak wykorzystać potencjał waszych nadgryzionych sprzętów.
Fundamenty zmian
Niemal siedem lat minęło od chwili, gdy wykonałem telefon do jednego z krakowskich resellerów Apple’a i wybłagałem zarezerwowanie do dnia następnego ostatniej sztuki z dopiero co odświeżonej wówczas serii 13-calowych MacBooków Pro. Odebrałem go w czwartek. Służył mi do 2014 roku, potem zastąpił go MacBook Air o tej samej przekątnej, a ostatnio nowy 13-calowy MacBook Pro. Zanim kupiłem Maca miałem – jak wielu – iPoda. Shuffle 2G dziś dumnie zdobi moją małą kolekcję tych urządzeń. Przez te siedem lat zmieniłem swoje podejście nie tylko do komputera jako takiego, ale do całej elektroniki użytkowej. Jeśli właśnie wahasz się nad zakupem pierwszego Maca, możesz spokojnie czytać dalej, bo to głównie tekst skierowany właśnie do ciebie.
Pierwsza rzecz, do której zachęcam, to żebyście nie starali się na siłę przeszukiwać wszelkiej maści forów internetowych, wątków, przydługawych dyskusji o egzystencji, głodzie i tak zwanej głupocie inwestowania w zamknięte systemy. Szkoda na to czasu. Chyba że macie go nieskończenie dużo. W 2009 roku popełniłem właśnie ten błąd, czytając wątki typu „Czy matryca iMaca się brudzi, a MacBook kopie prądem?”. Dowiedziałem się mniej więcej tyle, że Apple się kończy – klasyk, ale jak to bywa w takich sytuacjach – karma wraca, Prawa Murphy’ego się aktywują i trafia się model z wadą fabryczną. Doświadczenie zakupowe zepsute, humor też. Oczywiście tydzień później dostałem nowiutki komputer, który działał następnych kilka dobrych lat i działa do dziś u jednego z wrocławskich studentów, ale, wiecie, to „coś” prysnęło. Na własne życzenie. Tak więc nie szukajcie dziury w całym.
Ekosystem Apple uwalnia całkiem pokaźną ilość czasu, który wcześniej traciliśmy na rozwiązywanie rozmaitych problemów, które nie powinny dotyczyć przeciętnego użytkownika. Apple wyróżnia ilość świetnej jakości oprogramowania, którą otrzymujemy wraz z zakupem komputera i największa na świecie baza aplikacji. Drugą fenomenalną sprawą, jaką odczułem po przesiadce na nadgryziony sprzęt, jest swego rodzaju…
Przymuszone porządkowanie
Wiecie jak to bywało na Windowsie – RSS-y miał prawo czytać tylko prawdziwy geek, o podcastach słyszano w tajemnych kręgach akademickiego podziemia, a płacenie za programy stało na równi z byciem życiowym fajtłapą. Panem naiwniakiem, który nie potrafi użyć tzw. „cracka” (mały program, najczęściej wirus lub inne szkodliwe oprogramowanie, generujący klucz licencyjny do danego programu lub po „legalizujący” go po kliknięciu odpowiedniego przycisku). Sam tak myślałem i robiłem. Nie ma co tego ukrywać. Każdy wiedział, że Clone CD (program do przegrywania zabezpieczonych płyt) działa cuda.
Założenie Mac ID, pierwsze zakupy w App Store… Kupiłem wtedy genialny program do słuchania internetowych stacji radiowych z całego świata, Radium, którego używam do dziś. Potem oczywiście iTunes Store, bo jeszcze wtedy nikomu nawet się nie śniło o muzyce fruwającej po chmurach na każde żądanie.
I wiecie co? Zrobiło mi się najnormalniej w świecie wstyd. Od tego momentu czuję obrzydzenie do piracenia czyjejś własności intelektualnej. W skrócie do żerowania na kimś. Uporządkowanie w sobie tych wartości jest kluczowe, ponieważ otwiera nas na zupełnie nowe horyzonty – na wolność. Powiesz paradoks? Pracuję w branży związanej z tworzeniem aplikacji mobilnych i wiem, jak katorżnicza praca niekiedy dziesiątek ludzi stoi za jedną aplikacją!
Pora więc na trzecią radę na Nowy Rok: inwestuj w rozwój deweloperów i nie bój się komunikować z nimi. To daje obustronną frajdę, czego przykładem jest chociażby nasz redakcyjny Wojtek i jego współpraca z twórcami Tweetbota, czy Marek Moi – twórca PointOut, któremu możemy postawić kawę. Deweloperzy naprawdę potrafią ładnie prosić o naszą pomoc. Jest taka aplikacja – Overcast – najbardziej w tej chwili przystępna do słuchania podcastów. Regularnie wspieram jej twórcę, wpłacając mu drobne sumy. Wiecie dlaczego? Ponieważ nie ma sobie równych – tak w kwestii supportu, jak i rozwoju kluczowych funkcjonalności. Skoro już przy podcastach jesteśmy, pora na czwartą radę, dotyczącą spędzania wolnego czasu z naszymi nadgryzionymi sprzętami.
Budowniczowie wspomnień
Apple pokazało mi, że RSS-y mogą być cennym źródłem spersonalizowanych informacji i dochodu z ich znajomości, dzięki temu, że powstał Reeder – najlepszy bodaj czytnik tych kanałów w historii branży IT. Dziś już ich nie czytam, ponieważ treści na bieżąco agregują media społecznościowe, na przykład dobrze spersonalizowany Twitter – w mojej opinii najlepsza prywatna agencja informacyjna. Te informacje trzeba jednak gdzieś trzymać, bo nikt z nas nie może sobie dziś pozwolić na czytanie wszystkiego real-time. Tę lukę wypełnił w moim workflow Pocket – narzędzie, do którego wysyłam wszystkie artykuły do przeczytania na później. Dzięki niemu tworzę coś w rodzaju prasówki, do której sięgam o poranku czy w wolnej chwili, w drodze na spotkanie. Jego protoplastą był Instapaper – na początku dostępny tylko na platformę OS X. Gdy kupowałem pierwszego Maca, nawet nie myślałem o tego typu listach „na później”.
W ogarnianiu mediów społecznościowych pomaga także Nuzzel (Jeżyk), mały pomocnik. Aplikacja, która wybiera nam najpopularniejsze i warte naszej uwagi posty, które pojawiły się na Facebooku naszych znajomych czy osób, które obserwujemy na Twitterze. Może również wysłać nam mailem podsumowanie danego dnia, czyli też, swego rodzaju społecznościową prasówkę z dnia. Otrzymuję ją codziennie o 21:00. Po jej przejrzeniu momentalnie znika, a teksty, które chcę przeczytać, trafiają… do Pocketa, a jakże inaczej. Koło się zamyka.
Urządzenia Apple od zawsze doskonale dogadywały się z urządzeniami Bluetooth. Posiadanie bezprzewodowego głośnika jest świetne, ponieważ możemy się przełączać pomiędzy różnymi źródłami dźwięku, w zależności od tego, które z urządzeń mamy bliżej siebie (Overcast ma odpowiednik webowy, dzięki czemu możemy choćby kontynuować słuchanie podcastu od tego samego momentu, w którym go wyłączyliśmy na iPhonie). Czwarta rada dotyczy jednak w osiemdziesięciu procentach emocji.
Nie zapomnę momentu, gdy po raz pierwszy mogłem pokazać rodzicom zdjęcia z wakacji, bezpośrednio po obiedzie, nie wstając od stołu, a jedynie wybierając jeden przełącznik na moim iPhonie. Wszystko dzięki temu, że kiedyś sam kupiłem Apple TV. O tym, w jaki sposób go używam, pisałem w czerwcowym numerze iMagazine 2015. Uchwycone na zdjęciach chwile są bezcenne. Obejrzenie ich na gigantycznym ekranie tym bardziej. Innym razem w ciągu kilku minut zmontowaliśmy krótki film, ponieważ rodzice chcieli mieć taką pamiątkę, którą mogliby szybko pokazać znajomym. Prosto i z uśmiechem na twarzach.
Rada czwarta brzmi więc: Korzystaj ile wlezie z aparatu w twoim iPhonie. Jest naprawdę wystarczający. Twórz albumy, kolekcjonuj chwile, poświęcaj wolny czas na zabawę obrazem i dźwiękiem w systemowych narzędziach, jak iMovie czy GarageBand. Baw się tymi urządzeniami i czerp z tego radość. O to od zawsze chodziło w Apple. O budowanie wspomnień i emocji związanych nierozerwalnie z produktami z Cupertino.
Twoja przestrzeń
Ostatnia rada na rok 2016 ode mnie: to ty panujesz nad urządzeniami, a nie one nad tobą. My zdecydowanie zbyt często przejmujemy się tą całą elektroniką, zamiast jej po prostu używać. Zamiast mówić, że macie pecha do sprzętu, spróbujcie choć raz z niego po prostu korzystać, a nie skanować oczami, rękami i najskrytszymi pokładami intelektu jego formę i działanie, w poszukiwaniu wad.
Nazwa ulicy, na której znajduje się główny campus Apple w Cupertino, to „Infinite Loop”, czyli coś w rodzaju nieskończonej pętli. Używanie nadgryzionych sprzętów, a ściślej całego ekosystemu usług z nimi związanych, przypomina taką właśnie pętlę. W Nowym Roku życzę wam, aby wasze zadania, priorytety, rozrywka i praca idealnie się zazębiały i współgrały ze sobą w harmonii. Warunek? Nie bać się nowych rzeczy, nie szukać dziury w całym, szukać najprostszych rozwiązań z możliwych. To wystarczy.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 01/2016