Mastodon

#lifehacker — Edukacyjna niedziela

0
Dodane: 8 lat temu

Jak wiecie, odwiedzałam ostatnio rejony internetu o bardzo podejrzanej reputacji. Nie. Proszę się nie śmiać. Zwłaszcza Pan – w drugim rzędzie. To nieładnie tak chichotać bez pardonu.

Nie wiem, jak to jest u was, ale ja ze swoją córką rozmawiam o wszystkim. Mamy taki zwyczaj, że w niedzielę do mojego łóżka pakuje się pies (trochę duży), kot (trochę mały) i młoda (trochę rozczochrana). Młoda wie, że jeśli chce gadać, to musi przyjść z kubkiem kawy, bo bez odpowiedniej dawki kofeiny, w pewnym wieku, szare komórki odmawiają porannej aktywności. A kiedy już rozmawiamy, to przez parę godzin i o wszystkim. Również o podejrzanych rejonach internetu. Powiedziałam o tym kilku znajomym, którzy wyrazili swoje głębokie zdziwienie faktem, że rozmawiam ze swoją córką o „takich” sprawach. Ale to tylko dlatego, że nie wiedzą, o jakich sprawach ona rozmawia ze mną.

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że młodzi ludzie nie funkcjonują bez internetu. Może się wam wydawać, że sprawdzają tam sobie plan lekcji albo odrabiają prace domowe, ale zapewniam Was, że to sytuacja analogiczna do tej z memów na Facebooku. Co znajomi myślą, że robię, co nauczyciele myślą, że robię, co rodzice myślą, że robię. I w końcu – co robię naprawdę. A prawda jest taka, że moja córka ma znajomych na całym świecie – takich, których nigdy nie widziała na żywo. I że są jej bliżsi niż niejedna koleżanka ze szkoły.

Ma więc kolegę w Danii, który czasem przychodzi do mnie pogadać albo lajkuje zdjęcia na Instagramie. Ma niewidomą koleżankę w Stanach. Gdyby się tak dobrze przyjrzeć, to moglibyśmy zaliczyć wszystkie kontynenty i wszystkie strefy czasowe. Nie jest to coś, czego możemy w jakikolwiek sposób uniknąć. Świat się zmienia, zmienia się bardzo szybko. Ostrzeżenia, które wystosowywaliśmy jeszcze 10 lat temu – żeby nie poznawać nowych ludzi w internecie – przestały już dawno być zasadne. Internet rządzi się swoimi własnymi prawami, globalizacji już nie zatrzymamy. Musimy się więc upewnić, że młodzi ludzie w sieci zachowują się ostrożnie. I może nawet czegoś się od nich nauczyć. Nie wierzycie?

Rozmawiałyśmy o różnych szemranych rejonach internetu i dziwnych ludziach, których można tam spotkać. Zapytałam ją więc, skąd wie, że osoba, z która rozmawia, jest tą, za którą się podaje. „Maaaamo!” – popatrzyła na mnie z politowaniem. „Przecież to się robi tak!”. I zaczęła opowiadać, jak wygląda survival młodego człowieka.

Przede wszystkim to już nie czasy, kiedy opieraliśmy się wyłącznie na tekście. Większość komputerów wyposażonych jest w kamerki internetowe, wystarczy więc zaprosić rozmówcę na śmieciowe konto na Skype. Czasem jednak, z różnych względów, nie jest to możliwe. Co wtedy? Muszę powiedzieć, że byłam pod wrażeniem pomysłowości dzieciaków. Umawiają się oni bowiem na wysłanie zdjęcia. Zdjęcie, powiadacie? Przecież zdjęć u nas pod dostatkiem, we wszystkich rejonach internetu. Ej, młodzi ludzie nie są jacyś wyjątkowo głupi! Nie chodzi o jakiekolwiek zdjęcie, tylko o zdjęcie ze z góry umówionym znakiem. Narysowanym na ręce, kartce, czy nawet policzku. Takim, jakiego nie znajdziecie w internecie. I, muszę przyznać, że dzieciaki świetnie radzą sobie z rozpoznawaniem twórczości w Photoshopie.

A co na przykład zrobić, jeśli ktoś się przyczepił, nie chce się odczepić, a zablokować się go nie bardzo da? W tym celu powstały specjalne linie, zwane rejection lines. Jeśli ktoś uparcie nagabuje Cię o numer telefonu, możesz wysłać go w miejsce, gdzie uprzejmy głos wytłumaczy, że osoba, od której otrzymałeś numer, nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Albo opowie serię dowcipów. Albo jeszcze coś innego.

Młodzież doskonale wie, do czego służą śmieciowe konta na Facebooku, śmieciowe adresy e-mail i konta Skype. A co ważniejsze, kiedy zbierze się już grupa znajomych online, to bronią się nawzajem jak lwy. Pomagają sobie wzajemnie i udzielają informacji. Skąd wiem to na pewno? Dzięki temu, że rozmawiam ze swoją córką o wszystkim. Ci młodzi ludzie przychodzą również do mnie – dzielą się spostrzeżeniami, wątpliwościami, zadają pytania. Wygląda na to, że jestem jedną z tych cool mums, z którymi dzieciaki nie boją się rozmawiać. Fajnie mam, prawda? A wiecie dlaczego? Bo nie próbuję zawracać kijem Wisły ani stawać z rozłożonymi rękami na środku informacyjnej autostrady. Młodzi ludzie będą poznawać się w internecie, a ich dzieci nie będą znały czasów, kiedy takie poznawanie się było czymś niezwykłym i niebezpiecznym. Lepiej więc, żeby nasze dzieci ufały nam i opowiadały bez skrępowania o tym, co dzieje się w sieci i co robią, kiedy nie patrzymy im na ekran. Bo w ten sposób możemy upewnić się, że nie stanie im się żadna krzywda.

Poza tym, że jesteśmy rodzicami, fajnie byłoby, żebyśmy byli również przyjaciółmi. Takimi najlepszymi i od serca. To lepsze niż blokady rodzicielskie i permanentna inwigilacja. Restrykcyjne metody sprawdzają się tylko w ograniczonym zakresie. Jeśli będziemy ufali naszym dzieciom, jest szansa, że one również będą ufały nam.

W końcu żyjemy w jednej, wielkiej, globalnej wiosce.

To się już nie odstanie.

A tak na marginesie – szczęśliwego Nowego Roku. Niech się wam spełnią wszystkie marzenia i plany. Bądźcie dla siebie dobrzy. I zachowujcie się przyzwoicie w internecie.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2016

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .