Oddając swój los drodze
W tym miesiącu chciałbym Wam opowiedzieć o wychodzeniu z tak zwanej strefy komfortu. O pokonywaniu siebie, o zdobywaniu siebie i wygrywaniu wespół z innymi każdej sekundy, każdego dnia. W marcu, w tekście „Natychmiastoza”, pisałem o tym, jak wiele możemy nauczyć się, wyciągając lekcje z własnych życiowych doświadczeń. W kwietniu chciałbym Wam przedstawić osobę, które doskonale o tym wie i zgodziła się opowiedzieć iMagazine nie tylko o swojej wielkiej pasji, bogatych doświadczeniach, ale także o pokonywaniu własnych ograniczeń.
Witam na łamach iMagazine kolejną podróżniczkę, Patrycję Borzęcką, i serdecznie zapraszam do lektury naszej rozmowy oraz do obejrzenia galerii zdjęć z wypraw Patrycji. Z wywiadu dowiecie się między innymi, dlaczego warto podróżować, co to znaczy żyć pasją i z pasji, z jakimi trudnościami zmagają się kobiety-podróżniczki oraz dlaczego nigdy nie zobaczymy już drugiego Steve’a Jobsa. Będzie też coś specjalnego, coś dla tegorocznych maturzystów. Dobrej lektury.
Krzysztof Kołacz: Patrycjo, na początku przedstaw się, proszę, naszym Czytelnikom i powiedz, czym się zajmujesz, pasjonujesz, co robisz w życiu. Wiem, że trochę tego jest.
Patrycja Borzęcka: Nazywam się Patrycja Borzęcka. Jestem podróżniczką i fotoreporterką, a ponadto żegluję i nurkuję. Formalnie posiadam uprawnienia jachtowego sternika morskiego, morskiego sternika motorowodnego i płetwonurka PADI AOWD. Podróżuję po różnych krajach i staram się obalać stereotypy na temat innych kultur i samego podróżowania. Oprócz tego szczęśliwie kończę studiować dziennikarstwo i staram się nieustannie rozwijać.
KK: Jak to możliwe, że godzisz studia z tak szeroką gamą zainteresowań i pasji? To były wszystko świadome wybory, czy może przyczynił się do tego system edukacji w Polsce? Nie zniechęcił Cię do studiowania?
PB: To były zupełnie świadome wybory i od początku uważałam, że rozwój osobisty jest najważniejszy. Dzisiaj niemal każdy kończy studia, które de facto nic nikomu nie dają, jeśli w czasie ich trwania się nie rozwijamy. Uważam je za ważne na tyle, żeby je skończyć. Daje nam to w końcu tytuł i pozycję społeczną, ale studiowanie samo w sobie nie jest w stanie zagwarantować nam w życiu spełnienia i sukcesu.
KK: Ty wydajesz się osobą spełnioną. Tak siebie przedstawiasz. Przejdźmy więc do tego, czym jest dla Ciebie to spełnienie i zacznijmy rozmowę od wcale niełatwego wątku. Czym jest dla Ciebie kobiecość?
PB: Kobiecość to dla mnie przede wszystkim wewnętrzne poczucie bycia kobietą, znajomość własnej atrakcyjności, pewność siebie. To również świadomość tego, co się robi i po co się to robi. To poczucie własnej wartości, które jest takie samo zarówno wtedy, kiedy jesteśmy ubrane w galową suknię, jak i w sytuacji, gdy budzimy się rano i nie możemy zrobić makijażu. Ponieważ kobiecość to nie tylko wygląd. Owszem, wygląd to nasza wizytówka, ale kobiecość to również umiejętność łączenia własnej pasji z byciem kobietą. To zrozumienie, że jako kobiety możemy się spełniać w tym, czego pragniemy. Ale jednocześnie zrozumienie, że przy tym nie powinnyśmy na siłę udawać Was, mężczyzn. Bycie kobietą ma wiele zalet, ale z drugiej strony sprawia, że borykamy się także z pewnymi trudnościami. Nie ma co udawać, że jest inaczej.
KK: Komfort to kobiety raczej sobie cenią. Czyż nie? Pamiętasz skrajne sytuacje związane z koniecznością zaakceptowania tego, co aktualnie jest obok?
PB: Tak, oczywiście spotkałam się z taką sytuacją. Szczególnie zapamiętałam tę na oceanie. Żeglowaliśmy przez Atlantyk już wiele dni i trwały wtedy sztormy. Nie było w związku z tym możliwości wzięcia prysznica, brakowało komfortu, aby spokojnie odpocząć, zjeść. Dla kobiety taka sytuacja jest zgoła trudniejsza niż dla mężczyzny. Jako kobieta bardziej zwracam uwagę na takie rzeczy jak na przykład prysznic.
Druga kwestia to niewątpliwie siła fizyczna. Kobiety są słabsze fizycznie od mężczyzn. Mając na wyprawie sprzęt fotograficzny i cały ekwipunek z nim związany, odczuwa się dyskomfort, kiedy trzeba dźwigać ten plecak. Często mężczyźni, których spotykam w drodze, oferują mi pomoc w niesieniu tego wszystkiego. Przyjmuję taką pomoc, choć wiele kobiet odmawia. Myślę jednak, że pomoc mężczyzn należy przyjmować i warto z niej korzystać. To przyjemne dla obu stron. Oczywiście nie mówię tutaj o sytuacjach, kiedy na przykład musimy zdać egzamin, pobić pewien rekord albo wejść na górski szczyt. Wtedy działanie samodzielne jest podstawą. Warto też mieć poczucie, że potrafimy sobie radzić same, jeśli jest to konieczne. Ale ja takie poczucie mam. Zdobyłam uprawnienia pozwalające mi samej prowadzić jachty po morzach i oceanach. Moje egzaminy nie różniły się niczym od egzaminów mężczyzn. Wiem, że jak trzeba, to dam sobie radę. Wiem, że gdybym została sama na morzu, to wiedziałabym co robić. Ale tym samym nie widzę powodu, by udawać mężczyznę, kiedy ten jest tuż obok.
KK: Z tym sprzętem to prawda. Myślę, że Tomek Szykulski czy Wojtek nieraz się o tym przekonali. Ciężki bagaż wymaga samozaparcia i wytrwałości, tak samo podróżowanie. Jak ważne, dla podróżniczki, jest szeroko rozumiane, wychodzenie ze strefy komfortu i dlaczego?
PB: Wychodzenie ze strefy komfortu to jest absolutnie najważniejsza kwestia w podróżowaniu. To nic innego jak oddanie swojego losu osobom napotkanym w drodze. Polega ono na tym, że przestajesz planować każdą sekundę podróży i dajesz się ponieść jej własnemu, niezwykłemu rytmowi. Nie czujesz wtedy, co prawda, absolutnej kontroli nad wszystkim, ale dzięki jej brakowi przeżywasz niesamowite przygody. Możesz spotkać ludzi, których nigdy byś nie spotkał.
Mnie na dobrą sprawę po raz pierwszy spotkało to w Iranie. Wtedy musiałam całkowicie wyjść ze swojej strefy komfortu. Mieszkałam u Irańczyków, żyłam z nimi, ufałam im. To była najbardziej niezwykła podróż mojego życia.
KK: Czy w takim razie według Ciebie da się przeżyć przygodę bez akceptowania kompromisów, czyli bez wychodzenia z tego stanu, w którym to „mnie” jest dobrze?
PB: Myślę, że może się da, ale paradoksalnie nie jest to proste. Na pewno nie będzie to przygoda twojego życia, ponieważ ta zaczyna się dopiero poza tą strefą komfortu. Kiedy planujesz każdy krok, to siłą rzeczy trudno, by coś miało cię zaskoczyć.
KK: Twoją pasją jest podróżowanie. Dlaczego jednak tak bardzo pokochałaś Iran? Za co?
PB: Głównie za ludzi. Spotkałam się tam z niesamowitą gościnnością. Z mojego doświadczenia wynika, że przybysz jest w Iranie traktowany jak członek rodziny. Ludzie biorą sobie urlop, aby z tobą wyjść na spacer. Wywracają swoje życie do góry nogami, aby cię ugościć. To jest niezwykła irańska mentalność, która w większości przypadków wyklucza takie zjawiska, jak obgadywanie sąsiadów, zazdrość statusu społecznego i tak dalej. Oni wręcz cieszą się, że komuś się udało. Takie podejście pozwala Irańczykom oddychać pełną piersią.
KK: Jak trudno jest dziś kobiecie wyjechać do Iranu i dlaczego?
PB: Najtrudniej jest zdobyć wizę – przynajmniej w Polsce. To prawie nierealne zdobyć ją w ambasadzie Iranu w Warszawie, jeśli jest się samotnie podróżującą kobietą. Można natomiast bez problemu dostać wizę na lotnisku w Teheranie. To jest tak zwana Visa „On Arrival”.
KK: Dlaczego w Polsce jest to tak trudne?
PB: To wynika z czysto pragmatycznych kwestii. Każdy konsul jest inny, a my mamy dosyć konserwatywnego konsula, który uważa, że mogłoby to być niebezpieczne. Było bowiem kilka kobiet, które samotnie pojechały do Iranu, nie akceptując zasad, które tam panują – czyli ubioru. Jakaś kobieta wyszła w góry ubrana w krótką spódniczkę i bluzeczkę na ramiączkach. Została zgwałcona przy granicy z Afganistanem przez, podkreślam, Afgańczyków. Zrzuciła potem winę na rząd Iranu.
Ten następnie wprowadził restrykcje. Skoro kobiety nie potrafią się zachować – nie będziemy ich wpuszczać. Jeśli ignorujesz czyjąś kulturę, zawsze narażasz siebie na problemy. Tak to działa. Dodam też od razu, że ta kobieta popełniła aż trzy podstawowe błędy. Nie przestrzegała zasad ubioru, pojechała pod granicę z ogarniętym wojną Afganistanem i w dodatku wybrała się samotnie w góry, co odradzają nawet najbardziej doświadczeni alpiniści.
Gdy kobieta natomiast jedzie z mężczyzną, sytuacja jest inna, ponieważ wówczas to on ponosi za nią odpowiedzialność. Jak jedzie kilka kobiet, to też łatwiej jest dostać wizę.
KK: Interesujesz się także fotografią. Wielu podróżników tak ma. Choćby nasz redakcyjny kolega Tomek. Czy to jest tak, że gdy poznajesz coraz to nowe kraje, zaczynasz pragnąć, by zachować te chwile? Skąd u Ciebie wziął się pomysł na to, aby zacząć fotografować?
PB: U mnie właściwie było trochę na odwrót. Najpierw była fotografia, a dopiero później podróże. Fotografuję już od dwunastego roku życia. Najpierw robiłam to analogowym aparatem rodziców. Później zainwestowałam we własny sprzęt. Najpierw był modeling, a potem, gdy zaczęłam podróżować, zajęłam się fotografią podróżniczą. To było dla mnie naturalne, że wraz ze zmianą zainteresowań, zmieniłam także cel mojego fotografowania świata.
KK: A co jest takiego w fotografii, co motywuje Cię do taszczenia tych wspominanych wcześniej kilogramów sprzętu?
PB: Możesz uchwycić niesamowitą chwilę. Pamięć jest ulotna. To, co utrwalisz, zostaje na dłużej. Ponadto uwielbiam dzielić się z ludźmi tym, co zobaczyłam. Organizuję prezentacje, na których pokazuję, jaki świat jest piękny. Pragnę zarażać tym innych.
KK: Jak sądzisz, czy Polacy chętnie podróżują? Jaka to jest turystyka? Urlopowa, zarobkowa czy biznesowa? Zagraniczna czy raczej do Ciechocinka?
PB: Jest sporo podróżujących Polaków. Są tacy, którzy robią to chętnie i naprawdę często. Ale są też dwie grupy naszych rodaków, którzy ciągle podkreślają, że chcieliby podróżować, tylko nie mają za co. Powody takiego podejścia są właściwie dwa. Po pierwsze ludzie nie wiedzą, że w ogóle można podróżować tanio. Przykładowo: podróżując z namiotem, można spędzić dwa tygodnie w Gruzji za trzysta złotych. Loty też są tanie, bo trasę z Polski do Kutaisi obsługują tanie linie. Niektórzy jednak po prostu nie mają o tym pojęcia. To pierwszy powód.
Druga przyczyna to komfort. Są ludzie, którzy bezwzględnie o niego zabiegają. Oni mówią: „Patrycja, ale ci dobrze. Byłaś w Afryce, w Kenii”. Nie mają jednak pojęcia, w jak trudnych warunkach tam spałam. Nie wiedzą, że ze ściany odpadał tynk, a za prysznic służyła zwykła rura w środku dżungli. Ci ludzie najchętniej spaliby w pięciogwiazdkowych hotelach, a skoro nie mogą – to stwierdzają, że nie mogą też podróżować. Takie jest ich myślenie.
KK: Jak to zmienić? Na tym etapie, na którym my jesteśmy. Jako to pokolenie, którego potomstwo podobno jest nadzieją.
PB: Ja myślę, że przede wszystkim należy postawić na uświadamianie ludzi. Pozwolić swoim dzieciom się rozwijać i nie nakładać na nie na siłę modelu, w którym my czy nasi rodzice się wychowywaliśmy. Przede wszystkim należy dać im możliwość rozwoju. Edukować o tanim podróżowaniu. To jest niezwykle proste.
KK: Jasne, że jest! Jeśli ktoś chciałby poszerzyć tę wiedzę, to polecam oczywiście artykuły naszego kolegi redakcyjnego, Tomka Szykulskiego, który o tanim lataniu wie chyba wszystko. Patrycjo, a co dla osoby, której pasja to podróżowanie, jest dziś najtrudniejsze?
PB: Na pewno najtrudniejsze, choć możliwe, jest pogodzenie wszystkich sfer naszego życia. Kiedy jesteś w podróży, to nie oznacza, że poświęcasz się wyłącznie temu. Musisz nauczyć się godzić życie prywatne, rodzinne, zawodowe z podróżowaniem. To wymaga ogromnych nakładów pracy, ale jest wykonalne.
Druga rzecz to odpowiednie zakomunikowanie innym ludziom, czyli otoczeniu, jak twoje życie wygląda. Jak trudne potrafi być. Wielu myśli, że życie podróżnika to jest nieustanna sielanka. Ale tak nie jest. Jeśli chcesz zarabiać konkretne pieniądze na podróżowaniu, tak, aby twoja podróż się przynajmniej zwracała, to musisz bardzo ciężko pracować. Jak na normalnym etacie, a nawet więcej. Wstawać o szóstej rano, pisać, pracować.
KK: Czyli zgadzasz się ze stwierdzeniem, że robienie w życiu tego, co się kocha to nieraz więcej pracy niż na normalnym etacie, po osiemnaście, dwadzieścia godzin na dobę?
PB: Tak właśnie jest. Pracujesz na siebie. Na swoją markę.
KK: Kto jest dla Ciebie wzorem, jeśli chodzi o podróżowanie?
PB: Nie mam jednego wzoru, jednego autorytetu. Znajduję różne osoby i staram się z każdej wyciągnąć coś ciekawego. Myślę, że to najlepsza i najbardziej efektywna metoda.
KK: Warto szukać autorytetów? Gdzie najlepiej ich szukać? Do jakich źródeł sięgać?
PB: Zdecydowanie warto. Uważam, że najlepszymi autorytetami są osoby, które zaszły dalej niż my, ale nie tak daleko, że nie jesteśmy w stanie ich dogonić. Ja nieustannie zmieniam autorytety. Kiedy widzę, że jakaś osoba osiągnęła ode mnie więcej, wtedy staram się, osiągnąć tyle, co ona. Gdy już dochodzę do tego punktu, to stawiam sobie nowy autorytet. To metoda małych schodków, która daje mi kontrolę nad płynnością moich działań.
Kiedy założymy sobie bowiem, że naszym autorytetem będzie na przykład Steve Jobs, to możemy się poddać już na starcie, bo stwierdzimy, że nigdy nie będziemy tacy jak on.
KK: To też według mnie problem wielu osób, że oczekują dziś drugiej takiej persony jak Steve Jobs, choć, w moim mniemaniu, taki ktoś już nigdy się nie pojawi. Pojawi się ktoś inny, ale nie taki sam. Może będzie lepszy na innych polach, może w innych dziedzinach. Mam wrażenie, że ciągle czekamy na potomków wizjonerów i sami stoimy w miejscu, przytłoczeni tym czekaniem.
PB: To jest ogromny błąd. Ludzie chcą być zupełnie tacy jak ich autorytety. Tymczasem każdy z nas jest wyjątkowy i tę wyjątkowość powinien w sobie pielęgnować. Nie mamy być identyczni. Mamy iść własnymi ścieżkami. Nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie.
KK: Po co są nam autorytety?
PB: Autorytety są po to, aby nas motywować i rozwijać. Pomagają nam nieustannie piąć się w górę, nakierowując nas na pytania, na które nie znamy odpowiedzi.
KK: Dlaczego więc warto robić w życiu to, co się kocha?
PB: Naszym podstawowym celem w życiu jest być szczęśliwym. To szerokie pojęcie. Ludzie dają sobie wmawiać różne mantry, jak na przykład to, że trzeba mieć dużo dzieci i należy zasadzić drzewo, podczas gdy w praktyce wcale nie daje im to poczucia szczęścia. Każdy ma inną definicję i powinien ją znaleźć.
Jeśli robimy to, co kochamy, to wszystkie dziedziny naszego życia, będą niezachwiane. Gdy zabraknie jednego z tych filarów, mamy pozostałe. Nie rozsypujemy się przy pierwszej lepszej porażce. Zawsze mamy sferę, w której działamy i która daje nam poczucie naszej tożsamości. Naszego szczęścia.
Żeby wkroczyć na drogę życia pasją, trzeba próbować wielu rzeczy. Ja jeździłam konno, uprawiałam rozmaite sporty, aż w końcu zostałam tym, kim jestem. Prędzej czy później jedna z tych rzeczy sprawi, że poczujesz to coś. Aby tak się stało, warto sobie zadać pytanie: „Co byś chciał robić w życiu, gdyby nie chodziło o pieniądze?”.
Jeśli naprawdę masz pasję i będziesz do tego dążył z uporem, będzie można z tego żyć. Zawsze. Pieniądze pochodzą nie tylko od korporacji.
KK: Kiedy Kowalski odchodzi z korporacji, zawsze pojawia się tabun Nowaków, którzy go krytykują. Jak sobie radzisz z hejtem?
PB: To czysta zawiść, spowodowana brakiem tego, co posiadasz. W życiu potrzeba przede wszystkim odwagi, by postawić wiele rzeczy na jedną kartę. Ci, którzy nie mają tej odwagi, zaczynają, na siłę, szukać problemów w innych, którzy ją mieli. Ludzie zazdroszczą, mówiąc: „Ona/On nic nie robi i wszystko ma.”. Skoro naprawdę da się „nic nie robić i mieć”, to dlaczego ci ludzie sami nie wcielają takiej filozofii w życie?
KK: Gdybyś miała powiedzieć, w trzech zdaniach, tegorocznym maturzystom, że świat stoi przed nimi otworem, jak one by brzmiały?
PB: Należy przede wszystkim zadać sobie pytanie, w czym my czujemy się najlepsi. Gdy znajdziemy już tę ścieżkę, wkroczymy na nią, to musimy po niej iść z wielką determinacją, ciężko przy tym pracując. To nie może być ślepe podążanie za pasją i myślenie, że jakoś to wyjdzie.
Pasja zawsze musi się łączyć z ciężką pracą. Zawsze.
KK: Powiedz, gdzie Czytelnicy mogą Cię znaleźć?
PB: Najłatwiej znaleźć do mnie kontakt przez mojego bloga: www.archiwapodrozy.pl lub na Twitterze – @P_Borzecka. Chętnie odpowiem na każde sensowne pytanie.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 04/2016