Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Aplikacje w podróży, czyli o dwóch takich, co pojechały do Azji

Aplikacje w podróży, czyli o dwóch takich, co pojechały do Azji

0
Dodane: 9 lat temu

„Jedź do Azji, Maja!”, mówili. „Będzie tanio i bezpiecznie!”, mówili. No to przyjaciółkę pod pachę i jazda. W ciągu 25 dni odwiedziłyśmy Filipiny, gdzie spędziłyśmy cudowny tydzień na rajskiej wyspie Boracay i dwa dni grozy w piekielnie zaskakującej Manili oraz Tajlandię w wersji Janusz Podróży, czyli ograniczyłyśmy się do Phuket i Bangkoku. Odbyłyśmy łącznie dziewięć lotów, odwiedziłyśmy siedem miast i – mówiąc tak popularną dziś mową motywacyjną – odnalazłyśmy siebie.

Apps w podrozy Jedzonelka 1 app Combined

Ten trip był moją pierwszą dużą podróżą. Dotychczas preferowałam bezpieczne połączenia, absolutnie nie wychyliłam nosa poza granice Europy, a najdalej na Wschód byłam w Lublinie. Coś mnie jednak ciągnęło w stronę przygody. Wykorzystałam więc fakt, że Karolina kończyła akurat semestr na wymianie studenckiej w Seulu, kupiłyśmy bilety, spakowałyśmy torby i 25 grudnia 2015 roku rozpoczęła się nasza podróż w nieznane. Bardzo nieznane. Właściwie wszystko miało być nowe…

Apps w podrozy Jedzonelka 5 app Combined

…poza przyzwyczajeniami. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że bez iPhone’a przy sobie nie zrobię pięciu kroków. Nie inaczej było tym razem, a rozumiejąc doskonale dobrodziejstwa jedynego urządzenia elektronicznego, które zabrałam w podróż (poza Kindle’em i power bankiem, szanujmy się!), zasiadłam do researchu, który miał wyłonić kompletny zestaw aplikacji mających wspierać mnie podczas pobytu w Azji.

Apps w podrozy Jedzonelka 9

Co ważne – podczas wyjazdu nie korzystałam z mojej polskiej karty SIM. W sumie na Filipinach nie korzystałam w ogóle z karty SIM, miałam jednak szczęście do wyszukiwania Wi-Fi na każdym kroku. W Tajlandii z kolei zaszalałam, kupując za 400 batów 1,5 GB internetu na tydzień. Swoją drogą takie mam spostrzeżenie – po tygodniu karta nie wygasła, a internet nie przestał działać nawet po wykorzystaniu pakietu. Czary!

Poniżej znajdziesz, drogi Czytelniku, zestawienie podstawowych aplikacji mobilnych, które pozwoliły mi przeżyć na Filipinach i w Tajlandii. Wszystkie programy są darmowe i pochodzą z App Store’a.

Apps w podrozy Jedzonelka 2

iPolak [App Store / Google Play] – o aplikacji Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie słyszałam aż do rozpoczęcia przygotowań do tripu. Jest to wyjątkowo prosta i przejrzysta apka, zbierająca do kupy najważniejsze informacje niezbędne Polakowi za granicą. Telefon do najbliższej Ambasady? Proszę bardzo! Alerty terrorystyczne? Oczywiście – i to z notyfikacjami. Cła, przepisy, wjazdy. Nawet informacja o stolicy odwiedzanego kraju, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie wiedział. Dodam tylko, że na szczęście nie musiałam z iPolaka korzystać.

Airbnb [App Store / Google Play] – mając do wyboru opcje Couchsurfingu i innych Booking.com, zdecydowałyśmy, że noclegi zorganizujemy sobie, korzystając jedynie właśnie z oferty Airbnb. Część miejsc znalazłyśmy jeszcze przed podróżą, apka mobilna okazała się jednak niezastąpiona. Nie tylko, gdy trzeba było szybko wysłać skargę na jednego z hostów, ale do kontaktu ze wszystkimi hostami w ogóle. Dogrywanie kwestii transportu z i na lotnisko, pytania dotyczące zajmowanego miejsca i porady dotyczące atrakcji w okolicy. Nie lubię mnożyć kanałów komunikacji, ale jeszcze bardziej nie lubię używać prywatnych do tak krótkich relacji.

Kurrency [App Store] – aplikacji przeliczających waluty znalazłam jak „mrówków”, ale do Kurrency przekonał mnie po prostu jej design. Apka jest prosta, ładna, przejrzysta i z tego, co mi intuicja podpowiedziała (a później także wyciąg z konta), całkiem wiarygodnie podliczała nasze finansowe podboje w Azji.

iMessage i Telegram [App Store / Google Play] – wrzucam do jednego wora, bo te dwie aplikacje to podstawa mojej komunikacji ze światem niezależnie od czasu, miejsca i stanu, w którym się znajduję. W Azji przerzuciłam się tekstowo jednak tylko na Telegram, a z dobrodziejstw Apple korzystałam, gdy trzeba było zadzwonić na Facetime do chłopaka lub przyjaciół.

Viber [App Store / Google Play] – bo widzisz, drogi Czytelniku, moja mama niespecjalnie wyobrażała sobie sytuację, w której nie dzwoni do mnie codziennie – w nosie miała, że dziecko jedzie na wakacje, kontakt ma być i już. Z większością bliskich mogłam spokojnie porozumiewać się za pomocą aplikacji wymienionych wcześniej, ale że mama wyjątkowa jest, to i wyjątkowo dla niej zainstalowałam nam obu Vibera, który pozwala na prowadzenie rozmów telefonicznych po Wi-Fi. Aplikacja nie sprawiła mi żadnych problemów, może poza częstotliwością, z jaką korzystała z niej rodzicielka.

Zdjęcia – tu zagwozdka. Do pewnego momentu życia byłam święcie przekonana, że nie spotka mnie nic lepszego w kwestii obróbki zdjęć na telefonie niż aplikacja VSCO. Jakby to powiedział jednak Radosław Kotarski „Nic bardziej mylnego!”. Po szeregu aktualizacji okazało się, że w zupełności wystarczy do tego natywna apka zdjęciowa na iOS, trzeba tylko chcieć. Sekret tkwi w rozbijaniu suwaków w menu edycji zdjęcia – na „Jasność” składa się na przykład kontrast, ekspozycja, cienie i tym podobne. Ten „pro pro tip” zapożyczyłam od redaktora Szykulskiego.

mBank [App Store / Google Play] – taaaak… To trudna miłość, ale jak się jest w jednym banku przez dokładnie połowę życia, to trudno tak po prostu odejść – nawet gdy aplikacja mobilna pozostawia tyle do życzenia, co ta konkretna. Ot, przywiązanie. Niemniej bez sprawnej aplikacji bankowej nie byłabym w stanie sobie na tym wyjeździe poradzić z finansami. Przelewy wewnętrzne, organizacja stanu konta, bieżące śledzenie historii transakcji w celu „Sprawdzić, czy nas Kurrency nie robi w konia”. Na większy trip rzecz niezbędna.

Google Maps [App Store / Google Play] – tak, jestem jedną z tych osób. W mapy natywne nie wierzę i nie uwierzę, dopóki nie włożę dłoni w krwawiący bok. Google Maps ratowała więc niejednokrotnie sytuację, nawet przy wyjątkowo „biednym” połączeniu, a muszę przypomnieć, że jako dwie, samotnie podróżujące po Azji Europejki, nie zawsze mogłyśmy pozwolić sobie na zgubienie się na trasie. Po prostu dobrze czasem wiedzieć, gdzie się jest, i że nie jest to czarna rzyć.

Mapy od wujka zamykają moje zestawienie aplikacji używanych podczas podróży do Azji Południowo-Wschodniej. Poza nimi zdarzyło mi się wejść do apki Gmaila, gdy trzeba było wyciągnąć dane kolejnego lotu, czy sociale – w moim przypadku był to przede wszystkim Twitter, gdzie spędzam większość swojego wirtualnego życia.

Summa summarum i tak wszystko zależy od preferencji użytkownika. Podczas wyjazdu lubisz dobrze zjeść? Pamiętaj o TripAdvisorze [App Store / Google Play]! A może jesteś amatorem szybkich, zupełnie niezobowiązujących spotkań i (niekoniecznie) miłosnych uniesień? Tinder rozwiąże sporo Twoich problemów. Nie daj się zwieść poradnikom – potraktuj je jako dobrą podstawę przy tworzeniu własnego stylu podróżowania.

A, nie masz swojego stylu podróżowania? No to może najwyższy czas ruszyć wreszcie w świat?


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2016

Maja Jaworowska

Jestem dyspozytorem własnych torów. Social Media Manager, copywriter, content designer, zakochana w komunikacji. Piszę słowa i łączę je w całość.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .