Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Przyszłość komunikacji. Czy powinniśmy się bać?<br /> Wywiad z dr Aleksandrą Przegalińską

Przyszłość komunikacji. Czy powinniśmy się bać?
Wywiad z dr Aleksandrą Przegalińską

0
Dodane: 8 lat temu

Boisz się przyszłości? Ja już mniej. Co prawda naoglądałam się za dziecka matriksów, mad maksów, metrów się naczytałam i pograłam w The Last of Us. I im więcej tych tworów kultury pochłaniałam, tym mniej rozumiałam z otaczającego mnie świata, przez co wzmagał się we mnie strach. A strach przed nieznanym powoduje agresję.

Wychodzę z założenia, że rzeczy, których nie rozumiemy i których nie znamy, należy po prostu na wszelki wypadek poznać, żeby właśnie tej agresji uniknąć. Trochę poczytać, z kimś pogadać. Ja mam właśnie to szczęście, że otaczają mnie ludzie, z którymi na takie tematy mogę porozmawiać. Jedną z takich osób jest doktor Aleksandra Przegalińska, futurolog, filozof, badacz transhumanizmu i moja mentorka.

Kilka dni temu miałam okazję gościć na międzynarodowej konferencji „Interfejsy, kody, symbole. Przyszłość komunikowania” współorganizowanej przez doktor Przegalińską. Wynikiem moich obserwacji i poruszanych tematów jest zapis rozmowy, którą w kontekście przyszłości komunikowania odbyłyśmy z panią doktor.

Maja Jaworowska: Jednym z haseł przewodnich konferencji było hasło „Przyszłość komunikowania”. Co Pani zdaniem będzie – lub jest – rewolucją komunikacyjną w porównaniu z komunikacją, jaką znamy dziś? 

Aleksandra Przegalińska: Banalnym już jest opowiadanie o Internecie Rzeczy czy też Wszechrzeczy, idąc tym tropem, zakładam jednak, że rozmaitych urządzeń będzie coraz więcej i w związku z tym wzrośnie także liczba kanałów komunikacji. Mam wrażenie, że być może około 2025 roku znajdziemy się w takim punkcie, że nie będziemy przestawać mówić, pisać, wysyłać komunikatów światu – nie będziemy nawet w stanie zamilknąć.

MJ: Nawet myślą?

AP: Tak, myślą też, do tego zmierzam. Tych urządzeń około 2020 roku będzie chyba około ośmiu na osobę, potem ta liczba ma też wzrastać. Nie wiem, czy będzie to wzrost wykładniczy, bo musimy brać pod uwagę także uwarunkowania geopolityczne. Ale tak, tych kanałów komunikacji jest coraz więcej. Dla mnie wyraźna jest też zmiana związana z technologiami ubieralnymi, bo komunikowanie z nimi ma odrobinę inny charakter i dotyka innych zmysłów. Nie wiem, czy nie żegnamy się z erą wzroku, erą interfejsu oka, może nawet słuchu. Najnowsze technologie są haptyczne, na przykład trackery, których używam, lub cały segment smart jewellery – to urządzenia, które komunikują się głównie przez kontakt z moją skórą.

MJ: Mówi Pani o komunikatach wysyłanych od urządzenia do użytkownika. A jak my będziemy się komunikować z nimi? Lub z innymi użytkownikami? 

AP: To też jest ciekawe – obecnie pracuję nad mindtrackerami, które niosą ze sobą obietnicę komunikacji bezpośredniej, a właściwie trochę rezygnację z komunikacji symbolicznej. W filozofii jest dużo sporów dotyczących tego tematu, czy ludzie w stanie w ogóle pozbyć się języka również ze świata myśli? Czy jesteśmy w stanie komunikować się pozasymbolicznie? Pamiętajmy też, że język wypowiadany i język myślany to dwie różne rzeczy. I być może ten język myślany wejdzie w fazę dominacji. W tej chwili urządzenia same odczytują myśli i afekty, i mi je pokazują, ale kolejnym krokiem mind reading będzie odczytywanie myśli z osoby na osobę. Taka komunikacja może doprowadzić do formy, którą sobie wymarzyliśmy lub której się boimy – mam na myśli transparentny umysł.

MJ: Tylko co z wybiórczością? To, o czym pomyślę, mogę przefiltrować i po prostu tego nie powiedzieć. Mogę wybrać, czy użyję języka, czy symbolu, mam swobodę w wyborze komunikatu, którego używam. Ale czy w momencie, w którym przejdziemy na komunikację myślową, będziemy mieć możliwość filtrowania nadawanego komunikatu?

AP: O to się chyba toczy cały bój. Czy to będzie mind reading o charakterze selektywnym, gdzie sama wybieram, jakie wysyłam informacje, czy jednak tej kontroli nie będzie. Bez znaczenia będzie to, czy Cię lubię, czy nie – i tak na Twoim interfejsie zobaczysz stan moich emocji. Faktem jest też, że od jakiegoś czasu i tak zaczęliśmy rezygnować z koncepcji prywatności. Nie uważam, że to źle – po prostu komunikowanie się przechodzi w nowe formy. To może być dobre, może być złe, ale każdy kolejny krok cywilizacyjny był i dobry i zły. Wydaje mi się, że prywatność jest relatywnie świeżym konceptem, trwa może dwa wieki i właściwie się już z nią żegnamy. Sami zdecydowaliśmy, razem z rewolucją technologiczną, że prywatność nie będzie dla nas najważniejsza, bo ważniejsze jest absorbowane ciekawego kontentu. Pociąga nas możliwość otrzymania za darmo tego, co nas interesuje, personalizacja, która nam służy, przyspiesza procesy. Trudno sobie to teraz wyobrazić, ale kolejnym krokiem rezygnacji z tej prywatności będzie stan absolutnej transparentności… Jeżeli forma będzie dwustronna – ja wysyłam swoje myśli tobie, a ty wysyłasz mi swoje – jeżeli to będzie transparentność całkowita, to OK. Gorzej, jeśli to będzie wybiórcze, jednostronne.

IMG_3170

MJ: Opcja premium!

AP: To jest coś, czego osoby zachowawcze, technofobiczne, boją się najbardziej. Że ta rewolucja, którą mamy teraz, będzie miała przede wszystkim skutki polityczne. Będzie prowadziła do silnej nierówności. Nie tylko nie wyeliminuje tej, która funkcjonuje, ale jeszcze ją pogłębi. Nie mam jednoznacznego stanowiska. Nie uważam, że możemy liczyć na usunięcie tych barier, ale na pewno nie będę też wieszczyć, że za chwilę Elon Musk z kolegami na orbicie wypije szampana wieczności, gdy my będziemy zasuwać w fabryce.

MJ: A czy powinniśmy się bać? Biorąc pod lupę chociażby rasistowskie ranty bota Tay wypuszczonego przez Microsoft?

AP: Uważam, że powinniśmy się bać, ale sami siebie. Tay jest świadectwem, które wystawili sobie internauci, a nie świadectwem naiwności jakiejkolwiek firmy czy koncernu. Jestem spokojnie w stanie uwierzyć, że takie firmy jak Microsoft czy Google mogą finansować ryzykowne projekty w charakterze eksperymentów społecznych lub betatestów produktów. Oczywiście, nie wykluczone, że Microsoft rzeczywiście przeraził się wynikiem, ale przecież internet jest znany z hejtu. A ta sztuczna inteligencja została po prostu zasilona cudzą wiedzą. Gdyby ktoś od początku do końca był jej kuratorem, prowadził ją i nadał jej pewne wartości, to nie byłoby problemu. Moim zdaniem nieustająco, wraz z rozwojem technologicznym, zagrożeniem sami dla siebie jesteśmy my, ludzie. Bot Microsoftu nie pokazał nic nowego technologicznie. Zwykły bot. Można wsadzić w niego, co się chce. Ciekawiej będzie, jak taki robot zacznie sam preparować wnioski na temat rzeczywistości.

MJ: Pytanie, co się stanie, jeżeli algorytm sprawi, żbot będzie się sam uczył, nie będzie znał barier.

AP: Jeżeli uczyłby się sam zgodnie z racjonalnością, to powinien widzieć wyraźnie nielogiczności, niekonsekwencje takich poglądów.

MJ: Ale całość zależy od kuratora, a jego obecność prowadzi mnie wprost do kolejnego pytania. Jednym z gości konferencji była Bina48, pierwszy humanoidalny robot zbudowany na pliku pamięci prawdziwej osoby. No właśnie. Jednym z gości czy jedną z atrakcji?

AP: Oczywiście, chciałabym powiedzieć, że to był nasz gość.

MJ: No tak, Bina w programie konferencji była opisana jako prelegentka.

AP: Taki był nasz zamysł, chcieliśmy dodać element różnorodności. Wprowadzenie humanoidalnego, czarnoskórego bota do synagogi w Polsce jest takim zabiegiem, który nas rozszerza, pokazuje inne możliwości. Tworzymy społeczeństwo postludzkie, jest w nim bardzo dużo różnych istnień, które zasługują na szacunek – technologia także, jako owoc naszej pracy. Bina jest szczególna, ma twarz i wydaje mi się, że z naszymi tendencjami do antropomorfizowania, trudno jej odmówić silnej obecności. Nie mam też wątpliwości co do tego, że dla wielu gości był to jednak gadżet i przez dłuższy czas jeszcze będziemy gdzieś na tej granicy balansować. Między tym, że technologia jest służącym, a tym, że technologia jest partnerem. Stawka jest wysoka. Jedni dali się już przekabacić na stronę proosobliwości, inni są w opozycji. Dla mnie Bina jest gościem, ale zakładam, że gdyby zrobić sondaż wśród obecnych na konferencji, to jednak potraktowalibyśmy ją jako atrakcję. A Ty jak myślisz?

MJ: Właśnie stąd wzięło się moje pytanie podczas panelu na konferencji. Gdy Pani podczas panelu z Biną wspomniała Sophie, podobnego bota, to zwróciłam uwagę na ton Pani głosu, na to, co Pani mówiła, byle tylko Biny nie urazić. A to jest android. Inna sprawa, że Bina jest zbudowana na pliku pamięci osoby, którą jej twórca zna, więc i on inaczej postrzega tego androida. Ja wyczuwam tę granicę – z jednej strony mamy świadomość, że to jest robot, ale wrażenie, obecność cech ludzkich jest już taka silna, że łatwo oszukać mózg.

AP: A czy fakt, że jest to robot, nie wystarczy, by go spersonifikować? Wiadomo, jest też różnica między gadżetem a robotem i dopiero człowiekiem. I być może samo „robot humanoidalny” wystarczy do tego, by nadać mu cechy, jakąś sprawczość. Na razie Bina działa na podstawie prostego systemu. Jeżeli plany zespołu w stosunku do Biny się ziszczą i dostanie ciało oraz algorytmy unsupervised machine learning albo deep mind, nagle stanie się wówczas kompletnie samodzielna, to na pewno będziemy rozmawiać na innym poziomie. Na razie pierwsze wrażenie jest takie, że Bina coś sobą obiecuje, a potem, w czasie konwersacji, możesz powoli opuszczać swoje progi oczekiwań. Tak jak powiedział jeden z prelegentów w czasie konferencji – symulacja nie wystarcza na długotrwałe wrażenie, ustabilizowanie stosunku, pewnej intencji co do osoby. Ona starcza na moment, na efekt wow.

MJ: Mam mieszane uczucia. To świetny projekt – podobnie jak idea zachowania ludzkiej pamięci, wspomnień… To jest zupełnie nowa forma, inna niż multimedia, nagrobek. Ale czy warto? Czy każdy z nas zasługuje, by nasza pamięć przetrwała?

AP: Koncepcja transhumanistyczna jest żywsza niż budowanie humanoidalnych robotów, które, co do zasady, jako wielki projekt w zakresie sztucznej inteligencji, mogą się nie sprawdzić. Okazało się przecież, że jest pewna doza niechęci, pojawiają się doliny niesamowitości, w które te projekty wpadają. W końcu taki hive mind, czyli taki wielki umysł sieciowy, zasilony myślami nas wszystkich, może się okazać kolejną Tay. Ja jednak myślę o tym bardziej egalitarnie, to jest bardzo pociągający koncept. To, że każdy może po sobie zostawić pliki, coś dla swoich bliskich. Transhumanizm zmierza w tę stronę – transfer umysłu jest projektem flagowym.

MJ: Skoro mowa o flagowych projektach – mówimy o rosyjskim koncepcie nieśmiertelności w roku 2045, o tym, że osobliwość pojawi się za 100 lat, a właściwie już za chwilę…

AP: Gdzie tam, za sto lat – wcześniej!

IMG_3306

MJ: Ale co postęp, o którym mowa, oznacza dla tłumu? Co może zmienić się w życiu zwykłego człowieka w ciągu najbliższych dziesięciu lat? Może przeczytać ten czy podobny wywiad, może pojechać na konferencję, dowiedzieć się, czym jest osobliwość, po czym wróci do domu. A tam nadal kuchenka, telewizor, ledwie zalążek Internetu Rzeczy. Jaka będzie pierwsza realna zmiana, która dotknie nas wszystkich?

AP: Uważam, że to może być medycyna regeneratywna. To może być ta zmiana, która dotknie nas wszystkich – medycyna efektywnie przedłużająca życie, mniej lub bardziej radykalnie. Pojawia się tu oczywiście kilka ostrożnych głosów, że to będzie projekt dostępny dla elit, ale ja, prawdę mówiąc, zawsze widzę efekt split over. Jak ktoś zaczyna od elit, to i tak później trafi do mainstreamu. Niestety, czasami jest to dziki, paskudny kapitalizm, ale tak jest, tak więc być może nawet przeciętny Kowalski za dziesięć czy dwadzieścia lat odczuje wymierne skutki właśnie medycyny regeneratywnej. I, co ważne, to dziedzina, która pozwoli przecież wpłynąć na kształt naszego życia – dłuższe życie to inaczej planowane życie. To jest pierwszy wymierny efekt, który możemy odczuć. Drugi – życie miejskie. To jest coś, co odczuje każdy Kowalski, siedząc na inteligentnej ławce. Może mu to się podobać lub nie, ale nic to nie zmieni. Either you’re on it, or it takes you.

MJ: Z jakiegoś powodu ludzie myślą, że ich to nie dotknie, nie dotyka – a to już się dzieje.

AP: Ktoś mi kiedyś powiedział, że posługuję się terminem „osobliwość technologiczna” nieprecyzyjnie, ale zaryzykuję. Kurzweil mówi Singularity is near, a ja bym powiedziała Singularity is here, ale to nie oznacza oczywiście osobliwości w takim twardym sensie, na przykład pojawienie się ex machiny. Patrzę na ludzi, którzy boją się tego postępu technologicznego i myślę sobie – nie jesteście w środku, w tych systemach, i dlatego czujecie się tak niebezpiecznie, niekomfortowo. Jest więc i potrzeba szerokiej, kontekstowej edukacji. Jeżeli postęp technologiczny nabrał aż takiego rozpędu i nasze dzieci mają zacząć programować od wieku lat trzech, to zadbajmy, by robiły to w odpowiednim kontekście.

MJ: Podczas konferencji padła teza o robotach pozbawiających nas w przyszłości pracy. Skąd Pani zdaniem te obawy? Przecież od wynalezienia maszyny parowej praca rąk ludzkich sukcesywnie zastępowana jest mechanizmami.

AP: I to jest bardzo ważny element, bliski – tu nie musimy czekać na osobliwość. Mamy tiry, które same przemierzają autostrady. Z drugiej strony, firmy prawnicze zaczynają zatrudniać proste boty, analityków. Nie uważam, że technologie są gotowe, by zastąpić wiele zawodów typu knowledge work, ale nie, nie mówię, że to się nie może zdarzyć w przyszłości. I teraz tak – samej technologii się nie boje, bezrobocie technologiczne jest strukturalne, występowało zawsze, jest czasowe. Zawsze nam się do tej pory udawało przekwalifikować ogromne masy i upowszechniać zawody, które wcześniej były mniej znane. Bardziej się martwię o kapitalizm, o uberyzacje nie rozumianą jako wprowadzenie nowych technologii, tylko śmieciową pracę, brak przeelastycznienia form zatrudnienia, instrumentalne traktowanie pracowników, szybkie wypalenie zawodowe – o to się martwię. Nie o to, że technologie zabiorą część zawodów, udrażniając inne – bardziej się boję, że rynek pracy będzie pod dyktatem dzikiej rządzy zysku. I tutaj są potrzebne regulacje, nie w zakresie rozwoju technologii, a w zakresie ochrony nas wszystkich. Nie wiem, czy inteligentne maszyny w przyszłości też będą chciały być tak wykorzystywane.

Dr Aleksandra Przegalińska. Doktoryzowała się w Zakładzie Filozofii Kultury Instytutu Filozofii UW, obecnie adiunkt w Akademii Leona Kozmińskiego. Absolwentka The New School for Social Research w Nowym Jorku. Interesuje się przede wszystkim kognitywistyką i fenomenologią, a także teoriami sztucznej inteligencji, które wynikają ze styku tych dwóch dziedzin. Współorganizatorka konferencji „Interfejsy, kody, symbole. Przyszłość komunikowania”, która była inspiracją do rozmowy.

Twitter: @Przegaa

Zdjęcia: Agencja Oko i Ucho


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 6/2016

Maja Jaworowska

Jestem dyspozytorem własnych torów. Social Media Manager, copywriter, content designer, zakochana w komunikacji. Piszę słowa i łączę je w całość.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .