Fitbit Alta – fitness tracker dla leniucha
Moja przygoda z wearable devices zaczęła się około półtora miesiąca temu, wraz z pojawieniem się na moim nadgarstku tej małej, niepozornej opaski. Co robi i czy warto ją mieć?
Na wstępnie zaznaczę, że jestem strasznym leniuchem. Sporo chodzę, lecz jeszcze więcej śpię, a od kilku miesięcy aktywnie nie trenowałam więcej niż raz w tygodniu. Sport był jednak ważną częścią mojej codzienności przez wiele lat, a i wszyscy znajomi mieli już krótsze i dłuższe przygody z podobnymi zabawkami, więc dałam się podpuścić i przygarnęłam Altę.
Pierwsze wrażenie i wygląd
Coś, co rzuciło mi się w oczy podczas odpakowywania tego malucha, to wyjątkowa… zgrabność? Tak, chyba tak. Alta jest zgrabna, kobieca. Nawet z defaultowym, czarnym paskiem wyglądała całkiem ładnie. Moja siedzi za to w firmowej, grafitowej, skórzanej opasce. Jest moim zdaniem odrobinę overpriced (299 złotych), trzeba jej jednak przyznać, że wygląda bardzo stylowo. Niestety już dwa razy, podczas zupełnie rutynowych sytuacji, postanowiła się odpiąć i tylko fart sprawił, że przy okazji nie zgubiłam Fitbita. Niemniej na nadgarstku wygląda świetnie. Jest classy i pasuje do większości stylizacji.
Także baza, czyli sam Fitbit, wygląda super. Prościutki, podłużny wyświetlacz, który wygasza się, gdy ręka jest w spoczynku. Dobrze leży, nie ciśnie i przede wszystkim nie przemieszcza się po nadgarstku. Jeżeli więc chodzi o kwestię samego wyglądu i większości fizycznych aspektów – nie mam do Fitbita większych uwag. Właściwie to żadna smart opaska, którą widziałam wcześniej, nie podobała mi się wizualnie tak, jak Alta.
Co robi?
Alta robi najbardziej podstawowe rzeczy – liczy kroki, monitoruje sen, zlicza aktywności, spalone kalorie i… no właśnie. Podstawowym i, wydaje mi się, że największym minusem, jest brak pulsometru. Z podobnymi odczuciami spotykałam się, śledząc inne recenzje opaski. Mamy w końcu 2016 rok, a biorąc pod uwagę cenę tej zabawki i jej ponoć fitnessowe przeznaczenie, fajnie byłoby, gdyby potrafiła sprawdzić mi tętno – ułatwiłoby jej to wiele zadań.
Notyfikacje
Najbardziej jednak urzekło mnie coś, czym jestem absolutnie zachwycona, to zintegrowane z telefonem notyfikacje. Alta daje możliwość spięcia bransoletki z iPhone’em, dzięki czemu słyszę, a raczej czuję każdego SMS-a i połączenie telefoniczne. SMS-ów otrzymuję niewiele, bo ze znajomymi gadam raczej przez rozmaite komunikatory, to akurat pomost z połączeniem przychodzącym doceniam dzień w dzień, gdy telefon leży na dnie torebki lub ładuje się z dala od łóżka. Niby opaska sportowa, a mnie najbardziej porywa notyfikacja. Polecam. Można korzystać także z powiadomień kalendarza!
Rusz się!
Kolejna ulubiona funkcja, po notyfikacjach, to zdecydowanie „Reminders to Move”. Opcja polega na przypominajkach wysyłanych wibracjami przez opaskę – w ten sposób Alta pilnuje na bieżąco zwykłej aktywności fizycznej, jeżeli w ciągu danej godziny nie zrobimy przynajmniej 250 kroków. Uwielbiam tę opcję, w szczególności biorąc pod uwagę moją „siedzącą” pracę – przyznam, że jeśli tylko posłucham opaski, to tych kilka kroków faktycznie zrobi różnicę dla organizmu. Niby drobnostka, ale ja przybijam jej wysoką piątkę.
Sweet dreams!
No i sen! Wreszcie moja ulubiona dyscyplina. Tu Alta robi robotę, którą przewyższa każdą aplikację na telefon, nawet moją ulubioną Sleep Cycle. Nie wyróżnia się raczej nad trackery snu oferowane przez inne opaski, jako że Alta jest moją pierwszą, to zdecydowanie doceniam różnicę. Rzecz w tym, że aplikacje na iPhone’a są świetne, o ile śpi się samemu – niezależnie czy chodzi o partnera, czy o zwierzę. Dla opaski to nie problem, bo i tak ściągnie tylko aktywność użytkownika. No i te budziki. Delikatne wibracje, czyli pierwszy budzik, którego nie mam ochotę wynieść na kopach za okno. No i najważniejsze – jeszcze nigdy mnie ów budzik nie zawiódł.
Co do samego monitorowania snu – nie mam uwag. Dzięki rozbudowanym wykresom jasno mogę sprawdzić, jak stresujący dzień wpływa na jakość mojego snu, a jak śpię po relaksującym weekendzie.
Sport
I tu zaczynają się schody. Poćwiczyłam z Altą jedynie do testów – tak jak wspominałam, nie jestem ostatnio najwyższej klasy sportowcem. To, że monitoruje trening i podlicza czas, który spędziłam na aktywności – super. Robi to całkiem wiarygodnie i faktycznie ogarnia, że się ruszam. Niestety, robi to samo, gdy sprzątam, macham rękami przy głowie, układając fryzurę, lub w ramach reisefieber biegam po mieszkaniu, pakując walizkę. W rezultacie po kilku tygodniach nie wiem, czy tego dnia rzeczywiście ćwiczyłam, czy po prostu zmywałam naczynia. Nie poddam się jednak i dam jej jeszcze pod tym kątem szansę. SmartTrack™ ma jednak właśnie to zadanie – automatycznie zliczać aktywność. Strzelam, że przy kolejnych iteracjach produktu, będzie robić to bardziej wiarygodnie.
Wyświetlacz
Tu niestety zbyt często nie możemy się z Altą dogadać. Z założenia ma się podświetlać w momencie podniesienia nadgarstka w geście sprawdzenia czasu – no właśnie, z założenia. Drażni czasem, gdy mimo zdecydowanego ruchu ręką, wyświetlacz pozostaje zgaszony. Poza ruchem może go jednak wybudzić podwójne stuknięcie. Także tu mamy konflikt. Czasami, gdy chcę sprawdzić godzinę, a akurat mam zajęte ręce, muszę użyć do wybudzenia ekranu czoła. Przeskakiwanie między widokami też nie zawsze działa. Nie ukrywam, wkurza mnie to.
Aplikacja
Tu jest świetnie. Aplikacja jest przewygodna i otwiera przed nami całkiem nowe możliwości opaski. To za jej pomocą monitoruję wszystkie statystyki, ustawiam budziki, spinam spożycie wody i dietę z innymi metrykami, jak na przykład realizacją codziennych celów w liczbie pokonanych kroków. Przyczepię się do softu jedynie w miejscu celu wagowego – chciałam się pobawić, ale przy mojej niedowadze cel odchudzenia byłby niebezpieczny dla zdrowia. Niestety, Alta daje mi na to figę z makiem, bo nie mogę ustawić przytycia jako goalu. Smuteczek. Poza tą jedną rzeczą apka jest jednak cudna.
Wodoodporność, bateria, ładowarka
Alta nie za bardzo toleruje wodę. Jest podobno odporna na ochlapanie, nawet tego jednak wolałam nie sprawdzać. Na bank podobno nie sprawdzi się podczas wizyty na basenie, czego także nie sprawdzałam. Za to bateria zasługuje na order – trzyma super przez prawie tydzień, nie ładowałam jej do tej pory częściej niż raz na pięć dni. Jeżeli chodzi o sam kabelek – bardzo spodobał mi się klips do ładowania opaski. Nie da się go właściwie źle przypiąć, a sama Alta ładuje się bardzo szybko.
Podsumowanie
Alta do tego momentu spełnia moje oczekiwania. Mam nadzieję, że zbiorę się w sobie, by sprawdzić, jak zmonitoruje moje poczynania sportowe, gdy tylko organizacja czasu pozwoli mi na regularne treningi. Do tego jednak czasu chwalić będę pod niebiosa kilka z jej przyjemnych funkcji. Minusem pozostaje jednak cena – Alta kosztuje około 550 złotych, doliczając do niej koszt dodatkowych pasków i ewentualnej przesyłki podbić możemy nawet do 1000 złotych, co jak na opaskę fitness bez pulsometru jest zdecydowanie zawyżoną kwotą. Niemniej, czekam na kolejne propozycje Fitbita – Alta zachęciła mnie do używania podobnych sprzętów i z każdym dniem spoglądam na nią coraz częściej. Może w końcu nawet ruszę się na siłownię.
Ocena 7/10
Plusy:
- Reminders to Move,
- tracker snu,
- notyfikacje spięte z telefonem,
- aplikacja,
- wygląd
Minusy:
- nieposłuszny tracker ruchu,
- zbuntowany wyświetlacz,
- brak wodoodporności,
- cena
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2016
Komentarze: 1
mam pytanie: co oznacza jeżeli opaska wyłącza się po dołączeniu od ładowarki – czy produkt jest wadliwy ?