Moja technologia
Zaczęło się niewinnie, bo od podróży na koniec świata. Opowiem Ci trzy, krótkie historie – każda o tym, jak moja technologia zmieniła kilka dni mojego życia.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2016
Pierwsza historia jest o celu. Niecały miesiąc temu zadzwoniła do mnie mama. Pogadałyśmy chwilę, po czym poprosiła mnie o pomoc. Okazało się, że córeczka przyjaciół mojego brata, Basia, ma poważne problemy ze zdrowiem: chore serce i bardzo wąskie tętnice płucne, których cewnikowania nie każdy chciałby się podjąć. Na szczęście jej rodzice znaleźli odpowiednich lekarzy – niestety, trzeba było znaleźć i fundusze na ratowanie życia małej. Postawili więc zbiórkę na SięPomaga i wspierali, jak mogli. Uzbierali 13 tysięcy z założonych 37 tysięcy, ale brakowało dodatkowego bodźca. Tym bodźcem okazał się Twitter.
Wrzuciłam linki do zbiórki, znajomi i bliscy dorzucili od siebie talary oraz wsparcie, udostępniając informację dalej. I wtedy pojawił się Pan Zbyszek, który wytoczył działa w postaci swojego niewiarygodnego zaangażowania i potężnego zasięgu. Do akcji dołączyło się półtora tysiąca osób.
W pięć dni zebraliśmy brakującą kwotę, 24 tysiące złotych. Na 2 sierpnia zaplanowana jest Basina operacja. A ja nie mogę powstrzymać łez, widząc, że moja obecność w sieci wreszcie się na coś przełożyła, na coś prawdziwego, na coś, co mogę zobaczyć. To wreszcie ma ręce i nogi, heh. Basiu, teraz Twoja kolej. Trzymamy za Ciebie kciuki.
Druga historia jest o braku granic. Ten piątek spędzałam tradycyjnie, sącząc z przyjaciółmi piwo w Miejscu Chwila. Ciepło, przytulnie, w miarę pusto jak na koniec tygodnia. W pewnym momencie, akurat podczas sekundowej ciszy wynikającej ze zmiany tematu, podsłuchaliśmy głos mężczyzny, który rozmawiał obok nas przez telefon.
– Tak, zamach stanu. Wojsko jest na ulicach. Dosłownie 10 minut temu.
Nie musieliśmy słuchać dalej, telefony w sekundę wyrosły w naszych dłoniach. I teraz tak – gdyby podobny wycinek rozmowy usłyszeli na przykład moi rodzice, to pewnie włączyliby radio lub telewizję i niewiele by się dowiedzieli. My z kolei w kilka sekund odsialiśmy niewiarygodne źródła, szybko sprawdzając status wydarzeń na Twitterze i Reddicie. Gdy 20 minut później pierwsze media tradycyjne zaczęły podawać informacje, my już mieliśmy ich komplet. Ba, telewizja swoje relacje opierała w części na danych, które my analizowaliśmy już od godziny.
Wszelkie działania, transmisje, oparte o czas rzeczywisty są dla mnie najważniejszym potwierdzeniem potęgi technologii i nowoczesnej komunikacji. Real Time w kontekście ważnych wydarzeń na świecie oraz jego zabawna odmiana, czyli Real Time Marketing, zmniejszają świat do rozmiarów ekranu mojego telefonu. Mogę być wszędzie, jestem wszędzie.
Aktualnie w Australii i to jest historia numer trzy.
Mój chłopak przeprowadził się na rok do Brisbane w stanie Queensland. Widujemy się codziennie, codziennie rozmawiamy, codziennie snujemy nowe plany – odległość ani różnica czasu nic nie zmieniła pod tym względem w komunikacji. To jest absolutnie drugi koniec świata! Uwielbiam tę perspektywę. Uwielbiam czasy, w których żyję. Wszystko dzięki mojej technologii.
Za dużo słucham o zagrożeniach płynących z wirtualizacji. O wypadkach ludzi biegających po mieście za Pokemonami. Za dużo słyszę o tym, że wszystkiemu winny jest postęp.
Z postępem, z technologią, z przyszłością, jest jak z łyżką – możesz nią jeść lody, ale możesz też nią wydłubać komuś oko. To nie narzędzie jest niebezpieczne, niebezpieczne są tylko umysły.
Mam szczęście żyć w bańce umysłów, które technologię wykorzystują w mądry sposób, nikogo nie krzywdzący, a jedynie sprawiający, że świat może być odrobinę lepszy. Polecam moją technologię.