Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Nadzieja rebelii – Apple Watch Series 2 Nike+

Nadzieja rebelii – Apple Watch Series 2 Nike+

1
Dodane: 8 lat temu

Dominik w grudniowym iMagazine przedstawił Wam nowy sportowy Apple Watch 2, sygnowany marką Nike+. Dziś, zgodnie z zapowiedzią, podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami z użytkowania nowej wersji nosidła z Cupertino, w rozmiarze 42 mm, ze srebrną kopertą aluminiową, paskiem w kolorach szarym i żółto-zielonym oraz napiszę co nieco o jego najważniejszym aspekcie, czyli funkcjach fitnesowych.

Uczymy się na błędach

Na początku o moich wrażeniach po zakupie drugiej generacji nosidła od Apple. Byłem wczesnym użytkownikiem pierwszej wersji – Apple Watch Sport w rozmiarze 42 mm. Kupiłem go ponad dwa lata temu za horrendalne pieniądze, w czasach jego całkowitej niedostępności w Polsce. Dziś już bym tak nie zrobił, ponieważ – jak to zazwyczaj bywa z pierwszymi wersjami produktów – Apple Watch Sport wielokrotnie wywoływał u mnie efekt obrzydzenia. Do marki, do produktu, a wszystko przez jego dziś zrozumiałe niedopracowanie. System watchOS w wersji pierwszej był praktycznie nieużywalny. Wszystko chodziło przerażająco wolno, aplikacje (nienatywne) potrafiły uruchamiać się nawet minutę (!). Wraz z kolejnymi wersjami oprogramowania było co prawda lepiej, ale dopiero watchOS 3 przyniósł prawdziwą zmianę, która umożliwiła korzystanie z pierwszej generacji Apple Watch w akceptowalny sposób.

Wersja Sport miała także wiele wad konstrukcyjnych. Zbyt luźno osadzona nieprecyzyjna koronka, jeden słaby mikrofon, który podczas biegu w wietrzny dzień praktycznie okazywał się do niczego, gdyż okazjonalny rozmówca, który akurat wtedy dzwonił, nie słyszał praktycznie nic. Zegarek nie był także wodoszczelny. Można z nim było brać prysznic, ale nie oszukujmy się: decydowali się na to raczej fanatycy marki, a nie normalni użytkownicy, którzy obawiali się usterek i tego, że Apple odmówi im serwisowania takiego sprzętu. Zegarek nie liczył również, z oczywistych powodów, przepłyniętych długości basenu, nie do końca więc w mojej opinii zasługiwał na nazwę „Sport”. Busola, w której znajdowały się czujniki, była plastikowa i bardzo szybko rysowała się od magnetycznej złączki do ładowania. Wyglądała też szalenie tandetnie. W zestawie Apple dodawało przewód o długości trzech metrów, co w przypadku podróżowania również doprowadzało mnie do szaleństwa. Nie było modułu GPS, co wymuszało bieganie z iPhone’em na ramieniu. Dokładnie tak samo, jak to się robiło przed pojawieniem się sportowego nosidła z Cupertino. Mimowolnie czułem, że używam okrojonej wersji produktu. Pełnej nie można było kupić, ponieważ nie istniała. Umówmy się – zegarek dla sportowców bez modułu GPS to żaden zegarek. Na koniec: bateria. Przy mojej intensywności treningów: dwa w ciągu dnia, w tym bieganie, wytrzymywał maksymalnie dwadzieścia godzin.

Apple Watch Series 2 rozwiązał dosłownie wszystkie problemy pierwszej generacji. Po kolei: szybszy procesor, precyzyjniejsza koronka dzięki zastosowaniu uszczelki, wodoszczelność do 50 m, program treningowy dla pływaków, dwa mikrofony, ceramiczna busola na czujniki, która nie rysuje się wcale i jest obecna już w najtańszej wersji aluminiowego zegarka, metrowy przewód do ładowania, no i najważniejsze – bateria wytrzymująca do trzech dni pracy. W moim przypadku są to dwie pełne doby z treningami i ciągłą pracą na dość wysokich obrotach. Jest też moduł GPS, który raz na zawsze uwolnił mnie od biegania z iPhone’em. To nawet nie jest gratyfikacja produktowa, to wybawienie. Nawet pudełko nie waży już tyle, co cegła, ponieważ nie posiada podłużnego, plastikowego, dociążonego stalowymi obciążnikami etui, które miało udawać, że zegarek Apple to produkt konkurujący z markami pokroju Rolexa.

To, co czułem po rozpakowaniu i pierwszej synchronizacji Apple Watch Series 2 Nike+, to ulga i poczucie dobrze ulokowanej gotówki. Apple, jak chyba nigdy wcześniej, nie poszło drogą na skróty i nie zignorowało użytkowników, ale zdaje się przez te dwa lata skrzętnie spisywało uwagi i ostatecznie wyeliminowało większość błędów. Brawa, duma i szczere dziękuję, ale o tym na końcu. Przejdźmy do sportu.

Precyzja celu

Watch Nike+ to produkt będący uosobieniem precyzji. Po pierwsze, o czym już wspomniałem, precyzji wyciągnięcia wniosków z popełnionych błędów. Po drugie precyzji pomiarów i całego user experience.

Dominik szczegółowo opisał różnice pomiędzy wersją sygnowaną Nike+, a pozostałymi nowymi modelami Apple Watch (Series 1 i Series 2). Ja skupię się na trzech nowościach. Po pierwsze: partnerstwo z Nike. Aplikacja dla biegaczy oraz stojące za jej stworzeniem miesiące badań we współpracy z gwiazdami sportu i ekspertami, których – nie oszukujmy się – Nike ma więcej niż Apple, zaowocowały naprawdę fenomenalnymi zmianami. Aplikacja – zarówno na iOS, jak i wbudowana od razu w watchOS – zapewnia dwie rzeczy: klarowność i precyzję informacji oraz szybkość działania. Bieganie z jej wykorzystaniem to czysta przyjemność. Systemowy asystent treningów watchOS też nie jest zły, ale nie posiada tego czegoś, co sprawia, że motywacja rośnie, podobnie jak zaufanie do produktu przeznaczonego dla sportowców. UI obu aplikacji również jest wycyzelowany w najdrobniejszych detalach. Całość pozwala skupić się na sporcie, a nie na główkowaniu, do czego użyć danego przycisku, jak wymusić odtwarzanie konkretnej playlisty po rozpoczęciu treningu, czy w końcu jak ustawić autopauzowanie pomiaru, gdy przystaniemy. Proces konfigurowania „Nike+ Run Club” jest bajecznie prosty i całkowicie inny niż w przypadku systemowych rozwiązań.

Po drugie precyzja pomiaru. Apple Watch Series 2 (bez względu na to, czy sygnowany marką Nike+, czy nie) jest po prostu dokładniejszy. Różnicę odczuwam głównie w zakresie pomiaru tętna, dystansu oraz wyciągania średniej po zakończeniu treningu. Jedyne, co mogłoby być rozwiązane jeszcze lepiej, to pierwsza konfiguracja programu przeznaczonego dla pływaków. Pytanie, które jest zadawane na starcie, to m.in. „Jaka jest długość basenu, w którym się znajdujesz?”. Pomijając, że można określić stopień swojego zaawansowania, jeśli chodzi o pływanie, to zadawanie tego pytania początkującym jest idiotyczne. Jestem przekonany, że nikt z tej grupy nie wie, jak na nie odpowiedzieć. Dokładność pomiaru dystansu ma wahania względem faktycznych danych, między 200 a 250 metrów. Sporo i całość tej funkcjonalność z pewnością zostanie poprawiona w kolejnej generacji. Tutaj znowu mamy do czynienia de facto z publicznymi testami na klientach, ponieważ warunki laboratoryjne nigdy w przypadku urządzeń dla sportowców nie będą miarodajne. Nie jest przecież tajemnicą, że Apple dysponuje naszymi danymi i wykorzystuje je w procesie poprawiania jakości. To jednak wątek na osobny felieton. Moduł GPS również jest bardzo dokładny. Trasa zapisywana jest w historii treningów, dokładnie w ten sam sposób, jak to się dzieje w przypadku wykorzystywania modułu GPS iPhone’a. Nie miałem z nim żadnego problemu. Doceniam również fakt, że dzięki temu, iż Apple Watch Nike+ ma go w sobie, omijamy nieustanną synchronizację danych między iPhone’em i nosidłem. Dopiero gdy wrócimy do domu i uruchomimy aplikację „Nike+ Run Club”, rozpocznie się synchronizowanie odbytych treningów. Dane do systemowego „Zdrowia” synchronizują się oczywiście w tle. Jedno, czego brakuje w przypadku współpracy z Nike, to wsparcie dla „Nike+ Training” i umieszczenie w watchOS drugiej aplikacji, sygnowanej marką Nike, która jest dostępna na iOS i zapewnia obszerną bazę naprawdę genialnych programów treningowych dla niemal każdej partii naszego ciała. Mam nadzieję, że aplikacja przyjdzie wraz z którąś z przyszłych aktualizacji systemu. Jest po prostu konieczna. Tutaj znowu zastrzeżenie – systemowa działają bardzo dobrze, ale za UX i UI tych od Nike dałbym się pokroić.

Po trzecie nowe tarcze. Zauważyłem, że odkąd mam AW Nike+, używam wyłącznie tarcz z logotypem Nike+. To nie tylko czyni ten produkt jeszcze bardziej markowym, niż jest, ale też podkreśla jego naturalny sportowy charakter. Pamiętam, jak użytkownicy pierwszej generacji szybko wpadli na pomysł, jak na jednej z tarcz watchOS wymusić pojawianie się logo Apple. Ludzie są po prostu przyzwyczajeni, że zegarki mają na tarczach logo lub nazwę ich producentów. Może to placebo, ale dla mojego oka niezwykle przyjemne. Jako że lubię ładne rzeczy, nie mogę nie napisać, że tarcze są po prostu przepięknie zaprojektowane i czytelne. Nie ma także możliwości modyfikowania kolorystyki poza odcieniami bieli, żółto-zielonego koloru z paska i szarości. To zabieg celowy, który jedni znienawidzą, a inni – w tym ja – pokochają. Apple nie pozwala ustawić niepasującej do niczego tarczy. Wiem – to subiektywne. I dobrze.

Z mniejszych spraw, które zauważyłem, to łagodniejszy silnik haptyczny, dzięki któremu uderzenia informujące o notyfikacjach są jeszcze bardziej „ludzkie” – naturalne i mniej natarczywe. Brawo, to naprawdę jest cyzelowanie produktu. Po wyjęciu Apple Watch Series 2 z pudełka i pierwszym użyciu koronki możemy odnieść wrażenie, że jest wadliwa, ponieważ chodzi dość ciężko. Wszystko za sprawą wodoszczelności i uszczelek, które muszą zostać – mówią wprost – przelane kilkakrotnie wodą i ułożone zgodnie z częstotliwością użytkowania koronki. Po kilku dniach chodzi ona już płynnie, ale nadal precyzyjniej niż w przypadku Apple Watch pierwszej generacji. Zegarek jest też nieco grubszy i ma inny profil ścięcia krawędzi ekranu – bardziej kwadratowy niż prostokątny (mierzyłem to, ponieważ myślałem, że to tylko wrażenie). Czy jest za gruby? Dla mnie absolutnie nie. Na koniec jeszcze mała obserwacja dotycząca prędkości ładowania, która została skrócona o około dwadzieścia pięć minut względem poprzedniej generacji, z wykorzystaniem dokładnie tej samej ładowarki. Jeszcze bardziej na plus. Na koniec paski. Wszystkie, które zakupiliście do pierwszej generacji nosidła z Cupertino, pasują idealnie do nowych modeli. Brawa za rozsądek!

Nadzieja

Apple Watch series 2 to nadzieja rebelii, którą Cupertino przeprowadza ostatnimi czasy w swoim portfolio. We wszechobecnym chaosie produktowym i w kontekście wielu niezrozumiałych decyzji wyprodukowanie Apple Watch 2 Nike+ to ukłon w stronę użytkowników, którzy zaufali pierwszej generacji produktu. To publiczne przyznanie przez Apple: „Dobrze, nie wyszło z pierwszą generacją, ale ją pokochaliście. Dziękujemy. Tutaj macie zegarek, który chcieliśmy pokazać dwa lata temu, ale bez Waszej krytyki było to niemożliwe”. Gdy patrzę na poprzedni AW Sport i obecny model, z wyglądu zmieniło się niewiele. Śmiało można by jednak podpisać ten produkt sloganem reklamowym, którego Apple już używało w swojej historii: „Zmieniło się niewiele, a jednak wszystko”. Obawiam się tylko, że to jeden z ostatnich tego typu produktów Apple. Marzy mi się, żeby zobaczyć za rok odświeżone MacBooki Pro, przebudowany Touch Bar (choćby dociągnięty do krawędzi klawiatury fizycznej) czy klawiaturę motylkową drugiej generacji w dwunastocalowych MacBookach. Jestem jednak realistą i wiem, że decyduje pozycjonowanie produktu. Z drugiej strony Apple potrafiło odpuścić i przyznać się do tego, że Apple Watch Gold, który kosztował prawie sto tysięcy złotych i wykorzystanie – nawet specjalnego stopu złota – nie uczyni smartnosidła produktem modowym klasy Rolexa. Za to też ich szanuję i oby takich decyzji było więcej. Niech robią to, co im wychodzi i to najlepiej, jak się da. Wtedy wszyscy będą zadowoleni.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Czytając Twój artykuł (dwa razy) mam probelemy z wyłapaniem co wyróżnia noke plus od zwykłego apple watch 2. Szkoda. Niestety artykuł Domika z grudnia pozwolił mi wyłapać więcej różnic.
To jakie są te 3 główne różnice?