Swincar – elektryczny pająk
Razem z Naczelnym Wodzem iMagazine, Dominikiem Ładą, udaliśmy się w jesienny poranek około 50 km od Warszawy celem sprawdzenia pewnego pojazdu. Zaskoczył nas i sprawił, że nie chcieliśmy wracać.
Przed wyruszeniem w drogę (należy zebrać drużynę) sprawdziliśmy oczywiście, czym jest Swincar, do końca jednak nie byliśmy pewni, czego możemy się spodziewać. Wiedzieliśmy, że to coś innego niż wszystko, co dane nam było prowadzić wcześniej. Podejrzewaliśmy jednak, że przejedziemy się i spokojnie wrócimy do Warszawy. Czym jest tajemniczy pojazd?
Swincar to dzieło dwójki francuskich inżynierów: Pascala Rambaud oraz Jerome Arsaca, którzy przez osiem lat pracowali nad tym, co dziś jest rezultatem. Udało im się skonstruować pojazd, który pokona niemal każdy teren i może nam przy tym dostarczyć masę frajdy. Posiada on cztery koła, z czego każde jest napędzanie osobno, a obie osie są skrętne. Jest elektryczny. Jego baterie mogą działać 6 lub 12 godzin, zapewniając ciągłą jazdę, a ładowanie tych akumulatorów od pełnego rozładowania trwa tylko 2 godziny. Maszyna waży zaledwie 185 kg i może rozwinąć prędkość do 45 km/h.
Wiedzieliśmy, że to coś innego niż wszystko, co dane nam było prowadzić wcześniej.
Koniec z tymi technikaliami. Czegoś takiego po prostu jeszcze nawet nie widziałem, a co mówić o poruszaniu się takim pojazdem. Już jak z Dominikiem go zobaczyliśmy, wiedzieliśmy, że to będzie bardzo dobrze spędzony czas. Jak w nich usiedliśmy, byliśmy o tym przekonani. Później musieliśmy przejść instruktaż, jak się takim pojazdem poruszać. Nie jest to oczywiste, ale też nie należy do specjalnie trudnych. Konstrukcja „kokpitu” jest wahadłowa, co sprawia, że podczas pokonywania zakrętów trzeba się przechylać, w celu przeciwwagi – daje to wielką frajdę, jak już się opanuje. Trochę problemów sprawiło nam sterowanie „gazem”, gdyż nie ma tu pedałów, znanych z samochodów. Są manetki przy kierownicy, w dodatku bardzo czułe, i opanowanie sterowania chwilę nam zajęło.
Następnie wyjechaliśmy na tor off-roadowy, gdzie zobaczyliśmy, a potem sami sprawdziliśmy, jak Swincar radzi sobie na dołkach, górkach i wzniesieniach. Mogliśmy się przekonać o tym, że niemal żadne przeszkody nie są dla niego problemem i tego typu pojazdem można dostać się praktycznie wszędzie.
Prawdziwa zabawa czekała nas za chwilę. Otóż pojechaliśmy do lasu, gdzie mogliśmy rozwinąć nieco większą prędkość niż na torze, w praktyce sprawdzić pokonywanie zakrętów i przejeżdżanie przez trudności terenu. Kiedyś myślałem, że jazda quadem po lesie jest fajna. Nie jest. Quady są głośne, wielkie i ciężkie, a przy tym mają zwrotność ciężarówki. Swincar jest elektryczny, a dzięki czemu cichy. Jest niski i pokonuje ciasne zakręty, i pokona wszelkie przeszkody. Bardzo żałowaliśmy, że tego dnia było tak zimno i wilgotno, gdyż w pewnym momencie stwierdziliśmy, że czas kończyć, by nie odmrozić sobie palców u rąk czy stóp.
Swincar to jednak nie tylko zabawa. Zastosowanie takiego pojazdu i jego potencjał są ogromne. Może on służyć na przykład w ratownictwie górskim, gdyż jako jeden z niewielu pojazdów ziemnych może dotrzeć do trudno dostępnych miejsc, czy strażnikom leśnym – jest cichy i nie płoszyłby zwierząt jak wspomniane quady. Zastosowania są ogromne i myślę, że w większości ograniczałaby nas tylko nasza wyobraźnia.
Prawdziwa zabawa czekała nas za chwilę.
Na pewno wrócimy jeszcze do tych pojazdów. Zapewne poczekamy do wiosny, aż zrobi się cieplej i ładniej. W końcu głównie będziemy się bawić, lepiej więc jakby okoliczności przyrody również były sprzyjające. Jeśli jednak chcielibyście się takim Swincarem przejechać, to skontaktujcie się z polskim dystrybutorem (http://swincar.com.pl). Pojazd można między innymi wynająć. Od nowego roku ma ruszyć również produkcja wersji z homologacją (kat. B1), jeśli ktoś byłby zainteresowany, czy da się tym jeździć po drogach publicznych. Na koniec jeszcze coś o kosztach. Cena aktualnej wersji to około 40 000 zł. Dużo i mało. Nie jest to pojazd na każdą kieszeń, mając jednak do wyboru coś takiego lub quada, to zdecydowanie wygrywa Swincar. Mógłbym oczywiście do jazdy po mazurskich lasach wybrać sobie używanego jeepa lub gazika, ale nie byłoby takiej frajdy. Kupiłbym Swincara. Ten pojazd ma przyszłość i cieszę się, że było mi już dane nim jechać. To była jedna z takich chwil, których się nie zapomina.
Cena: około 40 000 PLN. Ceny różnią się w zależności od wersji i akumulatorów
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2017
Komentarze: 1
jakim aparatem piękne fotki zrobione ?