Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Freecom mSSD MAXX

Freecom mSSD MAXX

3
Dodane: 6 lat temu

Pojemność dysku komputera nie ma już takiego znaczenia jak kiedyś. Wszystko trzymamy w chmurze. No, prawie, bo przy dużych plikach bądź pracy offline nie zawsze możemy na niej polegać.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2017


Chmura boryka się z dwoma problemami – prędkością transmisji danych, uzależnioną od połączenia z internetem, oraz pojemnością, kosztującą naprawdę dużo w przypadku większych pakietów dyskowych. Choć tradycyjne nośniki danych wydają się powoli odchodzić w zapomnienie, to jednak w profesjonalnych zastosowaniach wciąż jest dla nich wiele miejsca. Testowany mSSD MAXX to niewielki dysk zewnętrzny w aluminiowej obudowie, który wprawdzie wymaga fizycznego podpięcia do komputera, ale oferuje przy tym prędkość nieosiągalną przez żadną chmurę. Urządzenie o wymiarach zaledwie 9,1×5,7 cm i grubości 1 cm ma pojemność 512 GB (i tylko taką, nie ma ani mniejszego, ani większego wariantu). To wystarczająco dużo, by zrobić backup kilku kart SD z aparatu, zgrać kilka dwugodzinnych filmów bądź postawić maszynę wirtualną z dużą przestrzenią roboczą. Obok wymiarów ważna jest też waga – to zaledwie 72 gramy. W komplecie z dyskiem dostajemy dwa dwudziestocentymetrowe kable, jeden zakończony z obu stron USB-C, drugi z jednym USB-C oraz jednym USB-A. Ich długość jest wystarczająca, jeśli podpinamy je do laptopa, lecz w przypadku podłączania do innych urządzeń, których porty znajdują się w trudno dostępnym miejscu, długość ta może być niewystarczająca.

Dysk wykorzystuje do komunikacji port USB 3.1 drugiej generacji z interfejsem USB-C, a deklarowana przez producenta maksymalna prędkość transmisji to 700 MB/s. Testowałem go za pomocą MacBooka z 2015 roku w podstawowej konfiguracji, wyposażonego w port USB-C w standardzie 3.1. Na potrzeby testu sformatowałem dysk do formatu ExFAT (z uwagi na uniwersalność i poprawną obsługę zarówno przez macOS, jak i Windows) i nie dzieliłem go na partycje. Najpierw sprawdziłem go programem Blackmagic Disk Speed Test – wskazana prędkość zapisu wyniosła 377 MB/s, natomiast odczyt osiągnął prędkość 400,1 MB/s (dla porównania dysk mojego MacBooka osiągnął kolejno 108,8 MB/s oraz 706,6 MB/s). W drugim teście kopiowałem dwa pakiety plików, najpierw z MacBooka na dysk, a następnie z powrotem z dysku na MacBooka. Pierwszy pakiet zawierał wiele małych plików (1156 plików o wielkości 1,7 MB każdy, o łącznej wielkości 2 GB), natomiast drugi był pojedynczym dużym plikiem o wielkości 2 GB. Skopiowanie małych plików z MacBooka na dysk trwało 21,8 s, a dużego – 6,35 s. W drugą stronę czasy wyniosły odpowiednio 19,9 s oraz 15,8 s. Do tego dochodzi codzienna praca z dyskiem, gdy uruchamiałem bezpośrednio z niego edycję plików CAD oraz maszynę wirtualną. W przypadku tych pierwszych nie odczułem żadnej różnicy podczas pracy, wczytywały się odrobinę dłużej, natomiast zapis odbywał się minimalnie szybciej. Maszyna wirtualna z Windows 10 działała trochę wolniej, niż gdy znajdowała się bezpośrednio na MacBooku, ale ponownie różnica nie była na tyle duża, by utrudniać pracę (zaznaczam jednak, że nie korzystałem z oprogramowania, które wymaga dużej mocy obliczeniowej). Nie doświadczyłem też żadnych gwałtownych spadków prędkości transmisji danych, aczkolwiek zaniepokoiło mnie nieco to, jak mocno dysk się nagrzewa. Obudowa nie parzy, ale jest sporo cieplejsza niż obudowa MacBooka w miejscu, gdzie znajduje się płyta główna.

Parametry mSSD MAXX w połączeniu z jego niewielkimi rozmiarami umożliwiają noszenie go ze sobą praktycznie wszędzie. To, że mam w komplecie dwa kable, dodatkowo ułatwia wymianę danych pomiędzy różnymi urządzeniami. Fakt, szczotkowane aluminium może z czasem zacząć się rysować, ale to niewielka cena za niesamowitą przestrzeń, którą oferuje.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Ciii @Grzegorz Hawrot, chociaż zdjęcia produktów nie są na przesłonie f/1.4 i agresywnym kadrowaniu :)
A kończąc te drobne uszczypliwości, niestety 1200zł (!) za 512 dysk SSD na USB 3.1 to luksus, na który jeszcze większość nie będzie mogła sobie pozwolić.

Wiem wiem, transfery – ale za 200zł (!) można kupić 1TB dysku talerzowego, który ma tę przewagę, że długoterminowo trzyma dane lepiej niż pamięć flash. Dla mnie dealbreaker :) Poza ceną, pojemnością etc.
A usb3 SuperSpeed nie jest takie wolne (oczywiście 3.1-c zjada je na śniadanie, ale z SSD kosztuje sześć razy tyle) więc da się żyć.

P.S: aluminium w wersji szczotkowanej to padaka dla mnie, więc nawet z wyglądu mnie ten dysk nie kupuje