Wymarzony duet
Te słowa piszę na najwygodniejszej klawiaturze, jaką, w mojej ocenie, kiedykolwiek w historii elektroniki użytkowej stworzono. Wygodnie siedząc na kanapie, delektując się smakiem świeżo zmielonej kawy. Nie męcząc przy tym oczu, jak gdybym pisał odręcznie na kartce papieru. Zresztą coś w tym jest, bo pisać odręcznie również tu – na ekranie Retina – mogę.
Wielu z Was może na ten tekst zareagować agresją, zarzucić mi stronniczość, nieuczciwość, kumoterstwo i inne krajowe przywary wyrażania własnego zdania. Czujcie się zatem swobodnie, bo chcę Wam opowiedzieć co nieco o zmianach, których dokonałem w tym roku. Zmianach czysto technologicznych, bo dotyczących mojego prywatnego setupu sprzętowego. Zatem udanej, nadgryzionej lektury!
Czerwiec
W tym roku nic nie planowałem wymieniać. Planowałem tylko kupić iPada. Takie było założenie w grudniu, przy ustalaniu budżetu na ten rok. Wysłużony MacBook Air działał, bo nic więcej nie mogłem o jego pracy powiedzieć. Było miejscami bardzo wolno, plażowa piłeczka pojawiała się wcale nie tak rzadko, ale zdążyła już stać się czymś w rodzaju martwego pola. Nie zauważałem jej. Dlaczego nie kupiłem nowych MacBooków Pro lub MacBooka, którym zauroczony jestem po dziś dzień? Ponieważ w końcówce 2016 roku te sprzęty były już na starcie przestarzałe. To były produkty beta. Problemy z czasem pracy na baterii, z klawiaturami (nadal niektóre występują), a nade wszystko brak procesorów Kaby Lake pod maską. Dla mnie decyzja była jasna: strata pieniędzy, bo niebawem zobaczymy nową generację.
Nie myliłem się. W tym roku wszystko już do siebie pasowało. Kaby Lake zawitał do wszystkich komputerów przenośnych z Cupertino, a MacBook stał się de facto całkowicie nową maszyną, na której (gdy wybierzemy najwyższą z możliwych konfiguracji, bo mamy taki kaprys i pieniądze) można już spokojnie montować i renderować w Final Cut, oczywiście mając do tego zewnętrzny ekran. Nowe życie otrzymał także iMac. Ekran ze wsparciem P3, Kaby Lake i najważniejsze: porty Thunderbolt 3 z gniazdami USB-C przy jednoczesnym pozostawieniu czterech portów USB-A. Bosko! O tym szerzej potem.
WWDC przyniosło jeszcze jedną nowość: iPada Pro 10,5 cala. I tu wszystko się zmieniło. Dosłownie wszystko.
Marzenie, kompromisy i decyzja
Byłem użytkownikiem deski do krojenia, czyli 12-calowego iPada Pro pierwszej generacji przez całe dwa tygodnie. Sprzedałem cały zestaw, ponieważ sprzęt był absurdalnie duży. Nie dało się na nim konsumować treści, leżąc czy podróżując, stosunek jakości do ceny przy uwzględnieniu moich potrzeb, był więc zawsze ujemny. 10,5 cala było tym, o czym marzyłem od lat.
Decyzję o zakupie podjąłem kilka dni po tym, jak sprzęt zawitał do dystrybutorów, a ja po raz pierwszy pracowałem na nim dłuższą chwilę. Nastąpiło całkowite przedefiniowanie sposobu korzystania z komputera mobilnego. Do tego stopnia, że MacBook przestał być dla mnie sexy. iPad Pro w połączeniu z klawiaturą Smart Keyboard, która teraz ma pełny rozmiar klawiszy, Apple Pencil oraz genialnym ekranem, który po prostu nie ma sobie na rynku równych – zawitał pod moją strzechę w połowie lipca. W wersji 256 GB z modemem LTE. Uważam, że tylko taka wersja jest opłacalna. Po pierwsze, więcej pamięci przy obecnym wzroście możliwości iOS, AR oraz pracy z 4K to podstawa. Po drugie, kupowanie iPadów bez modułów LTE mija się z celem. Dopłacenie kilkuset złotych za bezpieczeństwo (nie korzystam z publicznych punktów dostępu) i wolność (międzynarodową wolność) względem dostępu do sieci jest bezcenne. Kolor? Oczywiście Silver!
Wiecie, miałem już kilka podejść do #iPadOnly w swoim życiu. Siłą rzeczy to się musiało wydarzyć, jako że jestem wielkim orędownikiem GTD w wykonaniu Nozbe. De facto za każdym razem czegoś brakowało. Coś trwało jednak za długo. Do czasu iOS 11 […] Powiem szczerze, że obcowanie z nowym iPadem Pro z iOS 11 na pokładzie (od pierwszej bety) jest dla mnie do dziś momentem definiującym. Takim samym jak kupno pierwszego MacBooka Pro ponad 11 lat temu. Zmieniło się wszystko. Problemy i niedociągnięcia (jak np. brak obsługi Drag&Drop, Docka czy rozbudowanego multitaskingu) zniknęły. Ot, po prostu. Stało się dla mnie jasne, że iPad zastąpi w 100% MacBooka, dla którego nie ma już miejsca w moim setupie. Dlaczego? Po pierwsze, wygoda. iPad Pro 10,5 w podróży sprawdza się tak dobrze, jak żaden komputer osobisty w historii. Klawiatura zapewnia maksymalną stabilność na kolanach. Nigdy (nawet w samolotach wiadomej floty) nie brakuje miejsca na to, aby wygodnie pisać i pracować. Samo urządzenie jest absurdalnie lekkie. Po drugie, czas pracy na baterii ponad dwa dni przy normalnym użytkowaniu i konsumpcji treści. Po trzecie, kreacja. iPad Pro to urządzenie idealne dla kreatorów. Jako grafik-pasjonat nie byłem przekonany, czy szumnie zapowiadany Affinity Photo dla iPada da radę. Dał. I to przeszedł najśmielsze oczekiwania! To prawdziwy kombajn na miarę Photoshopa i na pewno bardziej rozbudowany niż Pixelmator, który w połączeniu z Apple Pencilem pozwala na niemal nieograniczoną pracę twórczą. Nie dziwię się, że materiały promocyjne „Stranger Things” tworzy się właśnie na tych urządzeniach. Czułość nowego ekranu z odświeżaniem na poziomie 120 Hz przeniosła pisanie Apple Pencilem na zupełnie nowy poziom. Obecnie jest ono tak naturalne, że aż dziwi. Ktoś powie: no dobrze, ale na pewno nie da się wszystkiego zrobić na iPadzie. Oczywiście, że się nie da! Dla moich potrzeb prywatnych i zawodowych mogę jednak powiedzieć, że tak – da się. Jestem w stanie robić dokładnie to, co na MacBooku (łącznie z tworzeniem skomplikowanych dokumentów i arkuszy kalkulacyjnych), a niektóre rzeczy robię po prostu 1,5 razy szybciej (mierzyłem). To najbardziej intymny i osobisty komputer, jaki kiedykolwiek stworzono. Do tego piekielnie mocny.
Przejdźmy do Maców. Komputery stacjonarne czy dawniej MacBooki zmieniam co około cztery–pięć lat. Staram się kupować mocną, ale niewykraczającą ponad moje potrzeby konfigurację, aby wystarczyła na długo. Z wyjątkiem Aira, który był najbardziej nieprzemyślanym zakupem w całej mojej karierze z Apple. W połowie tegorocznych wakacji okazało się, że jeśli chcę utrzymać trend odsprzedania poprzedniego sprzętu za 75% pierwotnie zapłaconej kwoty, muszę to zrobić „na wczoraj”. Zacząłem więc szukać kupca, bez żadnych nerwów, ponieważ wiedziałem, że z iPadem mogę spokojnie żyć i pracować nawet do końca roku. Na szczęście odpowiedni kupiec na Aira się znalazł. Powstało pytanie: co dalej, skoro komputerem mobilnym jest obecnie i pozostanie iPad Pro? Zastanawiałem się długo. Ponad miesiąc. Analizowałem wszelkie możliwe konfiguracje, wszystkich dostępnych aktualnie komputerów Apple. Założenie było proste – mogę wydać maksymalnie 10 000 złotych na sprzęt, którego przeznaczeniem będzie praca z grafiką, audio-wideo i tylko stacjonarnie. Potrzebuję też dobrej jakości ekran minimum 4K. Całość ma służyć płynnie przez cztery–pięć lat. Po analizie kosztów wybór mógł być tylko jeden – spełniam marzenie sprzed pięciu lat – iMac.
Odświeżone w tym roku modele posiadają niesamowitej jasności ekrany ze wsparciem dla P3, procesory Kaby Lake, porty Thunderbolt 3 oraz możliwość rozbudowy pamięci RAM bez konieczności wylutowywania jej z płyt głównych. Zarówno model 4K, jak i 5K. W przypadku mniejszego konieczna jest wizyta w serwisie. W przypadku modelu 27-calowego można to zrobić w dwie minuty samemu, dzięki szufladce, którą Apple zastosowało na tyle obudowy. Korzyści? O tym za chwilę.
Stacjonarne piękno i mobilna moc
Wybierając model 4K z procesorem Intel Core i5 Kaby Lake o taktowaniu 3.4 GHz, 16 GB pamięci RAM i dyskiem SSD o pojemności 512 GB i co najważniejsze – 4 GB kartą Radeon – możecie być pewni, że zmieścicie się w założonej kwocie, a sprzęt z powodzeniem posłuży trzy–cztery lata. Jeśli weźmiecie do tego Apple Care, to spokojnie przy okazji wymiany matrycy, o ile ta się w ogóle Wam zakurzy, ponieważ obecnie to znikome przypadki, możecie w dowolnym serwisie poprosić o wymianę kości pamięci i przynieść swoje. Oczywiście kompatybilne z iMakiem, które na Allegro dostaniecie w cenie o około 1000 zł niższej niż u Apple. Powiększona do 32 GB pamięć pozwoli takiej maszynie na płynną pracę przez kolejne lata.
Jeśli zaś wybierzecie model 5K, również z podstawowym procesorem Intel Core i5 Kaby Lake 3.4 GHz, kartą Radeon 4 GB, dyskiem SSD 512 GB i – uwaga – 8 GB RAM, a dodatkowo dorzucie nową klawiaturę Magic Keyboard 2 z polem numerycznym i gładzik Magic Trackpad 2, również zmieścicie się w budżecie. Co dalej? Dalej zamawiacie ze sklepu za rogiem dodatkowe 16 GB RAM-u w dwóch kościach po 8 GB i macie za dodatkowe 600 złotych iMaca z 24 (lub 32) GB RAM. U Apple taka konfiguracja kosztuje ponad 12 000 złotych. Polecam. No i najważniejsze: kupujecie u lokalnych dystrybutorów i czekacie. Długo czekacie. Ja na swoją konfigurację czekałem trzy tygodnie. Dlaczego? A no dlatego, że w kieszeni zostaje około 1500 złotych względem cen w Apple Online Store. Da się? Da.
iMac w połączeniu z iPadem Pro to dla mnie setup idealny. Jeśli chciałbym kupić komputer do domu, o podobnych parametrach i osobno ekran, o zbliżonych do matrycy z iMaca cechach, musiałbym wydać minimum 15 000 złotych. Byłoby do tego sporo zabawy z przewodami, estetyką i tym wszystkim, co wiąże się z zestawem MacBook Pro + monitor. Tutaj? Mam jeden przewód. Tyle. Podobnie iPad: jedna ładowarka, którą naładuję także iPhone’a. Urządzenie, które zmieszczę w najbardziej kompaktowej aktówce, jaką można znaleźć na rynku i które waży tyle, co nic, a pracuje równie wydajnie, co MacBook.
Na koniec, bo pewno zapytacie: nie, nie zmieniłem iPhone 6S 128 GB na X. Nie zmieniłem doskonale pracującego Apple Watch Series 2 Nike+ na Series 3. Nie widzę takiej potrzeby. Nowy iPhone zapewne pojawi się u mnie w pierwszym kwartale 2018 jak zawsze i od lat – na spokojnie. Chciałbym Wam polecić jedną praktykę, która szalenie przydaje się przy planowaniu wydatków na komputery i inne gadżety. Przede wszystkim kupujcie to, co spełnia Wasze potrzeby i nic ponad nie. Określajcie przy tym czas, przez który nie będziecie sobie mogli pozwolić na kolejną wymianę sprzętu (oczywiście kupując bez kredytu lub w ratach maksymalnie dziesięciomiesięcznych, przy realnym 0%). Możecie także skorzystać ze zniżek edukacyjnych. Sporo APR-ów je oferuje. Podobnie jak Apple Online Store, ale nie są one tam już tak atrakcyjne. Najważniejsze jest więc systematyczne odkładanie kapitału na taki upgrade. Co miesiąc. Tyle, ile możecie. I na koniec, przy zmianie pozbywajcie się absolutnie wszystkiego, co zbędne: starych akcesoriów, peryferiów, futerałów, nieużywanych dysków itd. Takie porządki w gadżetach nie tylko sfinansują w pewnej części nowy sprzęt, ale także oczyszczą roboczą przestrzeń. Polecam!
Więcej o historii moich sprzętów wysłuchasz w 8 odcinku podcastu:
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2018.
Komentarze: 11
„końcówce 2016 roku te sprzęty były już na starcie przestarzałe”
Nic nowego, obecne tez już są, tylko Apple zwleka z procesorami 8 generacji gdzie postęp jest dość spory.
Prosze o potwierdzenie, czy nowy iMac posłuży jako zewnętrzny monitor dla Macbooka?
Tak. Jak najbardziej.
czy na pewno? większość źródeł mówi, że tryb zewnętrznego wyświetlacza, czyli to o co pyta Miron, można uruchomić tylko na starych iMac’ach do bodajże 2011r.
no pewnie, oby tylko Miron nie wciskał już przewodów ze swojego macbook’a we wszystkie możliwe otwory nowo kupionego iMac’a ;) pozdrawiam.
Nie. Tutaj masz listę iMaków wspierający Target Display Mode. Żaden Retina się nie łapie.
Wojtek dzięki za wiarygodne info. Krzysztof shame on you :)
Dlatego poprosiłem o pomoc redakcję, bo zgłupiałem. Dzięki Wojtek i wybacz Filip. Pomyłki się zdarzają.
Ja tam wykorzystuje moj Mac Pro 2009 – 12 rdzeni po 3.43GHz i 64GB RAM do przegladania WWW
Bo moge
“A no dlatego, że w kieszeni zostaje około 1500 złotych względem cen w Apple Online Store.”
gdzie takie ceny ?
Np w Kilojablek.pl :)