7 godzin instalowałem macOS High Sierra
Hackintosha nie polecam nikomu, kto nie chce i nie umie grzebać w fundamentach macOS, bo czasami zdarza się sytuacja, w której cały dzień spędzamy na instalacji nowszej wersji macOS.
Mój komputer pierwszy raz stanął na nogi pod kontrolą OS X Mavericks, który debiutował w 2013 roku. Stworzenie tej pierwszej konfiguracji nie było proste, ponieważ trzeba było tak poskładać wszystkie klocki, żeby prawidłowo działał nie tylko Ethernet, Wi-Fi i Bluetooth, ale również Handoff i całe Continuity, wraz z iMessages i FaceTime. Dzisiaj już wiadomo co zrobić, aby to funkcjonowało, ale wtedy konieczne było przecieranie szlaków. Na szczęście po mojej stronie ringu znajdował się iStig, który to wszystko ogarnął ze mną – ma prawie identycznie wyspecyfikowany komputer co ja. Nie bez powodu – zmiennych jest wiele, a on tygodniami je wszystkie poznawał, więc robienie tego od zera było bez sensu i skorzystałem z jego wiedzy. Niestety, nasze komputery różnią się przede wszystkim GPU, które przez te kilka lat sukcesywnie i niezależnie od siebie wymienialiśmy. On poszedł w kierunku GTX-ów do grania, a ja ATI/AMD do OpenCL-a i Final Cuta Pro. To spowodowało, że nasze konfiguracje są podobne, ale jednak różnią między sobą.
Przez te wszystkie lata uaktualniałem system do nowszej wersji klikając Update w Mac App Store, po uprzednim telefonie do iStiga z pytaniem czy coś się zmieniło. Raz lub dwa musiałem uaktualnić Clovera w tym czasie i była to operacja na jakieś dodatkowe 10 minut. Tym razem jednak było inaczej…
iStig mi wczoraj przekazał informacje o tym, którą wersję Clovera mam zainstalować (z tego co zrozumiałem jest ona już gotowa pod macOS 10.14 Mojave) i ostrzegł, że muszę skorzystać z narzędzia clover-genconfig
do przekonwertowania istniejącego config.plist
na nowszy standard. Okazało się w międzyczasie, że High Sierra ciut inaczej interpretuje ustawienia kart graficznych w BIOS-ie. Pomimo, że mój dGPU od AMD traktuję jako jedyne GPU, to w rzeczywistości mam drugie GPU na procesorze – tzw. iGPU. Dotychczas ten drugi procesor graficzny miałem wyłączony w BIOS-ie, ale High Sierra go wymaga, aby prawidłowo działał FCPX, więc zamiast doczytać co i jak, to eksperymentowałem metodą prób i błędów, co zajęło mi ponad 3 godziny. Ponadto, update do High Sierra wymagał dodania APFS.efi
do konfiguracji, aby komputer był w stanie dostać się do zawartości dysków, które zostały przekonwertowane z HFS+ podczas instalacji. Oczywiście zapomniałem o tym, więc po zakończeniu instalacji przeraziłem się, że utraciłem dostęp do swoich danych.
Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, gdybym miał to robić drugi raz, to zajęłoby mi to maksymalnie kwadrans (pomijając dodatkowy klon dysku, aby móc szybko wrócić do Sierra w razie katastrofy). Upgrade ze Sierra do High Sierra zajął dodatkowo około 40 minut i przebiegł bezproblemowo, a pierwsze uruchomienie, po dodaniu wsparcia dla APFS, nie wyrzuciło niczego niepokojącego. Pozostało mi zatem przełączenie iCloud Photo Library na HEIC i HEIF oraz włączenie synchronizacji Messages in iCloud.
Jestem (chyba) gotowy jednocześnie na macOS Mojave, bo tym razem liczę na to, że nie będę zwlekał z uaktualnieniem – High Sierra miała parę problemów po drodze, więc nie chciałem jej instalować – i realnie poczekam od 10.14.1 lub 10.14.2, aby Apple wyprostowało największe bugi. Mam też nadzieję na to, że kolejnych kilka lat spędzę tylko na klikaniu w Update, a nie na konwertowaniu configów.
Pozostaje mi już tylko polecić, abyście RTFM, bo życie wtedy jest prostsze.
Komentarze: 5
Ja zawsze przed aktualizacją, robię update:
*Clovera
*Kextów
*(apfs.efi – jeśli jest nowa wersja).
I w sumie od 2 lat nie miałem żadnych problemów z aktualizacją. Też mam uruchomioną integrę żeby Intel Quick Sync działał.
7 godzin? Panie…ja w sumie od 2 tygodni próbuje postawić swojego (pierwszego) Hackintosha i zamiast robić postępy to chyba się cofam ;) …2 dni zajęło mi uruchomienie instalatora i dojście do pierwszego etapu instalacji po którym następował samoczynny reset po czym Clover nie widział partycji dysku. Aktualnie pendrive instalacyjny z Cloverem przestał w ogóle bootować mimo, że wykonuje wszystko tak samo jak wcześniej, na tej samej wersji Clover-a i tym samym configu (dzisiaj zamówiłem nowego pendriva bo już nie mam pomysłu gdzie leży błąd). Ogólnie jeśli ktoś ceni sobie zdrowie psychiczne to nie polecam żadnych Hackintoshy ;)
U mnie instalka poszła szybko i sprawnie. Dobrze dobrane podzespoły i nie powinno być problemu. Chyba, że starasz się postawić Mac OS na laptopie?
Pen potrafi czasem nie zaskoczyć. Wyłącz możliwość bootowania z dysku i próbuj na różnych portach/do skutku.
Co do nie widzianej partycji. Aktualna wersja bootowanego pena nie radzi sobie z dyskiem w APFS. Musisz wywalić contener APFS z dysku. Potem się bootuje. Polecam też pobrać apkę do configa. Zawiera wiecej choćby sterowników niż MultiBeast. Niestety nie pamiętam jak się nazywa. Ikonę koniczynki ma. Do np. FileVaulta trzeba dograć sterownik klawiatury jeśli nie masz bezprzewodowej/Applowskie. W
tym programie takie stery są, a instalacja jest dziecinnie prosta. Jak zapomnisz, to będziesz bawił się w recovery, a ja mam z tym kolejne problemy. Z dysku nie zbootuje, z pełną tą partycje tak. Ewidentnie coś w configu jest nie tak.
Generalnie nie ma tragedii. Łatwo nie jest, ale jak umie się czytać, wyszukiwać info. i ma cierpliwość, to da se człowiek radę. Szkoda, że nie mam możliwości przetestować wirtualizacji na odpowiedniej płycie głównej :/. Miałbym porównanie co lepsze, a tak mam tylko przekonanie.
z pena tą partycje* – ach tak autokorekta :P
Problem z bootem naprawiłem. Oczywiście brak jakiś kextów :/.