Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Twelve South AirFly

Twelve South AirFly

2
Dodane: 6 lat temu

Błyskawiczne parowanie urządzeń jest za sprawą chipa W domeną Apple. AirFly pomaga obejść problem, jeśli z jednej strony mamy bezprzewodowe słuchawki, ale z drugiej czeka na nas tylko wyjście mini Jack.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2018


Słuchawki przewodowe tracą na popularności, nie tyle ze względu na usunięcie w iPhone’ach mini Jacka, ile raczej z powodu spadających cen modeli z Bluetooth. Nie bez znaczenia jest też swoboda, jaką daje brak kabla. Mnóstwo sprzętu jest jednak wciąż dostosowane do przewodowych rozwiązań: trudno o Bluetoogh zarówno w telewizorach czy amplitunerach, jak i w sprzęcie na siłowni oraz w samolotach. Sposobem, by się z nimi skomunikować bezprzewodowo, jest adapter – tych na rynku jest wiele, nie każdy jednak oferuje tak dużą wygodę, jak poręczny AirFly. To pierwsze urządzenie Twelve South tego typu, ale jego filozofia jest dokładnie taka, jak w przypadku pozostałych produktów firmy: ma być proste i skupiać się na robieniu tylko jednej rzeczy, ale za to najlepiej, jak się da.

Obudowę AirFly zrobiono z plastiku, kształtem przypomina ostatniego iPoda Shuffle (tyle że jest wyższy i bez przycisków). Na jednej krawędzi są oba porty urządzenia: micro USB do ładowania oraz mini Jack do podłączenia źródła dźwięku. Podświetlany przycisk parowania trafił na front obudowy – ma dobrze wyczuwalny skok, ale szerokie wycięcie wokół może z czasem zacząć zbierać kurz. Adapter jest niezwykle lekki i mały, zmieści się nawet do grubszego portfela. W komplecie dostajemy krótki przewód z dwiema końcówkami mini Jack, a także równie krótki USB-A–micro USB do ładowania. Jest też woreczek do transportu zestawu. Akumulator działa do ośmiu godzin, a naładowanie go trwa około dwóch, dlatego też w dłuższej podróży warto mieć ze sobą komplet okablowania (aczkolwiek te czasy to i tak naprawdę dobry wynik, jak na tak małe urządzenie o znikomej wadze). Status naładowania baterii nie jest niestety w żaden sposób sygnalizowany, bardzo brakuje choćby prostego wskaźnika, znanego ze starszych MacBooków (który po wciśnięciu przycisku podświetlał od jednej do kilku diod, w zależności od stopnia naładowania akumulatora).

Urządzenie łączy się za pośrednictwem Bluetooth 4.1 maksymalnie z jedną parą słuchawek, co ogranicza jego użycie choćby do wspólnego oglądania czegoś na tablecie w pociągu czy samolocie. Proces parowania jest prosty, ale wymaga refleksu: po odpowiednio długim przytrzymaniu przycisku AirFly przechodzi na kilka sekund w tryb wyszukiwania, po czym wraca do stanu czuwania. Jeśli w tym czasie nie włączymy jednocześnie parowania słuchawek, urządzenia wzajemnie się nie wykryją. Zapobiega to przypadkowemu połączeniu z innym urządzeniem, ale też nieco utrudnia proces. I tak jest nieźle, zważywszy na to, że do dyspozycji jest tylko jeden przycisk. Po sparowaniu możemy swobodnie przełączać AirFly między urządzeniami z mini Jack; nie ma to oczywiście wpływu na połączenie bezprzewodowe. Jakość brzmienia jest standardowa, nie słyszę różnic między AirFly a bezpośrednim połączeniem z urządzeniem źródłowym (test robiłem na iPadzie Air 2 oraz TV Samsunga). Połączenie jest stabilne i ma dobry zasięg, nie zawsze jest to deklarowane przez producenta 10 metrów, ale ma na to wpływ nie tylko jakość modułu w adapterze, ale i w słuchawkach.

AirFly nie jest niczym nowym, adaptery Bluetooth są dostępne na rynku od dawna. Niewiele z nich tak zgrabnie łączy prostą obsługę, długi czas pracy na jednym ładowaniu oraz niewielkie wymiary. Twelve South stworzyło sprzęt stworzony na siłownię oraz do samolotu, choć w moim przypadku sprawdzał się też w salonie. Cena jest jednak spora, jak na tego typu urządzenie – wybiorą je przede wszystkim te osoby, które na pierwszym miejscu stawiają mobilność.

Paweł Hać

Ten od Maków i światła. Na Twitterze @pawelhac

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2

Dokładnie… ale w rzeczywistości tak zapewne nie jest….