Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Adršpašskoteplické skály

Adršpašskoteplické skály

6
Dodane: 5 lat temu

Zaraz po przekroczeniu polsko-czeskiej granicy, w rejonie miejscowości Mieroszów i Zdoňov, znajdują się dwie małe miejscowości – Adršpach i Teplice nad Metují. To w nich znajdują się wejścia do rezerwatu potocznie nazwanego Skalnym Miastem, które jest częścią Gór Stołowych. Jeśli macie wolny dzień i chcecie go spędzić w pięknej scenerii, to gorąco polecam udanie się tam na spacer.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2018


Trasa

Wybraliśmy się do Skalnego Miasta w ostatni „długi weekend”. Spodziewając się tłumów, pojechaliśmy wcześnie rano w piątek i to była dobra decyzja. Naszą bazą wypadową był Wrocław, z którego wyruszyliśmy około 7:00 rano. Na miejsce, bez pośpiechu i trzymając się ograniczeń prędkości, dojechaliśmy około godziny 9:15. Największą przeszkodą był przejazd przez Wałbrzych, który lubi się korkować – osoby wyposażone w Waze’a prawdopodobnie zostaną skierowane przez Strefę Ekonomiczną na drogę okrążającą miasto. Drugą przeszkodą jest potencjalnie sama granica, która jest tak wąska, że mieści się tylko jeden samochód i to niezbyt szeroki – jeśli Wasze auto ma więcej niż dwa metry szerokości, to sugeruję ostrożność.

Adršpach

Kilka minut później wjechaliśmy do Adršpach (a raczej na jego „przedmieścia”) i zostaliśmy skierowani na ogromny parking po prawej stronie ulicy – obsługa sprawnie kieruje ruchem, radzę więc ich słuchać i nie kombinować, tym bardziej, że sam parking jest darmowy. Po drugiej stronie ulicy, idąc od parkingu, zanim dojdzie się do samego wejścia na teren parku, znajduje się kilka barów z jedzeniem, kantor oraz mały budynek z toaletami. Zaznaczam, że te również są darmowe. Polecam skorzystanie z nich, bo na terenie samego parku nie ma za bardzo gdzie udać się siusiu.

Może 100 metrów dalej znajduje się wejście na teren Skalnego Miasta. Kasy są dwie, tak jak i kolejki – lewa służy do płacenia gotówką, a prawa – kartą debetową lub kredytową. Wyposażeni w Revoluta, udaliśmy się do tej prawej, ale okazało się, że jest zamknięta, obsługa skierowała nas więc na prawo, do budynku, w którym są kolejne (darmowe) toalety, sklep z pamiątkami oraz informacja turystyczna. Tam bez kolejki kupiliśmy dwa bilety na łączną sumę 240 koron (120 koron za osobę dorosłą), które Revolut przeliczył na 9,34 euro (bo akurat miałem euro na koncie), czyli około 40 złotych. Dwie minuty później weszliśmy na teren rezerwatu.

Adrszpaskie Skalne Miasto

Szlak rozpoczyna się od uroczego jeziora, które kiedyś było kopalnią piasku. Można je okrążyć bocznym szklakiem, ale ze względu na narastającą w zastraszającym tempie liczbę turystów, udaliśmy się dalej. W paru miejscach na początku szlaku znajdziecie znaki z mapami oraz oznaczonymi punktami wartymi obejrzenia. Ulotkę z informacjami i mapą szlaków dodatkowo dostaliście, kupując bilety. Znajdziecie na nich urokliwe nazwy niektórych formacji skalnych, powtórzonych zresztą na znakach wzdłuż szlaku, jak Głowa Cukru, Orle Gniazdo czy Kochankowie. Miałem problemy z dostrzeżeniem tego, co sugerowały nazwy, ale Iwona potwierdza – wystarczy spojrzeć na nie szerzej oczyma wyobraźni. Do naszej dyspozycji są również dwa punkty widokowe – Mała i Wielka Panorama – oraz możliwość przepłynięcia łódką po fragmencie jeziora, z czego nie skorzystaliśmy.

Cała trasa, od momentu wejścia na teren Skalnego Miasta do wyjścia, zajmuje około trzech godzin, zależnie od tempa marszu. Realnie przeznaczyłbym ich pięć, szczególnie jeśli chcecie koniecznie odwiedzić każdy zakamarek. Nie liczę tutaj ewentualnego czasu potrzebnego do przejścia do połączonych szlakiem mniej popularnych Teplickich Skał. O ile większość trasy jest prosta i nie wymaga specjalnego obuwia, to nie polecam szpilek ani czegokolwiek na obcasie – my zrobiliśmy około sześciu kilometrów pieszo po samym rezerwacie, ja miałem obuwie „do chodzenia”, a Iwona sandałki. Jeśli planujecie odwiedzić park wiosną, jesienią lub zimą, to jednak sugeruję coś, co lepiej będzie Was chroniło przed błotem i wodą. Skoro jestem w temacie, to nie zapomnijcie zabrać ze sobą butelki lub dwóch z tym wybornym trunkiem – mogą być puste. Przed samym wejściem znajduje się poidełko, w którym możecie je napełnić.

Godziny otwarcia rezerwatu różnią się zależnie od pory roku. Latem czynny jest od godziny 8:00 do 18:00. Polecam udać się tam z samego rana, kiedy jest najmniej ludzi (jak wracaliśmy, tłum na wejściu przypominał mi to, co dzieje się w supermarketach podczas promocji). Pamiętajcie też o odpowiednich ciuchach. Pomimo że tego dnia maksymalna temperatura wynosiła prawie 30°C, to rano wśród przyrody i kamieni było znacznie chłodniej, cieszyłem się więc, że zdecydowałem się na bluzkę z długimi rękawami, które mogłem podwinąć, gdy zrobiło się cieplej.

A co potem?

Możecie oczywiście ruszyć w podróż powrotną do domu, ale gdy jest się w Czechach, to warto zatrzymać się na godzinę lub dwie, aby skosztować lokalnego jadła. Na szczęście nie będziecie musieli specjalnie zbaczać z trasy, ponieważ w miejscowości Zdoňov na granicy, którą mijaliście wcześniej, znajduje się restauracja Kovářova Kobyla, którą gorąco polecam. Nie dość, że mają tam przepyszną wołowinę po burgundzku, to domowa lemoniada była elektryzująca, a deser spowodował, że miałem ochotę tam zamieszkać. Podano nam, spoza karty, pierwszą domową roladę, którą w życiu jadłem. Czekoladowa rolada – z takiej prawdziwej, gorzkiej czekolady – zawierała powidła z wiśni i tej porcji towarzyszyła gałka niewyobrażalnie delikatnych lodów stracciatella (inne smaki do wyboru).

Już dawno nie jadłem czegoś równie pysznego. Tanio być może nie jest (jak na moje doświadczenia w Czechach), bo za posiłek składający się z dwóch napojów (lemoniada i lokalne piwo), jednego startera (melon z kozim serem – mniam!), dwóch dań głównych (wspomniana wołowina oraz faszerowane smakołykami i zapiekane papryki) i jednego deseru, zapłaciliśmy 700 koron, czyli około 120 złotych, ale nie płakałbym, gdyby rachunek był dwukrotnie wyższy. Było warto. Dodam jeszcze, że menu jest sezonowe i często się zmienia.

Zamknięta granica

Gdy wracaliśmy, spotkała nas niespodzianka. Granica między miejscowościami Zdoňov i Mieroszów była zamknięta dla jadących do Czech. Do Polski wróciliśmy bez problemów, ale chętnych na odwiedzenia Skalnego Miasta było tak wielu, że lokalne władze wstrzymały ruch i wpuszczały tylko tyle samochodów, ile z ich kraju wyjeżdżało. Warto więc jechać wcześnie, szczególnie w tzw. długie weekendy.

Warto?

Oczywiście! Zdecydowanie polecam!

Wojtek Pietrusiewicz

Wydawca, fotograf, podróżnik, podcaster – niekoniecznie w tej kolejności. Lubię espresso, mechaniczne zegarki, mechaniczne klawiatury i zwinne samochody.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 6