Pierwszy wybór
Napisałem już jeden felieton. Naczelny ciągle naciska, bym go już oddał. Miałem go tylko jeszcze sprawdzić przed korektą, bo pewnie przecinków i polskich znaków jest za mało. Tematem poprzedniego felietonu były nowości od Apple, Microsoftu, Samsunga i Google. Opisywałem, że wszystko to odgrzewane kotlety i nic nowego. Poprawione funkcje, szybszy, ładniejszy i bardziej „emejzingowy”. Czekamy jednak na następny rok na jakieś przełomowe konstrukcje. Jednak to, co mnie skłoniło do zmiany tematu, to mój syn.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2018
Mój starszy syn uczy się w klasie maturalnej. Jest to dobry chłopak. Spokojny, choć wolałbym, by trochę więcej poszalał, nie tylko jeżdżąc po 80 km na rowerze. No ale cóż, syna się nie wybiera. Jaki jest, takiego się kocha. Zafrapowało mnie jednak jego pytanie: „Tato, nie wiem, na jakie studia iść”.
Waga problemu, jaka stoi przed „młodym” i pośrednio przede mną jest niewspółmierna do problemów pierwszego świata. Kupić teraz iPhone’a XS czy zostawić X? Ten czy tamten aparat robi lepsze zdjęcia w nocy? Tu stoisz przed wyborem dalszego życia syna, a pośrednio i swojego.
Wszystkie moje rozważania, jakie będą telefony w następnym roku, zbladły. Co mam doradzić młodemu człowiekowi na początku jego drogi. Ja nie miałem tego dylematu. Jak byłem w technikum, to panowała komuna – albo do PZPR i kariera, albo sam nie wiem co. Na szczęście przyszły inne czasy i udało mi się ukończyć kilka szkół. Jedną nawet niedawno. Mając 40 lat, też można zdobyć inny zawód, nawet tylko dla samego siebie.
Jaki zawód i jaka wiedza zagwarantuje młodemu człowiekowi dobry start, ale i dobre życie. Co wybrać, by nie martwić się, jak radzi sobie nasz potomek. By był szczęśliwy. To ostatni gest rodzica przed wysłaniem swojego „pisklaka” w wielki świat.
Pierwsze, co mówiłem obu synom, to to, że możemy popełniać błędy i nic, z kilkoma wyjątkami, nie jest na zawsze. Błędy są krokami do osiągnięcia czegoś wyjątkowego. Nie wolno bać się ich popełniania. Nie warto jednak popełnić ich seryjnie i co ważniejsze – ciągle takich samych. Tu też zapowiedziałem, że jego wybór nie jest ostateczny. Może zmienić kierunek czy uczelnię. Nie warto jednak marnować czasu, jeśli można wybrać dobrze.
Czym w takim przypadku jest dobry wybór? Przestrzegam syna, ale i może czytających przed pomieszaniem hobby i pracy zawodowej. Wiem, że idealnie jest jak jedno i drugie to to samo. W wielu przypadkach do hobby się dopłaca z pracy właśnie i nie oszukujmy się, że jest inaczej. Jeszcze jedno założenie – wyboru dokonują ci, którzy muszą. Nie muszą osoby majętne, bo te mogą sobie pozwolić na uczynienie z hobby pracy, mimo że do niej dopłacają.
Co może wybrać taki młody człowiek? Jeśli oczywiście chce studiować, bo w innym przypadku nakłaniałbym go, by został spawaczem czy poznał obróbkę na maszynach cyfrowych. Fachowcy w obecnych czasach zarabiają już godziwie. Pan od płytek i remontów ma terminy poumawiane na rok do przodu. Dobry mechanik samochodowy miesiąc do przodu, fryzjerzy po dwa tygodnie. Na brak zajęcia i pieniędzy nie narzekają. W moim przypadku mają to być jednak studia. Najlepiej techniczne.
Tu trzeba znać swoje dziecko i doradzić poszukiwania w zakresie, w jakim ma predyspozycje. U mnie składa się idealnie, bo syn lubi matematykę i fizykę. Podsunąłem mu więc całą telekomunikację, sprytnie podsumowując, że będzie na bank mógł testować wszystkie nowinki w telefonach. Trochę naciągnąłem rzeczywistość, wiem, ale czego nie robi się dla dzieci.
Drugim pomysłem – i tu była podpowiedź z Twittera – było big data i zarządzanie dużymi zbiorami danych. To mi się bardzo spodobało. Choć sam nie wiem, czy te telefony nie są bardziej pociągające. Trzeci pomysł to standard – podsunąłem mu swój zawód: zarządzanie informacją. Trochę szarpania, ale człowiek nie może się nudzić. Poznaje nowe technologie i zawsze jest w nurcie zmian technologicznych. Pewnie, że czasami marzę o pracy w stylu: „Kopiesz kolego ten rów od tego miejsca do fajrantu”, ale po chwili to jednak mija.
To jednak, co dziecko (mimo ukończonych 18 lat i ponad metra osiemdziesiąt) wybierze, to jego decyzja. Niestety, rodzic dzięki doświadczeniu wie, że często nie są to wybory najlepsze, nie może nic jednak zrobić. Musi doświadczyć kilku błędów, by ukształtować swój charakter. Ojciec czuje to w sercu, ale wie, że ten skarb, który nie tak dawno usypiałem na rękach, teraz sam podejmuje decyzje. Nie jestem rodzicem, który narzuca swoją wolę dzieciom. Może też z powodu tego, że jesteśmy rodzicami po rozwodzie.
Boję się bardziej o niego niż o swoją przyszłość. ZUS i moja emerytura mniej mnie pochłania niż ten jego pierwszy krok w dorosłość. Myślę, że czytający iMaga to osoby, które w większości mają takie dylematy przed sobą. Pierwszy raz czuję się w trudniejszej sytuacji mniej pewnie, niż krocząc w niebezpiecznych miejscach Ziemi. Tam mimo zagrożenia odpowiedzialny byłem tylko za siebie. Tu nagle nie dość, że odpowiedzialność za kogoś, to jeszcze, że mam tak niewiele wpływu. Bycie rodzicem nie jest proste. Teraz czuję, że nie ja rozdaję karty w tym pokerze.