Pokolenie strachu
Kiedy Nick Bilton w czasie wywiadu ze Steve’em Jobsem zaraz po premierze w 2010 roku zapytał, jak iPad spodobał się jego dzieciom, Jobs odpowiedział, że nigdy go nie używały. I dodał, że w jego domu korzystanie z elektroniki podlega ograniczeniom. Podobnie jest w rodzinach pozostałych magnatów technologicznych – zgodnie z zasadą, że nie należy odurzać się towarem, który sprzedajesz.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/2019
„Wyborcza” podrzuciła mi ostatnio książkę o wyjątkowo długim tytule: „iGen. Dlaczego dzieciaki dorastające w sieci są mniej zbuntowane, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe – i zupełnie nieprzygotowane do dorosłości”. Zazwyczaj skomplikowane tytuły, zwłaszcza te z „i” na początku, nie wzbudzają mojego zaufania. Artykuł ją promujący był jednak na tyle ciekawy, że postanowiłam się z nią zapoznać. I nie żałuję ani jednej minuty!
Jean M. Twenge, autorka książki, jest profesorem psychologii, która od lat zajmuje się badaniem różnic między generacjami. Jej książki nie mają za zadanie oceniania zmian, które następują w kolejnych pokoleniach, lecz naukową próbę opisania ich i zrozumienia. Niewiele jest w niej opinii, za to bardzo dużo badań statystycznych, które ujawniają ciekawe trendy, odróżniające iGeneration (iGen) od poprzedzających ją Millenialsów.
Zacznijmy od samych generacji. Ja należę do Generation X – osób urodzonych pomiędzy wczesnymi latami 60. XX wieku a początkiem lat 80. Po nas następują słynni Milennialsi – zwani również Generation Y. Obejmują oni okres od połowy lat 80. do połowy lat 90. Według Jean M. Twenge, generacyjnym punktem zwrotnym jest rok 1995, kiedy to zaczyna królować Generation Z – zwana również iGenem lub Generation Snowflake (płatek śniegu). Są to oczywiście lata umowne, na co wskazuje autorka na samym początku książki:
Wyznaczanie pokoleniowych granic urodzenia jest arbitralne – nie ma precyzyjnych danych naukowych ani oficjalnej zgodnej opinii w kwestii tego, które roczniki przynależą do danego pokolenia. Co więcej, osoby urodzone tuż przed jakąś granicą albo tuż po niej zasadniczo miały styczność z tą samą kulturą, natomiast formalnie rzecz biorąc, osoby urodzone w jednym pokoleniu w odstępie dziesięciu lat miały już styczność z różnymi kulturami. Niemniej jednak etykietki pokoleniowe z konkretnymi granicami urodzeń bywają przydatne. Podobnie jak granice miast, prawna granica dorosłości czy określone typy osobowości, pozwalają nam one definiować i opisywać ludzi, nawet jeśli narysowanie wyraźnej linii ma oczywiste ograniczenia, a bliższa prawdy wydaje się linia rozmyta. Tak naprawdę nie gra większej roli to, gdzie postawimy granice – ważne jest, byśmy rozumieli, w jaki sposób osoby urodzone po 1995 roku różnią się od osób urodzonych zaledwie kilka lat wcześniej.
Bez wątpienia, jak wskazują przytoczone przez autorkę badania, iGen to pokolenie zupełnie niezwykłe i wykazujące nagromadzenie cech, jakich wcześniejsze pokolenia nie wykazywały. Przede wszystkim, jest to pierwsze pokolenie, które wyrosło całkowicie w czasach internetu. Następnie – jego przedstawiciele całkowicie zmienili sposób komunikacji, polegając praktycznie w całości na mediach społecznościowych, komunikatorach i wiadomościach tekstowych. Niby niewiele, ale w rezultacie spowodowało to reakcję łańcuchową, ciągnącą za sobą całą lawinę konsekwencji.
Jaki jest więc iGen, w świetle badań Jean Twenge?
Przede wszystkim – pełen sprzeczności. iGen obsesyjnie pragnie poczucia bezpieczeństwa. Dorasta później niż przedstawiciele poprzednich generacji. Uporczywie trzyma się spódnicy rodziców i nie śpieszy się do osiągnięcia finansowej i mieszkaniowej niezależności. Nawiązuje płytkie i niezobowiązujące kontakty uczuciowe, bo związki są emocjonalnie niebezpieczne i mogą prowadzić do depresji. Ma mocne i jasno określone poglądy, dotyczące kwestii równości społecznej – zwłaszcza mniejszości – i chętnie daje im upust w internecie, rezygnując przy tym z podejmowania fizycznych akcji w realnym świecie.
iGen to pokolenie, które mniej pracuje zarobkowo, mniej uczy się i mniej czasu spędza na obowiązkach domowych, charakteryzuje się za to największą do tej pory ilością zaburzeń psychicznych – nerwic, stanów lękowych i depresji. Ogarnięci obsesją bezpieczeństwa piją mniej alkoholu i używają mniej narkotyków, chociaż są zdecydowanymi zwolennikami legalizacji marihuany. Dostają mniej mandatów za nieprzepisową jazdę i popełniają mniej aktów fizycznej agresji. Z drugiej jednak strony, to pokolenie z najwyższym współczynnikiem samobójstw i dorastające pod presją niespotykanego dotąd cyber-bullyingu.
Jakby tego było mało, nie potrafią przyjmować odmiennych i kontrowersyjnych opinii – stąd również nazwa „Generacja Płatek Śniegu” – która, jak poinformowała mnie moja iGenowa córka – jest uznawana za obraźliwą, ponieważ sugeruje nieadekwatną wrażliwość i „rozpuszczanie się” z byle powodu. Nie jest jednak nieuzasadniona, jak wykazuje autorka, przytaczając wiele przykładów studentów uniwersytetu, płaczących i panikujących, bo zaproszony na wykład prelegent wyraził kontrowersyjną opinię.
To pokolenie, które wymaga ostrzeżenia, że prezentowany materiał może zawierać drastyczne treści i dostarczenia „bezpiecznej przestrzeni”, gdzie można ukryć się i odmówić ich słuchania. Przy tym drastyczną treścią może być każda opinia czy fakt naukowy, który nie zgadza się ze światopoglądem młodego człowieka. Do tego stopnia, że wykładowcy na uczelniach muszą bardzo uważać, by nie ścigały ich pozwy za emocjonalne znęcanie się nad studentami. W ich pojęciu przemocą jest każde zachowanie, które ktoś za przemoc uzna, podobnie zresztą jak agresją jest każde wypowiedziane zdanie, które wywołuje dyskomfort – wliczając w to pytania takie jak: „Skąd pochodzisz?” czy „Jaki jest Twój natywny język” – zaliczane do grupy mikroagresji.
Ich emocjonalna wrażliwość jest tak olbrzymia, że rezygnują z kontaktów w realnym świecie, ukrywając się za świecącymi ekranami. Do tego stopnia, że nawet zapukanie do drzwi kolegi i zmierzenie się z otwierającą je mamą staje się wyzwaniem, któremu nie są w stanie podołać.
Już w samym tytule autorka sugeruje, że iGen w żadnym stopniu nie jest przystosowany do życia w realnym świecie i badania zdają się potwierdzać tę tezę. Przedstawiciele tego pokolenia oczekują od wszystkich – rodziców, nauczycieli i pracodawców – by otoczyli ich płaszczem bezpieczeństwa. Nie chcą dorastać, nie chcą stawiać czoła wyzwaniom – zupełnie odwrotnie niż poprzednie pokolenia. Głównymi powodami zdają się smartfony i internet, ale – jak Jean Twenge wskazuje – nigdy nie ma jednej przyczyny, którą można obarczyć winą – na całokształt zmian wpływ mają różnorakie czynniki i poszukiwanie winnych i sprawców nie ma większego sensu. Zmiany są zmianami – jedne są dobre, inne złe, a jeszcze inne i takie, i takie. Nie należy więc ulegać złudzeniu, że autorka dokonuje oceny pokolenia i przedstawia pokolenie iGen w czarnych kolorach:
Ponieważ zajmuję się badaniem pokoleń, często słyszę pytania: „Czemu obwinia pani dzieci? Czy to nie wina rodziców?” (Albo: „wina baby boomers?”, „wina generacji X?”). U podstawy tych pytań leżą dwa mylne założenia: po pierwsze, że wszystkie zmiany pokoleniowe są negatywne, a po drugie, że każda zmiana ma tylko jedną przyczynę (np. sposób wychowywania dzieci). Żadne z tych założeń nie jest prawdziwe. Niektóre zmiany pokoleniowe są pozytywne, inne negatywne, a jeszcze inne mogą być i takie, i takie. Ludzie mają naturalną skłonność do postrzegania rzeczy w kategoriach czarno-białych, ale w wypadku zmian kulturowych warto dostrzegać odcienie szarości i szukać kompromisu. Biorąc pod uwagę, że wiele różnic pokoleniowych ma pozytywny (lub przynajmniej neutralny) charakter, używanie słów „wina” czy „obwiniać” jest nieporozumieniem. Przynosi też efekt przeciwny do zamierzonego, ponieważ zamiast się starać zrozumieć trendy, zarówno te dobre, jak i te złe, sprzeczamy się o to, kogo obarczyć winą. Zmiana kulturowa ma też wiele przyczyn, a nie jedną – to nie tylko rodzice, ale i technologia, media, biznes i edukacja, które współdziałają, by stworzyć kulturę zupełnie różną od tej, jakiej doświadczali nasi rodzice i dziadkowie. Nie jest to niczyja wina albo jest to wina nas wszystkich. Kultury się zmieniają, a wraz z nimi zmieniają się też pokolenia – i właśnie to ma znaczenie. Nie chodzi tu o jakiś konkurs na to, które pokolenie jest gorsze (albo lepsze). Kultura ulega zmianie i wszyscy w tym uczestniczymy. Wspólnie.
W moim domu książka wywołała szeroką dyskusję i z niejakim podziwem obserwowałam, jak trafne okazują się argumenty i badania przytoczone przez Jean Twenge. Pomimo że książka bazuje na badaniach przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych, ich prawdziwość wywołuje zdumienie i obala wiele mitów, krążących na temat iGenu. Książki wysłuchałam w postaci anglojęzycznego audiobooka, już jednak wiem, że zamówię również papierowy egzemplarz, bo jest to jedna z tych pozycji, które chcę widzieć na swojej półce i uważam, że warto zapłacić dwukrotnie za przyjemność zapoznania się z treścią tak świetnie i kompleksowo przygotowanej publikacji.
Na polskim rynku książka wydana została przez „Smak Słowa”, w przekładzie Olgi Dziedzic, który wydaje się bardzo dobrze oddawać ducha oryginału. Każdy rodzic, mający w domu przedstawiciela iGenu, powinien się z nią zapoznać, wyjaśnia bowiem wiele kwestii, które pozwalają na lepsze zrozumienia swojego dziecka.
Gorąco polecam!
Komentarze: 2
Jako przyczynek do ciekawej dyskusji zacytuję obrazek, na który natknąłem się kiedyś w sieci:
Historia rzeczywiście wyposażyła nas w bardzo bogaty materiał poglądowy w tym obszarze i chyba powinniśmy częściej przypominać sobie o tym, że niestety lubi się powtarzać.
Dziękuję za tekst i pozdrawiam!
Jako przyczynek do ciekawej dyskusji zacytuję obrazek, na który natknąłem się kiedyś w sieci:
Hard times create strong men.
Strong men create good times.
Good times create weak men.
Weak men create hard times.
Historia rzeczywiście wyposażyła nas w bardzo bogaty materiał poglądowy w tym obszarze i chyba powinniśmy częściej przypominać sobie o tym, że niestety lubi się powtarzać.
Dziękuję za tekst i pozdrawiam!