Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Camino de Santiago – pielgrzymowanie jako aktywny wypoczynek wypełniony refleksją

Camino de Santiago – pielgrzymowanie jako aktywny wypoczynek wypełniony refleksją

14
Dodane: 5 lat temu

W tym miesiącu nawiążę nieco do mojej serii o „cyfrowym minimalizmie” i napiszę o pielgrzymce przez północną Hiszpanię do miasta Santiago de Compostela, trasą Świętego Jakuba, apostoła Jezusa Chrystusa. Trasa pielgrzymki nazywana jest „Camino de Santiago”, czyli „Droga Jakuba” i właśnie tam, na przełomie kwietnia i maja tego roku, wybraliśmy się z żoną. Było to akurat wtedy, gdy trwał mój „odwyk” od mediów społecznościowych.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2019


Jak wygląda pielgrzymka Camino de Santiago?

Wiele osób w Polsce zna pielgrzymki jako zorganizowane piesze wyprawy z lokalnych parafii do Częstochowy. W takich właśnie pielgrzymkach moja żona za młodu brała udział.

Camino de Santiago jest inne, gdyż nie idzie się w dużych grupach, ale raczej samotnie lub w małej grupie, własnym tempem, ale według tej samej, wytyczonej „oficjalnie” trasy.

Oficjalnych tras jest też kilka. Jest trasa pierwotna (najstarsza – Camino primitivo), jest trasa „portugalska” (z Porto w Portugalii – Camino portugues) oraz jest trasa „francuska” (ta najbardziej popularna – Camino frances), która prowadzi od granicy między Hiszpanią a Francją w Pirenejach. Tą właśnie trasą wybraliśmy się we dwoje.

Można przebyć całą trasę (około 900 km), ale na to trzeba przeznaczyć ponad miesiąc. Można zrobić niezbędne „minimum”, aby otrzymać certyfikat „pielgrzyma”, w miejscowości Sarria (trochę ponad 100 km od Santiago). My wybraliśmy coś pomiędzy, czyli skoro mieliśmy 11 dni na chodzenie, postanowiliśmy pokonać 11 oficjalnych etapów. Ruszyliśmy z miejscowości Astorga i w sumie przeszliśmy trochę ponad 260 km.

Szliśmy własnym tempem, robiąc średnio około 24 km dziennie (czasami tylko 20, a czasami powyżej 30 km). Na szczęście moi rodzice zaopiekowali się naszymi trzema córkami, więc mogliśmy iść we dwoje i spędzić ten czas tylko razem – bez dzieci, co dla młodych rodziców jest zawsze wyzwaniem.

Dlaczego pielgrzymować?

Ta pielgrzymka to nie tylko wyjazd dla głęboko wierzących katolików. Na swojej drodze spotkaliśmy osoby różnych wyznań oraz ateistów. Część osób robi tę trasę po prostu „dla sportu”. Zwłaszcza że można pokonać ją również rowerem (ale wtedy trzeba zrobić minimum 200 km, aby zakwalifikować się jako „pielgrzym”).

Magia pielgrzymki Camino de Santiago polega na tym, że trasa jest znana, bardzo popularna i świetnie przygotowana. Po drodze jest mnóstwo miejsc, w których można się zatrzymać. Od schronisk z wieloosobowymi salami, po prywatne pensjonaty oraz hotele. Do tego ludzie są bardzo życzliwi dla pielgrzymów i pomagają im na każdym kroku. Jest wiele miejsc, gdzie po prostu pielgrzymi się spotykają na kawie, wspólnym posiłku lub noclegu, więc poznaje się ludzi i historie z całego świata.

Do tego wszystko ma miejsce w północnej Hiszpanii, która jest śliczna. Bardzo zielona i górzysta, jak południowa Polska, ale ciepła jak Hiszpania. Z krajobrazem, który się ciągle zmienia i który ciągle zachwyca. Poza tym: pyszne jedzenie oraz niesamowite wino za bardzo małe pieniądze. Czego chcieć więcej?

Jedno z haseł pielgrzymki to „You never walk alone” – czyli „Nigdy nie będziesz iść samemu” i to jest prawda – idąc tą trasą w ciągu dnia, co chwila spotyka się osoby, pary lub mniejsze grupki pielgrzymujące razem. To gwarantuje ciekawe spotkania, rozmowy i miłe towarzystwo.

Myślę też, że dla wielu z nas jest to po prostu fajny sposób na oderwanie się od codzienności i bieżących spraw… jest to po prostu czas refleksji, zadumy i głębszego kontaktu z naturą.

Pielgrzymować nie jest łatwo…

Camino de Santiago to także konkretne wyzwanie sportowe. „Co to takiego – 20 km dziennie na piechotę?” – zapytasz. Biorąc pod uwagę, że na co dzień rzadko kiedy robimy więcej niż rekomendowane przez lekarzy 10 000 kroków, to nagle okazuje się, że taka pielgrzymka daje w kość. Nawet osoby dosyć wysportowane, jak ja, odczuwają trud pielgrzymowania. Pojawiają się pęcherze na stopach, bóle mięśni, odzywają się nawet kontuzje kolan sprzed lat…

Obuwie musi być wygodne

Kupiłem nowe buty trekkingowe specjalnie na ten wyjazd. Rzecz jasna kilka razy chodziłem w nich przed pielgrzymką, aby mieć pewność, że są wygodne i nigdzie nie cisną. Wybrałem porządne buty North Face z podeszwą Vibram i materiałem GoreTex… i po testach czułem, że to jest to.

Niestety, już pod koniec drugiego dnia marszu na stopach pojawiły się bolesne pęcherze. Nie jeden, ale trzy… i to w kilku różnych miejscach, więc nie obyło się bez plastrów i bólu, a kolejne dni były ciężkie. Dopiero kiedy 6. dnia nie wytrzymałem i kupiłem w sklepie pielgrzyma sandały, życie znowu stało się piękne. Stopy odpoczęły i szło mi się dużo lepiej!

Teraz już wiem, że warto mieć dwie pary butów ze sobą. Co więcej, z obserwacji i rozmów wywnioskowałem, że wielu pielgrzymów decyduje się właśnie na taką opcję, czyli buty + sandały. Często zaczynają dzień w butach, a w ciągu dnia przerzucają się na sandały, aby dać odetchnąć stopom.

Spanie

Spać można w wielu miejscach. Cena łóżka w wieloosobowej sali w schronisku zaczyna się od 10 EUR za noc, więc tak naprawdę można po prostu iść i pod koniec dnia (albo kiedy się ma już dość) podejść do schroniska, zapytać o łóżko i przeważnie nie będzie problemu.

Jako że był to dla nasz wyjazd „we dwoje”, wybraliśmy opcję deluxe, czyli po prostu dzień lub dwa dni wcześniej przez Booking.com zamawialiśmy sobie pokój dwuosobowy z łazienką w pensjonacie lub hotelu. Cena od około 40 EUR za noc, przy czym większość właścicieli pensjonatów szczerze dba o pielgrzymów, a standard pokojów jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Często też w cenie (lub za niewielką dopłatą) można było zjeść podstawowe śniadanie.

Jedzenie

W północnej Hiszpanii je się dobrze. Wystarczy zatrzymać się w jakiejkolwiek knajpie na szlaku i za około 10 EUR dostaje się „menu pielgrzyma”, czyli dwa dania, butelkę wina, wodę, kawę i deser. Bardzo dużo jedzenia i to najczęściej domowej roboty. Bajka!

Gadżety

Oboje z żoną używaliśmy do mierzenia odległości aplikacji Strava na Apple Watch. Do sprawdzania map i komunikacji ze światem służyły nam iPhone’y. Do słuchania używaliśmy AirPodsów, które świetnie się sprawdziły.

Oprócz tych sprzętów mieliśmy ładowarkę 4 × USB oraz po dwa kabelki na iPhone’y i zegarki, abyśmy każdego wieczoru mogli to wszystko skutecznie naładować. Do tego miałem przy sobie powerbank 10 000 mAh na wszelki wypadek. Oczywiście do robienia zdjęć i filmików używałem selfie sticka, który mógł także służyć jako tripod.

Pakowanie – ile rzeczy wziąć?

Pakowaliśmy się bardzo oszczędnie, gdyż po drodze bez problemu można rzeczy prać i suszyć. Warto mieć ciuchy tak skonfigurowane, aby móc ubierać się „na cebulkę”, bo pogoda podczas Camino jest bardzo zmienna. Jednego dnia bardzo ciepło i praży słońce, a następnego – wiatr i ulewa.

Polecam zakupy w Decathlonie – aby kupić tylko techniczne ciuchy, bo nie nasiąkają tak bardzo potem, a do tego schną dosyć szybko.

Oto moja lista:

  • spodnie długie, od których można odpiąć nogawki, aby też służyły za bermudy,
  • 2 koszulki z długim rękawem, najlepiej różnej grubości tkaniny,
  • 2 koszulki z krótkim rękawkiem,
  • cieplejsza kurtka o właściwościach przeciwdeszczowymi i przeciwwietrznymi
  • wspomniane 2 pary butów: do marszu i sandały,
  • piżama z długimi rękawami (służy także jako ciuch do chodzenia wieczorami, po dojściu na miejsce i po prysznicu),
  • 4 pary skarpetek,
  • 4 pary majtek,
  • peleryna (jak już leje na maksa),
  • kapelusz pielgrzyma (aby chronił przed słońcem),
  • klapki pod prysznic.

I tyle. Więcej naprawdę nie trzeba. Zmieściliśmy się praktycznie ze wszystkim do jednego plecaka 45 litrów.

Dodatkowo, co jeszcze?

Oprócz ciuchów, warto mieć:

  • plastry zwykłe,
  • plastry na odciski,
  • krem do stóp i nie tylko,
  • krem przeciwsłoneczny z filtrem 50,
  • podstawowe sprzęty toaletowe, czyli szczotkę i pastę do zębów i co tam potrzeba, ale w wersji minimum.

Co robiliśmy podczas pielgrzymki?

Szliśmy i szliśmy.

To był czas na rozmowy, często na tematy, które człowiek odwleka na później. Bardzo fajnie nam się gadało.

Rano zaczynaliśmy pielgrzymkę od wspólnej modlitwy za pomocą aplikacji Divine Office na iPhone’a. Czyli Brewiarz i liturgia godzin w wersji audio. Moja żona odpalała to ze swojego iPhone’a i dawała mi do ucha jeden ze swoich AirPodsów.

Po modlitwie albo gadaliśmy, albo słuchaliśmy audiobooków i podcastów. Wtedy już każdy używał swoich AirPodsów do słuchania.

Czasami po prostu szliśmy w ciszy. Kiedy spotykaliśmy innych pielgrzymów, pozdrawialiśmy im „Buen Camino!”… i czasami wdawaliśmy się z nimi w krótką rozmowę, idąc razem przez kilka kilometrów. Tak poznaliśmy sympatyczną parę z Kanady, z którą spędziliśmy sporo czasu podczas kilku odcinków Camino.

Jak wygląda dzień pielgrzymki?

Wstajesz rano. Jesz śniadanie. Pakujesz się. Idziesz. Zatrzymujesz się na kawę. Idziesz dalej. Obiad. Dalej idziesz. Dochodzisz na miejsce. Bierzesz prysznic. Odpoczywasz. Jesz kolację. Oglądasz jeden odcinek ulubionego serialu na Netfliksie. Idziesz spać. I następnego dnia to samo od nowa.

Nie żartuję. Tak jest faktycznie. I w tej rutynie jest też pewna magia pielgrzymowania.

My wstawaliśmy późno, bo też chodziliśmy spać dosyć późno (gadamy, oglądamy seriale, czytamy książki…), ale też dlatego, że wiedzieliśmy, że wcześnie rano jest najzimniej. Około 7 rano było 7 stopni, a koło 11 już ponad 13 lub więcej. Dlatego jedliśmy śniadanie między 9:00 a 10:00, często wtedy, gdy już większość pielgrzymów ruszyła na szlak. To powodowało, że przez pierwsze 5 km szliśmy zupełnie sami, dopiero po jakimś czasie doganiając pierwszych wędrujących. Dzięki temu, że szliśmy równym, szybkim tempem, pokonywaliśmy odległości w krótkim czasie i na miejsce odpoczynku dochodziliśmy około godz. 17:00. W sumie szliśmy w najcieplejszym momencie dnia, więc było przyjemnie (przypominam, że był to przełom kwietnia i maja).

Oczywiście nie zawsze pogoda sprzyjała. Czasami było ciepło, więc odpinane nogawki się przydawały. Czasami było zimno, więc kurtka też była potrzebna. Czasami wiało, a czasami tak lało, że nawet pomimo peleryny przemakaliśmy do suchej nitki. Ale taka uroda Camino.

Podsumowując – warto, bo ludzie są dobrzy!

Jak to mówią: „The journey is the ultimate destination”, czyli prawdziwym celem jest sama podróż, a nie dotarcie do celu. I tak jest w przypadku Camino.

Są dni, kiedy jest ciężko, są dni, kiedy jest łatwiej, ale generalnie po prostu jest to bardzo wyjątkowe doświadczenie.

Do tego trasa jest malownicza, a ludzie, zarówno pielgrzymi, jak i „lokalsi”, bardzo życzliwi i pomocni. Pielgrzym to nie turysta, którego się wykorzystuje. To osoba, której się pomaga, którą się opiekuje. Przynajmniej takie było moje odczucie.

I tutaj myślę jest najważniejszy wniosek z tej wyprawy i ostatni sekret tego, dlaczego tyle ludzi z całego świata podąża śladami Świętego Jakuba w pielgrzymce Camino de Santiago. Chodzi o to, aby odczuć, jak ludzie potrafią być dobrzy i życzliwi dla innych. W naszym codziennym życiu spotykamy się z agresją i brakiem życzliwości. Do tego media codziennie serwują nam dawkę „złych wiadomości”, więc taka pielgrzymka wśród dobrych ludzi, daje niesamowitą dawkę pozytywnej energii i przypomina, że ludzie tak naprawdę są fajni. Że dobrze być dobrym.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 14

Trzeba częściej odwiedzać. iMagazine od kilku lat nie jest już tylko o Apple.

Trzeba częściej odwiedzać. iMagazine od kilku lat nie jest już tylko o Apple.