Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Tim Cook – człowiek, który robi swoje

Tim Cook – człowiek, który robi swoje

2
Dodane: 5 lat temu

Leander Kahney znany jest z tego, że lubi wyprzedzać rynek wydawniczy. Tak stało się z książką „Być jak Steve Jobs” oraz biografią Jony’ego Ive’a. Nie inaczej postąpił i tym razem, publikując pierwszą na rynku biografię Tima Cooka – generalnego dyrektora Apple.

Wczesna publikacja ma zarówno wady, jak i zalety. Niewątpliwą zaletą jest zaspokojenie potrzeb, a przede wszystkim rosnącej ciekawości czytelników. Wadą jest niezaprzeczalnie to, że publikując wcześnie autor nie dysponuje wiedzą i szczegółami, które mogą zostać ujawnione z czasem. Umówmy się, że Leander Kahney nie jest Walterem Isaacssonem i prawdopodobnie nigdy nim nie zostanie. Do tej pory najlepszą pozycją w jego dorobku jest biografia Jony’ego Ive’a i widać gołym okiem, że poświęcił jej dokładnie tyle pracy i uwagi, ile konieczne było do stworzenia książki, która zadowoli czytelnika. Czyli odwrotnie niż w przypadku „Być jak Steve Jobs”, która co prawda zaspokajała w jakimś stopniu ciekawość czytelników, ale nie wnosiła specjalnie wiele do znanego już wizerunku Steve’a Jobsa.

Jaka jest więc najnowsza pozycja, która wyszła spod pióra założyciela „Cult of Mac”?

Nie różni się zbytnio od tego, co już wiemy na temat CEO Apple.

„Początkowo reputacja Cooka działała na jego niekorzyść. Uważało się, że na pewno świetnie odnajduje się w działalności operacyjnej, ale poza tym to bezbarwna postać i nudziarz bez wyobraźni. A już na pewno nie ma charyzmy poprzednika i nie będzie w stanie poprowadzić ludzi naprzód tak, jak by tego oczekiwano od dyrektora generalnego Apple. Największym problemem wydawało się jednak to, że Cook nie ma takiej wyobraźni jak Jobs. Skąd niby firma Apple weźmie pomysły na kolejne niewyobrażalnie dobre produkty? Jobs odgrywał przecież istotną rolę w budowaniu sukcesu produktów swojej firmy. Eksperci obawiali się, że bez niego firma szybko przestanie wypuszczać na rynek kolejne hity.”

Chciało by się powiedzieć, że „Tim Cook: Człowiek, który wyniósł Apple na nowe szczyty” to książka taka, jak jej tytułowy bohater – spokojna, stonowana i nie wzbudzająca wielkich emocji. Poprawna, dopracowana w szczegółach i niewiele wyjaśniająca rozszerzona notatka z Wikipedii. Jeśli spodziewacie się trójwymiarowej postaci, do jakich przyzwyczaił nas Walter Isaacsson, to po lekturze odczuwać będziecie lekki niedosyt. Jeśli jednak chcecie po prostu dowiedzieć się nieco więcej o generalnym dyrektorze Apple, który należy do ludzi raczej ceniących prywatność, znajdziecie w niej wystarczająco dużo informacji. Słowem kluczem będzie po raz kolejny wyraz „wystarczająco”, czyli nic ponad to, co konieczne, by chronologicznie przedstawić ścieżkę kariery Tima Cooka. Z premedytacją użyłam sformułowania „ścieżka kariery”, bo Leadner Kahney nie przedstawia wielu szczegółów z życia prywatnego Cooka. Dowiemy się, że pochodzi z Mobile w Alabamie, oraz że w jego mieście ludzie nie przykładają specjalnej wagi do tego, że CEO największej na świecie firmy komputerowej tam właśnie się urodził. Nie znajdziemy poważnej próby zajrzenia w mentalność mieszkańców ani wyjaśnienia tej zagadki. Wydawać by się mogło, że pisząc o Timie jako o człowieku, osobie, Kahney ślizga się po powierzchni faktów, starając się mieć to z głowy jak najszybciej, by móc przejść do dywagacji na temat tego, co Cook zrobił dla Apple i co może jeszcze uczynić w przyszłości. Ta część książki mogłaby zostać podsumowana cytatem z Ala Gore’a, którego cytuje sam Leander:

„Trudno wyobrazić sobie wyzwanie większe niż to, które się wiąże z kontynuowaniem legendy Steve’a Jobsa na stanowisku dyrektora generalnego Apple. Tymczasem spokojny i szczerze pokorny Tim Cook, wiecznie skupiony i milczący syn robotnika stoczniowego i gospodyni z Alabamy, świetnie sobie z tym zadaniem poradził. Pięćdziesięciojednoletni Cook, wierny strażnik dziedzictwa Jobsa i człowiek doskonale rozumiejący kulturę Apple, zdołał już wprowadzić najbardziej wartościową i innowacyjną firmę świata na nowe wyżyny, gładko i wprawnie wdrażając przy tym istotne zmiany w zakresie polityki. Zdołał już odcisnąć niezatarte piętno w wielu sferach rzeczywistości Apple, począwszy od jej złożonych mechanizmów wewnętrznych, a skończywszy na rozpoznawaniu i praktycznej realizacji „szaleńczo świetnych” technologicznych i designerskich przełomów.”

Ze stron książki wyłania się dwuwymiarowy obraz pracownika – utalentowanego, systematycznego stratega, ale niewiele można wywnioskować o Timie jako o człowieku. Oczywiście pewne założenia wynikające ze szkicu są obecne i podane w jasnej formie, uważam jednak, że poświęcając nieco więcej pracy i uwagi faktom i szczegółom, Tim Cook mógłby okazać się postacią znacznie bardziej interesującą. Głęboko wierzę, że za jakiś czas, powstanie kompleksowa i dogłębna biografia Tima, która pokaże osobę, nie lojalnego i zdyscyplinowanego pracownika. Ale na to przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Pomimo powyższego, nie spisujcie biografii jeszcze na straty, bo cierpliwi i wytrwali zostaną nagrodzeni. W moim mniemaniu Leander Kahney wygrał książkę jednym rozdziałem, zatytułowanym niepozornie: „Zwycięskie starcie Cooka z prawem”. Ta część książki odnosi się bezpośrednio polityki prywatności Apple oraz do słynnej afery, kiedy to FBI zażądało od Apple umożliwienia złamania kodu w telefonia Sayeda Farooka, podejrzanego w sprawie strzelaniny z San Bernardino, w której zginęło 14 osób. Ten rozdział napisany jest świetnie i jeśli warto tą książkę przeczytać, to właśnie dla tego jej fragmentu, pokazuje on bowiem jasno, jakie zasady są najważniejsze dla Cooka i co za tym idzie – dla Apple. Wyjaśnia również, dlaczego jako klienci firmy, możemy jej zaufać i czuć się bezpiecznie, kupując ich produkty:

„Cook oskarżył rząd, że stara się zmusić Apple do „hakowania własnych użytkowników i przekreślenia dziesięcioleci prac nad rozwojem zabezpieczeń, które zapewniają klientom […] ochronę przed wprawnymi hakerami i cyberprzestępcami”. Dalej to by była już równia pochyła. Rząd mógłby potem zażądać od Apple stworzenia oprogramowania podsłuchowego, które umożliwiałoby przejmowanie wiadomości, pozyskiwanie danych dotyczących stanu zdrowia czy danych finansowych, a także śledzenia lokalizacji użytkowników. Cook czuł się w obowiązku wyraźnie zaznaczyć granicę nie do przekroczenia. Wyrażał wiarę w dobre intencje FBI, ale postanowił dbać przede wszystkim o ochronę użytkowników Apple: „Nie jest nam znany przypadek, w którym amerykańską firmę zmuszonoby do narażenia swoich klientów na większe ryzyko ataku”. Cook zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo przeciwstawić się żądaniom amerykańskiego rządu i że to wywoła gwałtowną reakcję, ale musiał trwać wiernie przy swoim stanowisku.”

Ten rozdział to prawdziwa perełka i ilość zawartych w nim informacji na temat istotnych kwestii bezpieczeństwa zadowoli każdego.

Czy warto więc przeczytać książkę Kahney’a? Pomimo wielu niedociągnięć – chyba warto. Po części jako wstęp do poznania Tima Cooka, po części dla wspomnianego wyżej rozdziału, po części również dlatego, że w najbliższym czasie na więcej nie możemy liczyć.

Książka nie jest genialna, ale zdecydowanie poprawna.

Polecam.


Polskiemu wydaniu książki Leandera Kahneya p.t. “Tim Cook. Człowiek, który wzniósł Apple na wyższy poziom” patronuje iMagazine. Książkę można kupić np. w Empiku.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2