Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Skok w nadświetlną, zwykli goście i tarka

Skok w nadświetlną, zwykli goście i tarka

6
Dodane: 5 lat temu

Czerwcowa, a w tym roku, to można śmiało powiedzieć, najważniejsza konferencja Apple za nami. Tegoroczne WWDC (Worldwide Developers Conference) dało nam nie tylko ogrom nowości w przyszłym oprogramowaniu naszych nadgryzionych sprzętów, ale także sam – nadgryziony, potężny i nowy – sprzęt dla profesjonalistów. Tudzież kucharzy, bo to najdroższa tarka do sera na rynku. No dobrze, to już napisałem – możecie odnotować, mogę Wam teraz więc obiecać, że z tego tekstu nie dowiecie się nic więcej o parametrach nowego Maca Pro czy monitora Apple Pro Display XDR.

Chcę Wam natomiast powiedzieć nieco więcej o tych, którzy ten sprzęt i oprogramowanie dla niego tworzą. A to naprawdę klawi kolesie! Zacznijmy od ulubieńca jesiennych konferencji (ona, jak i iPhone 11 z płytą indukcyjną na pleckach, jeszcze przed nami), Phila Schillera.

Fotograf Phil

Phil Schiller (Senior Vice President, Worldwide Marketing) dołączył do Apple w 1997 roku, po powrocie Steve’a do firmy. Jest odpowiedzialny za sukces sprzedażowy kolorowego iMaca, iPoda, popularyzację iTunes oraz stworzenie światowej potęgi App Store. Na scenie widzimy go od ponad dwudziestu lat. To on (a nie Steve, jak głoszą legendy miejskie!) odpowiada za nadużywanie przymiotników podczas prezentacji produktów Apple: amazing, incredible, awesome etc. W wolnych chwilach jest zapalonym fotografem i podróżnikiem.

„Kiedy jedzie na wakacje i z nich wraca, w Apple wiemy, że zaraz przywiezie nam kolejny worek skarg i pomysłów na usprawnienia w Zdjęciach. Tak było i w tym roku.”

– wspominał dzień po konferencji otwarcia tegorocznego Dub Duba (slangowa, skrócona nazwa WWDC) Craig Federighi – mój prywatny ulubieniec sceniczny, ale o tym potem. Kontynuując:

„Phil jest prawdziwym pasjonatem fotografii. To świr. Dzięki niemu przebudowaliśmy w tym roku organizację całej aplikacji Zdjęcia, dodaliśmy zupełnie inną ich chronologię oraz wprowadziliśmy najbardziej zaawansowane opcje edycji wideo, które tylko Apple oferuje w aplikacji systemowej; dostarczanej domyślnie z każdym produktem.”

– wyjaśnił dalej Craig, aby na końcu, odpowiadając na pytanie, czy lubi po tylu latach nadal swoją pracę, stwierdzić: „Jasne! To niesamowita frajda, bo zawsze każda zmiana zaczyna się od ludzi. Oni są naprawdę fantastyczni”.

Wyobraźcie sobie Phila Schillera w hawajskich, krótkich spodenkach, ganiającego z iPhone’em po plaży i co rusz rzucającego to i owo słowo w eter nabrzeża. Oczywiście komentując iOS czy aplikację Zdjęcia. Niemożliwa wizja? A jednak! Goście, którzy siedzą tam, w Apple Park, to zwykli ludzie. Nam, dziennikarzom technologicznym, komentatorom czy podcasterom strasznie by się przydało od czasu do czasu pamiętać o tym, że całą technologię stworzyliśmy – my – ludzie – homo sapiens. W odpowiedzi na – nasze – a nie marsjańskie potrzeby. Rozwinę to jeszcze dalej. Wróćmy do Craiga.

W tym roku Apple szczególnie mocno postawiło na kontakt swoich dyrektorów ze szczebla kierowniczego z twórcami (stworzono nawet specjalną strefę dla podcasterów, w przestrzeniach McEnery Convention Center): podcasterami, bloggerami czy youtuberami. Sam Federighi (Senior Vice President, Software Engineering) wystąpił w aż dwóch, prawie dwugodzinnych podcastach. Najpierw w „App Stories” na zaproszenie Federico Viticciego – twórcy MacStories – i Johna Voorheesa (felietonisty tego serwisu). Później w „The Talk Show” u samego Johna Grubera (Daring fireball.net). Obie rozmowy są wręcz obowiązkowe do przesłuchania dla tych z Was, których nie interesują agencyjne newsy i którzy chcą sięgnąć głębiej w temat historii nowości zaprezentowanych podczas tegorocznego WWDC 2019 w kalifornijskim San José.

Słuchają!

Obie rozmowy z Craigiem krążą, co zrozumiałe, wokół tego, co Apple zaprezentowało 3 czerwca. Rozmowa Federico mocniej skupia się na kwestiach związanych z samym programowaniem. Słuchowisko Grubera dotyka całej tematyki w holistyczny sposób. Tak czy inaczej, jest co najmniej kilka kwestii, które warto tutaj przytoczyć, wobec tego, że przesłuchałem oba podcasty, jeden po drugim.

Po pierwsze, Craig i reszta kluczowych osób w Apple słuchają głosów nas, użytkowników. Widzą je, czytają i słuchają – szczególnie za pośrednictwem podcastów. Craig otwarcie przyznał, że sugestie twórców takich serwisów, jak MacStories czy 9to5mac, mają dla Apple znaczenie. Federighi powiedział wprost, że tak znacząca rozbudowa aplikacji Pliki, wsparcie dla pamięci zewnętrznych czy rozbudowane Shortcuts 2 to w dużej mierze zbiór wdrożonych w życie życzeń samego gospodarza rozmowy – Federico dzięki (!) – i jego społeczności. Kilkakrotnie podkreślił, że sam słucha, analizuje i stara się w miarę możliwości wychodzić naprzeciw z nowymi pomysłami. Naprzeciw Tima Cooka i całego zarządu, bo w Apple pomimo mitów, które tworzą bloggerzy, nie decyduje się o czymś z dnia na dzień. Nie decyduje o tym jedna osoba. Tim nie przychodzi i nie strzela tzw. focha. Tej perspektywy nam brakuje, bo my często ciągle spoglądamy na kosmiczną siedzibę Apple z perspektywy wczesnych lat Jobsa na stanowisku CEO. Dokładając do tego legendy miejskie, których naczytaliśmy się w rozmaitych biografiach i innych publikacjach.

Apple słucha, ale jest też wierne swojemu DNA, które nie każe firmie być pierwszą. Zapytany o Maca Pro i nowy, referencyjny monitor od Apple, Craig Federighi przywołał z pamięci spotkanie z dziennikarzami, które on i m.in. Phil Schiller zorganizowali kilka lat temu. Wtedy cała branża postawiła już krzyżyk na linii komputerów Pro z Cupertino. Rok później Apple pokazało iMaca Pro. Świat oniemiał. W 2019 roku pokazują w końcu Maca Pro – światu brakuje już nawet słów.

„My naprawdę wiedzieliśmy, jak to wygląda z zewnątrz. Wiedzieliśmy, jak wielki błąd popełniono w kwestii poprzedniej konstrukcji i termoobiegu Maca Pro. Byliśmy przekonani, w którym kierunku chcemy zmierzać. Że chcemy konstrukcji na najbliższe kilka długich lat. Konstrukcji modularnej. Bezkompromisowej w jakimkolwiek względzie, bo tego potrzebowali użytkownicy. I my sami też! To musiało tyle potrwać, ale dziś jesteśmy pewni, że każdy, kto pracował przy tym sprzęcie, wie, czego dokładnie i dlaczego w nim dokonał. To niesamowite!”.

Takie słowa Craiga pokazują drugą stronę. Pokazują, że Apple działa według swoich trajektorii i nawet jeśli nadgania w niektórych miejscach konkurencję, to w swoim i tempie i często po to, aby w innym wyprzedzić ją o lata świetlne. Przykład? Mac Pro czy „Sign in with Apple”, któremu tę przewagę daje możliwość wymuszenia na deweloperach implementacji tego rozwiązania we wszystkich aplikacjach, które oferują inne metody logowania (Facebook, Google, LinkedIn). O tę kwestię zapytano w wywiadzie dla CBS Evening News samego Tima Cooka:

„Tak. Inni byli przed nami, ale nikt nie zapewniał takiego bezpieczeństwa i anonimowości, jak my i nikt nie mógł – być może brutalnie – wymusić na rynku jego zwiększenia. Apple się tego nie boi i zamierza korzystać ze swojej przewagi i pozycji. Jeśli możemy dać komuś bezpieczeństwo, zrobimy to”.

Wracając do mojego ulubieńca scenicznego Craiga – gość ma w mojej ocenie lepszą prezencję i zdolności niż miał sam Jobs, a przy tym jest tak samo naturalny na co dzień, co podkreślają inni pracownicy firmy w wielu rozmowach. Nie inaczej było, gdy Viticci i Gruber zapytali go o iPadOS. Federighi odpowiedział, pół żartem, pół serio:

„Wiesz, wprowadziliśmy ten podział dopiero w tym roku, bo marketing się wkurzył. […] Dla mnie samego jest czymś niezwykłym, że nie będę musiał już ze sobą nosić MacBooka. To wszystko zależy oczywiście od tego, do czego potrzebujesz sprzętu. iPad Pro pod kontrolą iPadOS dla mnie wystarczy już teraz w zupełności. Jest wygodniejszy”.

Po przesłuchaniu łącznie bodaj pięciu różnych rozmów z różnymi pracownikami Apple (w większości z wysokiej półki) oraz obejrzeniu 75% konferencji z całego tygodnia WWDC 2019 (bo to nie tylko keynote otwarcia, ale cały tydzień sesji i najważniejsza z punktu widzenia developerów i twórców prezentacja State of the Union) – w głowie mam dwie myśli. Pierwsza brzmi: nigdy nie było tak dobrze i tak stabilnie, jak jest dziś. Druga: my dziennikarze i podcasterzy technologiczni musimy się wziąć w garść i wrzucić na luz, bo pękniemy, jak nabrzmiały…

Retoryka normalności, czyli musimy się wiele nauczyć

Kiedy słucha się zagranicznych podcastów, w głowie rezonuje jedno uczucie – to jest, kurcze, tak dobre, a zarazem tak luźne! W Polsce kontrastujemy te dwie sprawy. Albo coś jest profesjonalne i nudne, albo głupie i śmieszne. To totalna i krzywdząca dla nas samych perspektywa. Żeby było jasne, mówię to także do siebie, jako redaktora i podcastera, który ciągle stara się szukać odpowiedniej formy. Formy, która pozwoli przekazywać doświadczenia, a więc i emocje, a nie suche fakty, wygładzone w postprodukcji setkami filtrów.

Walczę z tym, że podcasty muszą być doskonale realizowane. Owszem, nie powinny męczyć słuchu odbiorców, ale nie powinny też sprawiać wrażenia, jakbyśmy słuchali dwóch robotów, które czytają zapisany w pliku scenogram. Nie tak to wyglądało dekadę temu, gdy podcasting powoli wchodził nad Wisłę. Nie tak to wygląda za Oceanem. Gdyby w Polsce jakiś podcaster miał dostęp do takich osób jak Schiller czy Federighi, nagrana przezeń rozmowa bardzo możliwe, że byłaby próbą odpowiedzi na to, kto bardziej obnaży czyją nieporadność. Zgadnijcie, kto by wygrał?

To nie jest tak, że strzelam do swojej bramki, choć jeśli nie ma już na niej siatki, to może czas najwyższy coś zreperować? Retoryka normalności jest tym, czego brakuje polskiemu dziennikarstwu technologicznemu i podcastom zwłaszcza. Są oczywiście wyjątki – jest ich coraz więcej – ale marzy mi się, abyśmy za główną zasadę wzięli w końcu to, by dobrze się bawić, zamiast być perfekcyjnym. Bo jeśli my, twórcy, czujemy stres, rozmawiając, pisząc czy nagrywając cokolwiek z kimkolwiek, słuchacz odczuje ten stres podwójnie. Szklanka może zatem się stłuc, ktoś może rozlać kawę, piwo czy uderzyć z impetem w ramię mikrofonu. Ktoś może nie mieć mikrofonu i nagrywać na iPhonie. Pisać na trawie w Pszczynie lub w apartamentowcu na pięćdziesiątym piętrze z widokiem na Tokio. Fotografować w samych hawajkach swoje bose stopy lub przeprowadzić profesjonalną sesję z modelką, którą poznał przypadkiem w jednej z kawiarni.

Jesteśmy najpierw ludźmi, potem dopiero klientami, twórcami, dziennikarzami, podcasterami i wszystkimi tymi „PRO” osobami, które i tak na widok Phila Schillera fotografującego muszelki na plaży czy Craiga z brudnym uzębieniem wybuchłyby głębokim śmiechem. To co? Wyobraź sobie teraz tarkę. Na trzy, dwa, jeden krzyczymy: „SER!”. I pstryk. Po krzyku.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2019

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 6

Da się załatwić. 🙃 Zapraszam do regularnego śledzenia wydań iMaga.

“Po pierwsze, Craig i reszta kluczowych osób w Apple słuchają głosów nas, użytkowników. Widzą je, czytają i słuchają – szczególnie za pośrednictwem podcastów. Craig otwarcie przyznał, że sugestie twórców takich serwisów, jak MacStories czy 9to5mac, mają dla Apple znaczenie.” –> oceniać należy nie po słowach, ale czynach i postępowaniu. Gdyby tak było, czyli firma słuchałaby użytkowników, to np. 1/ iPhone już dawno miałby nowoczesną ładowarkę w zestawie, 2/ iPad’y miałyby tylko złącze USB C, 3/ MacBook miałby nową (nową na serio, a nie 3 wersję wadliwej) klawiaturę, 4/ dałoby się podłączyć MacBook’a z iPhone kablem z zestawu itp. etc.

Czyny, nie słowa proszę kolegi :)

Da się załatwić. 🙃 Zapraszam do regularnego śledzenia wydań iMaga.

“Po pierwsze, Craig i reszta kluczowych osób w Apple słuchają głosów nas, użytkowników. Widzą je, czytają i słuchają – szczególnie za pośrednictwem podcastów. Craig otwarcie przyznał, że sugestie twórców takich serwisów, jak MacStories czy 9to5mac, mają dla Apple znaczenie.” –> oceniać należy nie po słowach, ale czynach i postępowaniu. Gdyby tak było, czyli firma słuchałaby użytkowników, to np. 1/ iPhone już dawno miałby nowoczesną ładowarkę w zestawie, 2/ iPad’y miałyby tylko złącze USB C, 3/ MacBook miałby nową (nową na serio, a nie 3 wersję wadliwej) klawiaturę, 4/ dałoby się podłączyć MacBook’a z iPhone kablem z zestawu itp. etc.

Czyny, nie słowa proszę kolegi :)