Czy istnieje pozytywna muzyka?
Od dłuższego czasu zastanawiałem się, czy ja znam piosenki, które są po prostu pozytywne. Gdy o tym myślę, to naprawdę nie przychodzi mi praktycznie żadna piosenka do głowy, no może poza „Can’t Stop The Feeling!” autorstwa Justina Timberlake’a. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego taka pozytywna muzyka nie istnieje, dlaczego zawsze jak chcę posłuchać czegoś i zaczynam włączać mózg w celu zrozumienia warstwy lirycznej utworu, dociera do mnie, że po raz kolejny słucham czegoś, co jest po prostu smutne – czy tak musi wyglądać sztuka? Czy sztuką można nazwać jedynie rzeczy, które są dołujące i pełne żalu?
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2020
Wszystko na to wskazuje, że większość utworów muzycznych uznanych za „dobre” opisuje jakiegoś rodzaju smutek oraz opiera się o silne emocje – głównie te negatywne. Wystarczy pomyśleć o twórczości takich osób jak John Mayer (kilka nagród Grammy na koncie) czy nawet sięgając po pop – Taylor Swift, to nie są radosne piosenki. Pojawia się tutaj wręcz wrażenie, które dość jasno sugeruje nam, że to cierpienie jest muzą autora tekstu czy też sensem całej piosenki.
Tylko czy to źle? Moim zdaniem nie, pozostaje w końcu warstwa muzyczna, która często w odbiorze jest bardzo radosna, mamy dużo durowych akordów i dźwięków, które sprawiają, że jest nam jakoś lżej na sercu – oczywiście do momentu, w którym zdamy sobie, że cała piosenka nie jest o niczym radosnym i zabawnym.
Zastanawiałem się też, po co w takim razie wszyscy tego słuchamy i myślę, że odpowiedź jest jedna – ku pokrzepieniu serc. Każdy czasem przeżywa gorsze chwile, każdy z nas Wie, co to znaczy nie do końca trafiona miłość i czasem po prostu szukamy w muzyce kogoś, kto w kilku pięknych zdaniach powie to, co czujemy, pomoże nam zrozumieć, że nie jesteśmy sami na tym świecie – w końcu większość z nas nie jest samotnikami i nie lubimy się czuć opuszczeni i osamotnieni. Ten problem rozwiązuje właśnie rzeczona muzyka, która potrafi wypełnić czasem tę pustkę – czy to źle? Zupełnie nie. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że większość piosenek, które znamy z radia czy internetu, nie opowiada radosnych historii – wręcz przeciwnie.
Skoro to wiem, skoro jestem tego świadom, to czemu szukałem tak uporczywie muzyki, która byłaby pozytywna? Sam nie wiem, pomyślałem, że może żyję w jakiejś bańce, że może wszyscy w niej żyjemy i gdzieś tam, daleko istnieje gatunek muzyczny, który swoją radością potrafi zmienić to, jak się czujemy i po prostu poprawić humor – myślę jednak, że coś takiego nie istnieje.
Nie uważam jednak, że to źle – po prostu świadome konsumowanie mediów (jakiegokolwiek rodzaju) niesie za sobą pewne konsekwencje, bo czy w kinie 99% komedii to tak naprawdę nie są głupkowate filmy, które jedynie mają bawić? Jestem przekonany, że tak to wygląda.
Dlatego też chciałem Wam powiedzieć jedno – najpiękniejszą i najpozytywniejszą muzyką, jaką możecie usłyszeć, jest szum liści, śpiew ptaków czy też po prostu cisza otoczenia po zdjęciu słuchawek, wyłączeniu muzyki, podcastów i filmów. Czasami po prostu warto pójść na spacer bez zgiełku, bez cudzych historii i emocji.
Tego Wam życzę, żeby najpiękniejszą muzyką i tą zarazem najpozytywniejszą potrafiła być dla Was po prostu codzienność, bez mocnego beatu i ostrych gitarowych riffów.