Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Znak czasów

Znak czasów

0
Dodane: 4 lata temu

Zastanawiałam się, w jaki sposób Apple poradzi sobie z przeprowadzeniem WWDC – czy wytrzymają serwery i czy nie będzie nudno. Okazało się, że obie obawy były płonne – serwery dały radę, zaprezentowane zmiany przypadły mi do gustu.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2020


O szczegółach WWDC przeczytacie w artykułach redakcyjnych kolegów, ja zaś chciałabym napisać kilka krótkich słów o ogólnym wrażeniu z wirtualnej konferencji, które okazało się wyjątkowo pozytywne.

Aż trudno uwierzyć, jak długą drogę przebyło Apple – od segmentu niszowych komputerów dla masochistów, do lidera rynku technologii.

Z początku nie odczuwałam ekscytacji, która zazwyczaj towarzyszy keynote Apple. Nie ma w tym nic dziwnego – w końcu ostatnimi czasy wiele się wydarzyło i głowy zajęte mamy zupełnie innymi problemami. Ustawiłam jednak iPada i oglądając pojawiające się kolejno ikonki użytkowników, doświadczyłam swego rodzaju uspokojenia. Taka mała rzecz, niby zupełnie nieważna, jednak przypomina na samym wstępie o tym, że żyjemy w zupełnie innym świecie niż 20 lat temu, kiedy konferencja po prostu by się nie odbyła. Dziś zasiadamy w wygodnych fotelach i obserwujemy kolejno przyłączających się użytkowników, ludzi, którzy w tym samym czasie włączyli taki sam komputer, iPada lub telefon, bo uważali, że obejrzenie keynote jest na tyle ważne, żeby poświęcić mu cenny czas. I to nie tylko w naszym kraju, ale również na całym świecie. Aż trudno uwierzyć, jak długą drogę przebyło Apple – od segmentu niszowych komputerów dla masochistów, do lidera rynku technologii. Dlaczego piszę, że dla masochistów? Bo jeszcze nie tak dawno używanie produktów Apple wcale nie było takie proste – problemy stwarzały zarówno programy, jak i urządzenia zewnętrzne oraz sterowniki. Dziś mało kto musi instalować dodatkowe oprogramowanie, żeby uruchomić dysk lub napęd. W ciągu relatywnie krótkiego czasu Apple sprawiło, że ich sprzętu można używać bez zewnętrznych ograniczeń, a co więcej, narzuciło wiele standardów innym producentom. Podoba mi się również to, że używając produktów Apple, nie muszę ciągle trzymać ręki na pulsie, bo firma przynajmniej stara się zadbać o moje bezpieczeństwo. Nie znaczy to oczywiście, że zawsze się udaje, ale przynajmniej się stara – w odróżnieniu od innych obecnych na rynku firm. Między innymi dlatego ucieszyłam się z tej części prezentacji, którą Apple poświęciło nowym wymaganiom w stosunku do deweloperów. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu producentów oprogramowania posłało pod ich adresem kilka niecenzuralnych słów, ale żyjemy w rzeczywistości, w której prywatne dane to potęga. Dlatego uważam, że użytkownik powinien mieć wgląd w to, co tak naprawdę robi zainstalowana przez niego aplikacja. 

Wróćmy jednak do ogólnego wrażenia.

Konferencja przeprowadzona bez udziału publiczności z łatwością może przekształcić się w spot reklamowy i widziałam w sieci takie opinie. Moim zdaniem Apple udało się wybronić – pokazanie pustej auli imienia Steve’a Jobsa zrobiło wrażenie. Bez zasiadającej w fotelach publiczności wydawała się dużo mniejsza niż w czasie tradycyjnej konferencji. Nie umiem znaleźć właściwego słowa, które w pełni oddaje ten klimat, ale aranżacja miała sporą moc. Trochę podkreślającą sytuację na całym świecie, trochę emanującą spokojem i pewnością. Z całą pewnością połączenie było urzekające swoją prostotą. Żadnej kompensacji, żadnego nadrabiania miną, żadnego udawania, że wszystko jest w porządku. Za to z pewnością należy im się sporo szacunku.

O ile lekka maska może przemawiać do młodych entuzjastów, o tyle poważne Apple zdecydowanie przebiło się do mojego dorosłego „ja”, które łaknie nie tylko pięknych obietnic, ale również skutecznego działania.

Jeśli chodzi o samą prezentację, to była bardzo zrównoważona. Brak publiczności można wykorzystać na różne sposoby, ale Apple postanowiło tego nie robić, skupiając się na merytorycznym i spójnym przekazaniu informacji. Z konferencjami różnie bywało, ale tym razem nie mogę powiedzieć, by którakolwiek z wprowadzonych zmian mi się nie podobała. Prawdę mówiąc, konsekwencja podjętych kroków nieco mnie zadziwiła – trochę jakby Apple, ze względu na dość trudne okoliczności, zdecydowało się na tymczasową rezygnację z lekkiego tonu i odsłoniło większą część strategii, niż w normalnych warunkach. I to mi się zdecydowanie spodobało – pokazało bowiem, że pod fasadą firmy lekkiej, miłej i przyjemnej, znajduje się jak najbardziej poważna twarz i ludzie, którzy doskonale wiedzą, co chcą osiągnąć na przestrzeni kolejnych dziesięciu lat.

O ile lekka maska może przemawiać do młodych entuzjastów, o tyle poważne Apple zdecydowanie przebiło się do mojego dorosłego „ja”, które łaknie nie tylko pięknych obietnic, ale również skutecznego działania. Zwłaszcza że od dłuższego czasu można było odnieść wrażenie, że Apple traci rozpęd i „jedzie” na wizerunku marki, nie prawdziwej innowacyjności.

Filozoficznie dodam, że te przemyślenia opierają się wyłącznie na indywidualnych wrażeniach. Z pozoru nic się nie wydarzyło, konferencja jak konferencja i nie było w niej żadnych fajerwerków, może poza zmianą procesora w przyszłych Macach. I nawet ta zmiana wydawała się podana po prostu i zwyczajnie, zakomunikowana przez groźnego inżyniera, który przemawiał do użytkowników karcącym tonem. Żadnego blichtru, żadnego zakrzywiania rzeczywistości. Muszę powiedzieć, że ten brak zrobił na mnie dużo większe wrażenie, niż jakiekolwiek wcześniejsze prezentacje. 

Myślę, że akcjonariusze Apple mogą być zupełnie spokojni – teraz i po wsze czasy.

Reasumując, biorąc pod uwagę okoliczności i pomimo ich, była to najlepsza prezentacja, jaką widziałam ostatnimi czasy. Co oczywiście przekłada się na to, że za jakiś czas Apple znów otrzyma ode mnie wsparcie finansowe. I już zupełnie nie wiem, czy cieszyć się, czy narzekać.

Mam nadzieję, że odnieśliście podobne wrażenia. A jeśli nie – cóż, nie to ładne, co ładne, tylko to, co się komu podoba.

Mnie się podobało.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .