Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Zaszczepiłem się…

Zaszczepiłem się…

9
Dodane: 3 lata temu

Miało być cudownie, miał być powrót do normalności, a jest droga przez mękę i nie mówię o skutkach ubocznych. Ale po kolei…


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2021

Styczeń 2021, trzeba się rejestrować, przepraszam, wyrażać chęć zaszczepienia się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Przypilnowałem całą rodzinę, najbliższych znajomych i… sam zapomniałem kliknąć. Tyle było wtedy rzeczy na głowie, że zwyczajnie odwlekałem to, aż zapomniałem, że trzeba było się „wyklikać”. Nastał marzec, zaczęły pojawiać się ludziom skierowania w IKP. Niestety nie u mnie. Zacząłem szukać rozwiązania, bo też chciałem się zaszczepić, nie czekać na mój termin, tylko zrobić to jak najszybciej. Nie było opcji.

W końcu zadzwonił do mnie znajomy z informacją, że: „w Siemiatyczach szczepią wszystkich, bez skierowania”. Zadzwoniłem. Pani przyjęła moje zgłoszenie i powiedziała, że mam czekać, aż oddzwonią z propozycją terminu. Czekałem tak kilka dni. W końcu w piątek zadzwonili z propozycją szczepienia w poniedziałek rano. Pani poinformowała, że wpisuje mnie do „zeszytu” i zaprasza. OK, pomyślałem. Jednak do Siemiatycz mam ponad 200 km i prawie 3 godziny drogi samochodem.

W weekend ostatecznie pojawił się już mój oficjalny termin, kiedy mogłem się rejestrować już bez kombinowania. Z żoną ustaliliśmy, że jeśli można będzie znaleźć coś w Warszawie lub w okolicy, to szczepimy się tutaj i nie jedziemy do Siemiatycz. W niedzielę udało się złapać termin na Stadionie Narodowym na kolejny piątek rano. To raptem 5 dni później, ale na miejscu. Bez potrzeby podróżowania i tracenia całego dnia. Ucieszyłem się, stwierdziłem, że w takim razie, żeby był porządek i by nie blokować innym terminów, rano w poniedziałek zadzwonię do Siemiatycz i odwołam szczepienie.

Poniedziałek, godzina 8:00. Właśnie zbierałem się, aby dzwonić do Siemiatycz, bo od tej godziny jest czynny punkt szczepień. Raptem dostaję SMS. Czytam i oczom nie wierzę:

„Twoja wizyta na szczepienie przeciw COVID-19 została anulowana przez punkt szczepień. Skontaktuj się z punktem lub zadzwoń pod nr 989 i umów nowy termin”,

a za chwilę przychodzi drugi SMS, który wywołał jeszcze większy szok:

„Twoje szczepienie (Moderna): 2021–04–26, 11:40 w punkcie SWIĘTOJAŃSKA 25A w SIEMIATYCZE”.

Łapię za telefon i dzwonię do Siemiatycz. Od razu odbiera miła Pani. Przedstawiam jej problem, a ona z rozbrajającą szczerością mówi, że w systemie widniał termin późniejszy, to ona pomyślała, że skoro zadzwoniłem do nich, to chciałem mieć szczepienie wcześniej, zatem skasowała mi wcześniejsze i przepisała z zeszytu termin umówiony telefonicznie w piątek, i że bardzo przeprasza za zamieszanie. OK, mój błąd, nie zdążyłem zadzwonić i odwołać, ale przez myśl mi nie przeszło, że skoro jestem zapisany „na zeszyt”, nie w systemie, to ktoś z rejestracji w przychodni w Siemiatyczach sam zdecyduje za mnie, bez konsultacji, co jest dla mnie lepsze. Nauczka na przyszłość.

Zacząłem szukać rozwiązania. Jest po 8:00. Szczepienie w Siemiatyczach mam teoretycznie na 11:40, dojazd zajmie mi ok. 3 godziny, czyli wyjechać powinienem najpóźniej 8:40. Zaczynam dzwonić i szukać innej opcji. Koleżanka podesłała mi numer do przychodni w Warszawie, gdzie się zaszczepiła bez skierowania Moderną. Mówi tylko, że: „Trzeba długo dzwonić, ale w końcu odbierają”. Licznik pokazuje mi 127 prób. Udaje się. Odbiera Pan i mówi, że zaprasza, ale na Johnsona. Podziękowałem. Zrezygnowany wsiadam do samochodu i ruszam na wycieczkę na Podlasie. W tym czasie moja żona, która była w dokładnie takiej samej sytuacji, nie mogąc dołączyć do mnie, bo musiała zostać w pracy, dzwoni i mówi, że anulowała Siemiatycze i pojawiły się jej w systemie IKP nowe terminy na Warszawę za dwa dni. Mówi, żebym też to zrobił. Zatrzymuję się zatem na poboczu i próbuję się podłączyć z IKP przez iPhone’a. Niestety klops, z poziomu mobilnej przeglądarki nie działa opcja uwierzytelniania profilem zaufanym z banku Alior. Kolejna nauczka na przyszłość. W takich krytycznych sytuacjach zabieraj ze sobą komputer. Niestety stojąc na poboczu przez ponad 30 minut i próbując na wszelkie sposoby połączyć się z IKP, straciłem na tyle dużo czasu, że nie ma już sensu jechać do Siemiatycz, bo nawigacja pokazuje mi czas dojazdu już po moim szczepieniu. Masakra, zawracam.

Dojechałem do domu, podłączyłem się pod IKP z komputera, anulowałem wizytę w Siemiatyczach i zacząłem odświeżać formularz wyboru terminu szczepienia. Po jakichś 15 minutach ciągłego klikania pojawił mi się dostępny termin w Warszawie, znów na piątek. Klikam i ciśnienie mi opada.

Czwartek. Moja żona zaszczepiła się. Znajomi, którzy rejestrowali się po mnie, w większości łapali terminy jeszcze tego samego albo następnego dnia. Co zrobić? Widać, mam pecha. Jest wieczór. Szykuję się do spania, bo na 9:30, mam szczepienie i lepiej być wypoczętym. 23:30 dostaję SMS i nogi pode mną się uginają:

„Twoja wizyta na szczepienie przeciw COVID-19 została anulowana przez punkt szczepień. Skontaktuj się z punktem lub zadzwoń pod nr 989 i umów nowy termin”.

Nie wierzę własnym oczom! To już drugie odwołanie mojego szczepienia. Chcę się zaszczepić, bardzo chcę. Może to jakiś znak? Moja żona mówi mi, żebym jechał do tego punktu na umówioną godzinę i porozmawiał. Co mi pozostaje. Wstaję rano i jadę. Wchodzę, wielka hala, sporo ludzi. Wypełniam formularz przed szczepieniem i podchodzę do rejestracji. Pani mówi, że mam anulowany termin. Tłumaczę, że tak, wiem, ale potrzebuję się szybko zaszczepić, bo planuję wyjazd i będę potrzebował certyfikat itd. Podchodzi lekarz i mówi, że bardzo przepraszają, ale mają jakiś „błąd systemu” i że automatycznie wielu osobom odwołało terminy, nie wiadomo dlaczego, ale OK, nie ma sprawy. Mówi do Pani w rejestracji: „Zapisz Pana w naszym Excelu” i zaprasza mnie na szczepienie. Ufff! Udało się! Ale najlepsze dopiero przed nami…

Dostałem kartkę potwierdzającą otrzymanie pierwszej dawki i z wyznaczonym terminem drugiej. Pierwszą dawkę przyjąłem 30 kwietnia, drugą mam wyznaczoną na 4 czerwca, z adnotacją, że w ciągu 5 dni od daty pierwszego szczepienia zostanę powiadomiony o godzinie szczepienia drugą dawką. Zatem czekam. Mija 5 dni, a ja nie mam żadnej wiadomości. Co więcej, w IKP nadal funkcjonuję jako osoba niezaszczepiona. Ciekawe… No ale poczekam jeszcze, może się odezwą. W międzyczasie moja żona, która miała wyznaczoną drugą dawkę na ten sam dzień i w tym samym miejscu, co ja, dostaje powiadomienie, że jej szczepienie jest przełożone na 2.06. Ja nadal niczego nie dostaję. 30 maja zacząłem się stresować, wciąż nie ma mnie w IKP i nie mam potwierdzonej godziny drugiego szczepienia. Dzwonię zatem na numer 989. I co? Dowiaduję się, że pod tym numerem pomagają, owszem, ale TYLKO przy pierwszej dawce. Z drugą mam się kontaktować z moim punktem szczepień. Cudownie. Znalazłem ich stronę www, jest podany numer. Dzwonię, a tam tylko automat i informacja o godzinach otwarcia centrum. ZERO opcji porozmawiania z kimkolwiek żywym. Wracam na ich stronę www. Znajduję adres mailowy, od razu opisuję swoją sytuację, licząc na szybką reakcję. Niestety nie otrzymuję odpowiedzi do 2 czerwca. Ok. 19, właśnie 2 czerwca, dostaję maila z odpowiedzią:

„Szanowny Panie, Jeśli zdąży Pan podjechać na Ursus do punktu, zapraszamy maksymalnie do godz. 19.50. Przepraszamy za opóźnienie w przesłaniu informacji, wkradł się błąd w systemie. 4 czerwca punkt będzie nieczynny”.

Słucham? Znowu błąd w systemie? Mam 50 minut, aby dojechać z domu do punktu szczepień. Poczułem się jak Wolf w Pulp Fiction – 19:45 podjeżdżam pod punkt i wbiegam do środka. Szybko wypełniam ankietę i podchodzę do rejestracji, a tam… kubeł zimnej wody: „Dlaczego Pan przyjechał, my dziś nie mamy Pfizera”. Łot??? Jestem w szoku. Zaczynam tłumaczyć, że 50 minut temu dostałem informację mailem od nich, że mam na cito podjechać na szczepienie, bo 4 czerwca są zamknięci. Pani zdziwiona, woła lekarza. Lekarz przejmuje mnie i prosi, abym poczekał z boku, sam znika na chwilę gdzieś na zapleczu. Wraca i mówi, patrząc mi się głęboko w oczy:

„Pan od Pani Magdy?”.

Odpowiadam, że jeśli to coś zmieni, to mogę być od Pani Magdy. Na co odpowiada:

„Czekaliśmy na Pana, proszę za mną” i się tajemniczo uśmiecha. Przyznam się, że trochę dziwna sytuacja, nie znam żadnej Pani Magdy, no cóż, ale skoro mam być zaszczepiony, to OK. Wkłucie i lekarz mi dziękuję. Coś mnie tknęło i jednak proszę o potwierdzenie, że zostałem zaszczepiony, bo cały czas słyszę o „błędzie systemu”, że nie ma mnie w IKP itd. Na co lekarz patrzy na mnie, puszcza oko i mówi: „Pana wpiszemy do systemu jakoś na początku przyszłego tygodnia, OK?”. Nic nie rozumiem, dlaczego nie teraz? Uspokojony przez lekarza zapewnieniem, że po weekendzie, w poniedziałek mam sprawdzać IKP i wszystko będzie już OK, wracam do domu.

Po weekendzie, w poniedziałek od rana loguję się do systemu, a tam jak było, tak jest. Nadal nie widnieję jako osoba zaszczepiona. Cierpliwości wystarczyło mi do środy, 9 czerwca – piszę do nich maila. Oczywiście brak odpowiedzi. W czwartek, 10 czerwca, przejeżdżałem w okolicy punktu szczepień. Stwierdziłem, że podjadę w takim razie osobiście, może czegoś się dowiem. W rejestracji, po wytłumaczeniu mojej sytuacji, Pani ręcznie wprowadza wszystkie informacje, coś wyklikuje i wreszcie jestem oficjalnie w systemie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie poprosiła mnie o ŻADEN dokument, dowód osobisty itp., nic. Wszystko wklepała w system, opierając się na moim słowie. Teoretycznie każdy mógłby wejść z ulicy, znając swój bądź dowolnej innej osoby PESEL i to zrobić. Chory czy niezaszczepiony. KAŻDY. Pani jeszcze raz przeprasza, jeszcze raz wszystko zrzuca na „błąd systemu”, drukuje mi unijny certyfikat i do widzenia.

Tymczasem w piątek dostaję odpowiedź na mojego maila ze środy:

„Szanowny Panie, wszystkie Pana dane zostały już ostatnio uzupełnione. Proszę zalogować się na swoje internetowe konto pacjenta i w zakładce «CERTYFIKATY» będzie certyfikat szczepienia do pobrania. Jeżeli natomiast nie ma Pan IKP, to zapraszamy do Naszego punktu”.

Cudownie, cieszę się, bo byłem u Was i wymusiłem, abyście to ręcznie przy mnie wpisali do systemu. Ehhh…

Państwo z kartonu i burdel na kółkach. Wyciekające maile rządzących z prywatnych skrzynek mailowych to najmniejszy problem. Jesteśmy w przysłowiowej czarnej d…, aż dziw bierze, że cokolwiek jeszcze się trzyma. Abstrahując od tego wszystkiego, szczepmy się i trzymajcie się. Jeszcze będzie dobrze…

Dominik Łada

MacUser od 2001 roku, rowery, fotografia i dobra kuchnia. Redaktor naczelny iMagazine - @dominiklada

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 9

“Państwo z kartonu i burdel na kółkach” ale przynajmniej macie szczepionki dla tych co chcą się szczepić. No więc pociesz się, że w Australii jest jeszcze gorzej. Gorzej bo poza niechcianą AstraZeneca nie mają tu czym szczepić. Nasz młotowaty rząd (tak tak, to nie tylko w Polsce macie podobne problemy z władza) – olał zakup Pfizera w 2020 roku i dopiero od niedawna dostajemy małe racje. W twojej grupie wiekowej AZ jest na własne ryzyko. Na Pfizera musiałbyś tu czekać do ostatniego kwartału roku. Ja się zaszczepiłem AZ i tfu tfu, obyło się bez skrzepów.

Wszystko fajnie pokazuje państwo z kartonu, też to widzę. Sam nie szczepie się ponieważ właśnie nie ufam rządowi. Politycy za bardzo naciskają a to śmierdzi. Omijam póki jakiekolwiek polemiki czy są dobre czy nie te szczepienia. To zweryfikuje czas, nie jestem anty, tylko od dawna nie ufam rządzącym.

musisz uważać.Po szczepieniu będą CIę namierzać tajnym chipem i wyrosną Ci uszy jak u osła. Pewnie już zresztą wyrosły i bez szczepionki.

Gratuluję uporu! Ja dałbym sobie spokój już na początku tego cyrku.

Nie miałeś naturalnych wątpliwości dotyczących szczepienia preparatem warunkowo dopuszczonym, za który tak naprawdę nikt nie bierze żadnej odpowiedzialności? Analizowałem ostatnio dokumentację szczepionek i okazuje się że nie zrobiono nawet badań na możliwe interakcje z innymi medykamentami.

buahahaha…Co za sierota !!! ;)…zacznijmy od tego “zapomniałem kliknąć” a potem możesz narzekać..Ja się zaszczepiłem tak : kliknąłem – nie zapomniałem – dostałem termin..pojechałem..przyjąłem swój chip i tyle…bardzo dobrze zorganizowana niesamowicie skomplikowana akcja panie Sierota.