Nanotranzycje, czyli pracuj zdalnie w lepszy sposób
Niektórzy już wrócili do biur. Inni pracują w trybie hybrydowym, zmagając się z takimi wyzwaniami, jak zakup systemu do telekonferencji, aby móc łączyć dwa światy. Jeszcze inni, w tym ja, nadal pracują i będą pracować zdalnie. Dzisiaj nie będzie o pandemii, ale o zmianie, która dokonała się zaledwie w ciągu roku. Zmianie naszego podejścia do pracy w ogóle. Bez względu na tryb i miejsce jej wykonywania.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2021
Zacznij od klarownej komunikacji
Z perspektywy już nieco ponad roku dochodzę do wielu wniosków, a jednym z nich jest to, że całe narzekanie na tę czy inną formę pracy zdalnej ma pewien wspólny mianownik. Pewnie nie jeden, ale ten rzucił mi się w oczy. Chodzi o balans. Tak, wiem, że są takie branże, stanowiska i sytuacje życiowe, w których o jakikolwiek balans wyjątkowo trudno na niemal każdym polu, a nierzadko słowo to stanowi początek salwy ironicznego śmiechu. Widzę też jednak, że każda ważna zmiana na lepsze bierze się z małych gestów i mikrodecyzji. Efekt kuli śnieżnej w przeważającej większości przypadków załatwia dalszą robotę. No dobra, to przejdźmy do konkretów.
Przede wszystkim o balans trzeba chcieć zawalczyć. Znam sporo osób, które wykonują pracę biurową, nie muszą zasuwać w pełnym słońcu na dużej wysokości od wczesnego rana do późnego południa, a i tak czują się, jakby to robili. Często słyszę: „Na zdalniaku nie wstawałem nawet zbyt często z krzesła, bo nie ma kuchni, ploteczek i muszę pracować non stop”. To spory problem, o którym mało się mówi, ale wiele osób naprawdę zatraciło zdolność łatwiejszego nawiązywania kontaktów międzyludzkich, gdy jej fizyczny aspekt nam odebrano. Nie każdy odnajduje się w środowisku wirtualnym i nie każdy odnajdywać się tam chce.
Tym bardziej ważne jest, aby nie uciekać z takimi dysproporcjami tylko do swojej głowy, ale by je komunikować. Bo często pracując zdalnie, potrzebujemy po prostu zmienić na chwilę otoczenie lub po prostu spojrzeć na coś innego. To zupełnie normalne, a mimo to wiele osób uznaje to za temat tabu. „Bo co ktoś powie, jak akurat napisze i poczeka na odpowiedź 30 minut dłużej niż zwykle?”. Być może zwrócisz jego uwagę. Być może zastanowi się, a być może… #nikogo.
Zanim jakikolwiek balans zapanuje w środowisku, w którym spędzamy w sumie najwięcej godzin w tygodniu – bo praca taką przestrzenią właśnie jest – to naprawdę warto zacząć od komunikacji.
Małe wielkie przerwy
Nanotranzycje, mądrze brzmiący termin, który wymyśliliśmy sobie na tak proste momenty podczas dnia pracy, kiedy chcemy (całym sobą) oderwać się na chwilę od zajęć i przyjąć inną rolę, np. opiekuna, przyjaciela, biegacza czy pójść na półgodzinny spacer do parku za rogiem. Zrobić coś dla siebie. Praca zdalna podczas pandemii sprawia, że nanotranzycje mogą wpływać na produktywność i zdrowie psychiczne o wiele bardziej niż kiedykolwiek dotąd. To dlaczego tak mało firm o tym aspekcie w ogóle mówi?
Planujemy za dużo niepotrzebnych spotkań, nie słuchamy tej ciszy, która naprawdę wiele znaczy. Ciszy niewypowiedzianych potrzeb innych. W tym naszych. Skoro sami boimy się o nich komunikować, to nie ma się co dziwić. A bardzo, ale to naprawdę bardzo często okazuje się, że zwykłe, kulturalne opowiedzenie o swoich wątpliwościach czy potrzebach rozwiązuje sprawę szybciej niż duszenie jej w sobie. W sumie to ta druga opcja nie rozwiązuje niczego.
Jesteśmy historyjkami, które sobie opowiadamy. O sobie i o innych. I bardzo często, gdy zamienimy te historyjki w proste pytania: „Bo w sumie to chętnie we wtorku i czwartki koło 11 wyskoczyłbym na godzinę pobiegać. Nie mamy wtedy spotkań, więc czy macie coś przeciwko?” – Okazuje się, że nie tylko uzyskamy akceptację danego pomysłu, ale i pokażemy innym, że można w ogóle o swoich potrzebach rozmawiać.
To nie jest rola wyłącznie liderów, ale komunikacji w ogóle. Można zwalić winę na złego szefa, który nikomu nie ufa, ale wiecie, że ten szef prawdopodobnie też sam opowiada sobie historię na różne tematy, a na koniec dnia też jakoś nie do końca czuje się OK z tym, jak jest? No, a nad nim jest inny szef, potem szef szefa i tak dalej. Nietrudno zgadnąć, że cisza szybko staje się totalna.
Żeby komuś zaufać, trzeba go poznać i pozwolić mu poznać siebie. Jakkolwiek to banalnie brzmi, inaczej nie zbudujemy komunikacji. Takiej prawdziwej, w której obie strony komunikować chcą i z tego komunikowania czerpią garściami. Nie wiem, w jakim położeniu jesteś, ale coś mi podpowiada, że chyba wszyscy możemy zacząć patrzeć na siebie bardziej ludzko, a nie systemowo. Sami te systemy na koniec dnia tworzymy.