Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Pralka

Pralka

0
Dodane: 2 lata temu

Podczas sierpniowych wakacji spotkało mnie kilka dziwacznych sytuacji. Standardowe 47°C utrzymujące się przez większość dnia, cykady, które do dziś świergoczą mi w głowie i pewna niepozorna książka o angielskim tytule „Factfulness”. Zdecydowanie powinna zastąpić miejsce niejednej romantycznej lektury szkolnej, a najlepiej trafić na półkę z podręcznikami na wszystkich stopniach edukacji. W sumie to przedmiot o podobnej nazwie (no, może nieco zgrabniejszej i przełożonej na polski) również śmiało mógłby zastąpić np. wiedzę o społeczeństwie czy inne dziwactwa. Jej poświęciłem cały odcinek podcastu (boczemunie.pl/165/), a dziś skupię się na jednej historii, którą w niej znalazłem.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2021


Automat zrobi swoje

Autor, Hans Rosling, w jednym z rozdziałów przywołuje taką oto scenkę z dzieciństwa:

„Miałem cztery lata, gdy patrzyłem, jak moja mama po raz pierwszy ładuje ubrania do pralki. Był to dla niej wspaniały dzień. Wraz z ojcem odkładali przez wiele lat, aby móc pozwolić sobie na automat. Babcia, która została zaproszona na ceremonię inauguracyjną, podgrzewała wodę na ognisku i prała ubrania ręcznie. Teraz chciała popatrzeć, jak elektryczność sobie z tym radzi. […] Dla niej był to prawdziwy cud.

Dla mojej mamy i dla mnie również. […] Tamtego dnia moja mama powiedziała: Hansie, załadowaliśmy ubrania do pralki i automat zrobi swoje. A my możemy iść do biblioteki”.

Pamiętam ten dzień, jakby ta historia wydarzyła się wczoraj. Przyjechała siostra mamy i razem uruchomiły białe ustrojstwo, które już miało wbudowaną wirówkę i potrafiło odjąć dłoniom mamy sporą część trudu. Był 1996 rok. Środek deszczowej jesieni. Nie miałem wówczas jeszcze Commodore ani żadnej innej elektroniki, ale pamiętam, że próbowałem zrozumieć, co te wszystkie magiczne pokrętła robią i dlaczego pralka potrafi utrzymać określoną temperaturę. I po co są jej potrzebne te wszystkie dziwne programy, skoro mama ich przecież nie miała?

Dwa tygodnie po przeczytaniu powyższej historii – i nalepieniu na stronie, która ją zawiera jakiegoś tuzina kolorowych karteczek, symbolizujących chyba wszystkie kategorie uczuć, które da się przypisać fragmentowi książki, znajomy dorzucił do pieca jeszcze swoje pięć groszy. Jego wiadomość można zawrzeć w dość zwięzłej puencie:

„Ileż często dziwnych rewolucji już się dokonało za naszego krótkiego życia?”.

Jestem ostatnią osobą, która wybiera i popiera retorykę otwierającą pytanie: „Pamiętasz, jak za naszych czasów…?”. Uważam takie myślenie za szkodliwe i toksyczne, zresztą we wspomnianym „Factfulness” przeczytacie na ten temat cały rozdział. Nie mogłem jednak nie zgodzić się z Kubą, że w ciągu tych 30 lat widzieliśmy już kilka dość spektakularnych, globalnych zmian. Nie oceniając, czy były one dobre, czy złe, potrzebne czy zbędne – to na pewno zawdzięczamy im to, na jaki świat codziennie patrzymy.

Gdy się nad tym dłużej zastanowiłem i spróbowałem wypisać sobie 10 faktów, które niewątpliwie trochę w tym świecie namieszały, to wyszła mi następująca lista:

  1. płyta DVD,
  2. telefonia komórkowa,
  3. internet,
  4. Kindle,
  5. iPod (iTunes),
  6. tanie linie lotnicze,
  7. iPhone,
  8. płatności zbliżeniowe i mobilne,
  9. Apple Watch,
  10. praca zdalna.

A gdzie pendrive, Tesla, wszystkie zawody związane z branżą IT (programowanie), wszystkie zawody, których nie było jeszcze dekadę temu, roboty, asystenci głosowi, leki na choroby, które 10 lat temu były śmiertelne, cyfrowe i analogowe formy wyrażania siebie i cała reszta z wielkiego pudełka z napisałem „Trzydziestolatek”? I nie, nie chcę się teraz z Tobą licytować na wiek.

Po prostu to naprawdę niesamowite, że te wszystkie zmiany są dzisiaj dla nas tak oczywiste, a ten fakt jest dla kogoś inspiracją do napisania tekstu. I wiecie co? Dobrze jest sobie zrobić taką listę i na chwilę spróbować rozejrzeć się z jednym pytaniem z tyłu głowy: Czego z tych rzeczy/usług/miejsc/możliwości nie było, jak mieliście, powiedzmy, 10 lat?

Przyszłe teraźniejszości

Bo widzicie, wtedy też mi się wydawało, że włączanie światła głosem to jakiś rubikon, który może przekroczymy jako ludzkość, gdy będę już starcem. Tymczasem już dziś od ładnych paru lat w ten sposób steruję mieszkaniem. Ktoś zapyta (i możliwe, że słusznie): A może to ono steruje Tobą? Możliwe. Tak czy owak, uważam, że spośród całego wachlarza rozmaitych kompetencji współczesnego człowieka jedna jest szalenie istotna i warto jej poświęcić – no właśnie – uwagę.

Chodzi mi o uważność. Nie chodzi jednak o zwracanie uwagi na każde słowo czy gest. Bardziej o to, aby nie bać się podejmować takiej refleksji o zmianie. Zderzać z samym sobą fakt, który zdążył nadpisać już inny fakt. Ograniczenia, które już nie są ograniczeniami, ale niekiedy mogą powodować inne. Te wszystkie przyszłe teraźniejszości to nasze życia. Ja wiodę już pewnie jakieś piąte lub szóste życie. Oczywiście to przenośnia, ale my się z tym światem wspólnie zmieniamy. Weźmy zdanie, którym Hans kończy wspomnienie z dzieciństwa:

„Dla mojej mamy i dla mnie również. […] Tamtego dnia moja mama powiedziała: Hansie, załadowaliśmy ubrania do pralki i automat zrobi swoje. A my możemy iść do biblioteki”.

Dzisiaj liczbę takich automatów multiplikujemy z roku na rok. Czy odzyskany czas inwestujemy w wyprawę do biblioteki? Być może tak, a być może szybko znajdujemy sobie inną stertę zadań, które przecież trzeba uporządkować. Potem automatyzujemy ich porządkowanie. I sięgamy po kolejne. Zamykamy drzwi, włączamy szybki program, a automat zrobi swoje, prawda?

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .