Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Marantz SR7015 – czyli jak zakochać się w kinie domowym na nowo

Marantz SR7015 – czyli jak zakochać się w kinie domowym na nowo

Paweł Okopień
paweloko
1
Dodane: 2 lata temu

Od blisko dwóch miesięcy używam amplitunera kina domowego Marantz SR7015. Na łamach iMagazine dzieliłem się już pierwszymi wrażeniami z użytkowania tego sprzętu, konfiguracji. Teraz po dwóch miesiącach przychodzi czas na komentarz. Przyznam się, że efekty tego urządzenia mnie samego zaskakują i to niemal każdego dnia. Long story, short: To, jaki amplituner wybierzesz, robi różnice.

Przyznam się szczerze, że jestem anty „audiofilem”. To znaczy uwielbiam dobrej jakości dźwięk, wczuwam się w muzyczne niuanse, kocham dźwięk przestrzenny w kinie domowym, lubię dobre słuchawki itd. Natomiast nie wierzę w audiofilskie Voodu w postaci kabli za tysiące złotych, stabilizatory napięcia i inne takie „wymysły”. Tak, traktuje je jako wymysły.

Marantz SR7015 obalił dwa z moich mylnych przeświadczeń. Po pierwsze do tej pory byłem przekonany, że dane głośniki zagrają w miarę podobnie, niezależnie od tego, jakim wzmacniaczem, na pewnym poziomie, zostaną zasilone. Marantz SR7015 to sprzęt o przynajmniej 2 klasy lepszy od mojego poprzedniego Onkyo i słychać, że da się z tych samych kolumn Dali Zensor wyciągnąć więcej, jest więcej detali, większa głębia.

Nie dość, że sam dźwięk jest lepszy, to same efekty uzyskiwane w systemie są znacznie lepsze. Po prostu ten Dolby Atmos jest lepszy, a nawet zwykły dźwięk przestrzenny Dolby Digital również, lepiej jest też tworzona scena przy stereo. Ale efekty Dolby Atmos są niesamowite. Moje głośniki mam od ponad 4 lat i dopiero teraz Atmos gra tak jak powinien. Był wcześniej, był słyszalny i były fajne efekty, ale teraz słychać fenomenalnie przemieszczanie się obiektów w całym pokoju. Może to są kolejne lata w ewolucji procesorów przetwarzających dźwięk, w dobrej kalibracji dźwięku do pomieszczenia, ale to jest odczuwalne i to jest świetna rzecz.

Drugi „mit”, który obalił Marantz SR7015 w moim przypadku, to wygrzewanie sprzętu audio. O ile jest to zrozumiałe w słuchawkach i samych kolumnach głośnikowych, czy we wzmacniaczach lampowych, to nie koniecznie wydawało mi się to prawdziwe w kontekście samego wzmacniacza. To, że moje kolumny grają lepiej na nowym amplitunerze kina domowego usłyszałem od razu. Jednak te doświadczenia, które opisuje powyżej odnośnie Atmosa, czy nawet lepszej sceny stereo, to już to, co słyszę teraz, a co na początku, nie było aż tak wyraziste. Między dniem zero, a dziś, czyli niecałymi dwoma miesiącami dźwięk się poprawił.

To wszystko są subiektywne wrażenia. Aczkolwiek bliscy, którzy znali wcześniejszą konfigurację i obecną lub osoby, które teraz mogły posłuchać dźwięku z mojego systemu albo słyszą, że jest lepiej, ciekawiej albo są właśnie pod wrażeniem efektów jakie daje dźwięku w tym systemie.

A jeśli szukacie inspiracji co do ciekawych doświadczeń dźwiękowych to warto przede wszystkim sięgnąć po film Finch na AppleTV+. Jest on jeden z najlepiej udźwiękowionych filmów ze streamingu w historii. Burza piaskowa to scena, która idealnie nadaje się do testowania sprzętu audio. W tym filmie smaczków dźwiękowych jest pełno i podczas seansu dają dużo radości. Mniej spektakularny, ale przyzwoity jest też Red Notice na Netflix.

Paweł Okopień

Pasjonat nowinek ułatwiających codzienne życie, obserwator szybko zmieniającego się rynku tech, nurek, maniak wysokiej rozdzielczości i telewizorów.

paweloko
Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Natomiast nie wierzę w audiofilskie Voodu w postaci kabli za tysiące złotych, stabilizatory napięcia i inne takie „wymysły”. Tak, traktuje je jako wymysły.

Kto traktuje? Jeśli Ty, to pisze się traktuję.