Cieplna śmierć wszechświata
Gdy osiągniemy stan maksymalnego ujednolicenia energii i najwyższy stopień entropii, nasza cywilizacja przestanie istnieć. Bo jedynym elementem przeciwstawiającym się zwiększaniu entropii w układzie zamkniętym jest świadome, inteligentne działanie.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2021
Są różne tematy, na które można dyskutować ciepłym letnim popołudniem, przy butelce czerwonego TORO LOCO Organico, popijanym z kieliszków do brandy. Nie wiem, jak to się odbywa w innych domach, u mnie zaczyna się zazwyczaj niewinnie, czyli od tego, że ktoś coś przeczytał. Następnie temat dryfuje dość swobodnie, jak gog ze „Sposobu na Alcybiadesa”, by w końcu osiągnąć dość niespodziewane wyżyny abstraktu. Nie inaczej było i tym razem. Wszystko zaczęło się od tego, że gdzieś na Twitterze przeczytałam wielopostowy flejm na temat złych profesorów, którzy zwracają studentom uwagę, w jaki sposób należy ich tytułować w korespondencji. Oczywiście większość dyskutantów sugerowała, że profesorowie powinni pozbyć się kija w zadniej części ciała i ewoluować zgodnie z duchem czasu i społeczeństw zachodnich, gdzie do wykładowcy można mówić po imieniu i jest to stan najfajniejszy na świecie. Ponieważ osobiście wcale nie uważam tego stanu za fajny, nie omieszkałam przedstawić swojej opinii w sposób dość jednoznaczny. A potem pojawił się abstrakt, czyli entropia.
Otóż entropia jako funkcja jest miarą chaosu i rozproszenia energii oraz, paradoksalnie, motorem wszelkiej aktywności we wszechświecie.
Entropia to bardzo interesująca wartość fizyczna, którą, ze względu na szerokość pojęcia, można zastosować do wielu dziedzin życia, o czym dzisiaj nie będziemy dyskutować. Musiałabym powiem otworzyć butelkę TORO LOCO Organico dla każdego z czytelników, co w okolicznościach brexitowych jest czynnością nie tyle niewykonalną, ile zdecydowanie utrudnioną przez kontrolę celną. Zostawimy więc możliwość przetransponowania zagadnienia na dziedziny filozoficzne i zajmiemy się uproszczoną wersją konceptu, wypracowanego w owe niedzielne popołudnie. Otóż entropia jako funkcja jest miarą chaosu i rozproszenia energii oraz, paradoksalnie, motorem wszelkiej aktywności we wszechświecie. W idealnym modelu krystalicznym przy entropii równej zero nie następuje żaden przepływ energii, podobnie jak w przypadku teoretycznej entropii maksymalnej. Różnica jest taka, że w pierwszym przypadku istnieje potencjał działania, zaś w drugim go nie ma. Wynika to z tego, że w układzie zamkniętym lub odosobnionym następuje naturalne zwiększenie entropii, ponieważ układ dąży do wyrównania poziomów energii, której wartość w układzie pozostaje stała.
Wyobraźmy sobie zatem społeczeństwo i załóżmy, że dysponuje ono określoną ilością energii, która może zostać przenoszona i przekształcana, ale jej wartość pozostaje stała. Nazwijmy tę energię energią intelektualną. Autorytety (w uproszczeniu) posiadają tej energii więcej, zaś zwykli członkowie społeczeństwa – mniej. Zgodnie z zasadą entropii układ dąży do wyrównania poziomów intelektu poprzez nauczanie. I tu dochodzimy właśnie do problemu studenta i profesora oraz ich wzajemnych relacji. Jako że zwiększanie entropii polega na przekształceniu energii w pracę i wymaga różnicy potencjałów, jako społeczeństwo wprowadziliśmy terminologię odróżniającą autorytet od zwykłego zjadacza chleba. Oczywiście w naszej niezbyt idealnej rzeczywistości granice te bywają zaburzone, ale dla dobra układu zamkniętego zakładamy, że są to wartości realne, plus minus odchylenie standardowe. Przy tym założeniu student zwiększa entropię, przekształcając swoją pracę w wiedzę tak, by wyrównać poziom energii intelektualnej i osiągnąć poziom profesora. Już sama potrzeba osiągnięcia tego poziomu jest wystarczającą motywacją dla podjęcia działania, czyli pójścia na studia i rozpoczęcia kariery naukowej. Jednak, jak przytoczony flejm wskazuje, jest również inna droga, prowadząca do wyrównania poziomów, czyli spałowanie profesora do poziomu studenta, głównie poprzez umniejszanie jego pozycji i oczekiwanie, że zarówno jeden, jak i drugi, będzie traktowany tak, jakby znajdowali się dokładnie na tym samym poziomie. Doprowadzi to do powierzchniowego wyrównania intelektualnego, jednak wynik jednego i drugiego procesu będzie zupełnie różny. W pierwszym społeczeństwo otrzyma dwóch wybitnych intelektualistów, w drugim zaś – statystycznie rozproszony potencjał, bez motywacji do działania. I nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że takie działanie jest dla społeczeństwa korzystne. Może być przyjemne dla tej strony, która energię otrzymuje, ale nie o przyjemność w tym chodzi, tylko o pracę. I nie odnosi się to tylko do profesorów i studentów, ale również rodziców i dzieci, nauczycieli i uczniów, naukowców i laików. Bowiem nasza kultura upiera się przy konieczności umniejszania tylko po to, żeby inni poczuli się lepiej.
(…) student powinien odczuwać tę odrobinę dyskomfortu, wynikającą z konieczności rozpoczęcia maila od: „Szanowny Panie Profesorze” (…)
Problem zaczyna się od tego, że nie rodzimy się tacy sami, chociaż próbujemy oszukiwać społeczeństwo, mówiąc, że tak właśnie jest, ponieważ tak nam nakazuje konstrukt społeczny. Nie rodzimy się tacy sami i nie powinniśmy, chociaż szybki postęp w dziedzinie genetyki zaproponuje nam zapewne niedługo różne rozwiązania w tym zakresie. To właśnie różnice pomiędzy nami sprawiają, że jako społeczeństwo rozwijamy się i osiągamy wyznaczone cele. Gdyby nie te różnice, bylibyśmy albo jednorodną grupą genialnych matematyków, albo bandą średniaków, która funkcjonuje dość sprawnie, ale w absolutnej stagnacji. Nie byłoby komu osiągać przełomów, nie byłoby ambicji i postępu. Tak funkcjonuje natura, która każe nam podejmować działania na bazie odczuwanego dyskomfortu.
Właśnie dlatego, moim zdaniem, z którym nikt zgadzać się nie musi, student powinien odczuwać tę odrobinę dyskomfortu, wynikającą z konieczności rozpoczęcia maila od: „Szanowny Panie Profesorze”, nie zaś od: „Panie Janku!”. Bo właśnie to przypomina mu, że ma coś jeszcze do zrobienia, zanim będzie mógł do profesora odzywać się po imieniu. Zanim zostanie kolegą z katedry, będzie musiał przekształcić wolną energię w pracę – dokładnie taką samą, jaką wcześniej wykonał profesor, by osiągnąć poziom wiedzy, na którym się znajduje. I to gwarantuje postęp.
Społeczeństwa wysoko rozwinięte, ze względu na relatywnie wysoki poziom entropii, detronizują autorytety szybciej, niż jestem w stanie delektować się TORO LOCO Organico. I nie jest to nic nowego. Już Kurt Vonnegut opisał ten proces w swoim opowiadaniu „Harrison Bergeron” z 1961 roku:
„Był rok 2081 i wszyscy byli ostatecznie równi. Równi nie tylko przed Bogiem i prawem, lecz i pod każdym innym względem. Nikt nie był już mądrzejszy niż ktokolwiek inny. Nikt nie prezentował się lepiej niż ktokolwiek inny. Nikt nie był szybszy lub silniejszy niż ktokolwiek inny. A cała ta równość istniała dzięki 211, 212 i 213 poprawce do konstytucji oraz bezustannej czujności Generalnego Wyrównywacza Stanów Zjednoczonych. Kilka rzeczy było jednakże nadal nie do końca w porządku. Tak na przykład: kwiecień nadal pozostawał miesiącem, który nie będąc jeszcze w pełni wiosennym, doprowadzał ludzi do wściekłości”.
Ten stan wymuszonego wyrównania potencjałów zakończy kiedyś egzystencję społeczeństw wysoko rozwiniętych. A na tych, którzy się zbuntują, powiesi się dodatkowe odważniki, żeby grzecznie stali w szeregu. Wymuszone wyrównywanie potencjałów doprowadzi do tytułowej cieplnej śmierci wszechświata, czyli metaforycznego końca cywilizacji, jaką znamy. Pozostanie jedynie promieniowanie tła, zaprzeszły relikt dawnej świetności.
Kiedyś, już dość dawno temu, ktoś zapytał mnie, czy chcę być najmądrzejszą z najgłupszych, czy najgłupszą z najmądrzejszych. Bez wahania wybrałam opcję drugą. Bo będąc najgłupszą z najmądrzejszych mam motywację do dalszego uczenia się i dążenia do wyrównania poziomów. Dlatego, z szacunkiem, ale bez spolegliwości, moich nauczycieli akademickich nadal będę tytułować: „Szanowny Panie Profesorze”. Bo oni przekształcili wolną energię w pracę, a ja nie.
I dokładnie taka jest między nami różnica.
A cała reszta to biały szum internetu.