Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Apple Fitness+

Apple Fitness+

0
Dodane: 2 lata temu

Apple pokazało w tym roku wiele nowości, ale tylko na jedną z nich czekałam z prawdziwą niecierpliwością.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2021


Miałam nadzieję, że Apple uruchomi Fitness+ nieco wcześniej, bo nieco wcześniej był mi potrzebny. Głównie w ramach motywacji. Rok 2020 był trudny, o ile można go w ogóle tak określić. Fatalny, dołujący, zupełnie nie do użytku. Zapewne jak większość ludzi, żeby go przetrwać, zużyłam wszystkie asy z rękawa – gotowałam, piekłam, czytałam książki, organizowałam i planowałam. Był to też rok, w którym chodziłam mniej niż zazwyczaj, a chodzenie to mój ulubiony rodzaj aktywności. W zasadzie powinno być odwrotnie, powinnam chodzić więcej, jak wszyscy. I tu pojawia się paradoks, spowodowany głównie przez owych „wszystkich”. „Wszyscy” najechali moje wrzosowiska bardzo tłumnie, do tego stopnia, że spacerowanie po nich przestało być przyjemnością. Niedzielni wędrowcy, w nieskazitelnie białych Nike’ach, markowych T-shirtach i Ray Banach wypłynęli na ocean traw, przywożąc ze sobą nieokiełznane, kanapowe terierki. Na nic wezwania, żeby aktywność odbywać w swoich własnych okolicach – liczba zaparkowanych pod wrzosowiskami samochodów jasno pokazała, że mówić można jak do ściany. Przy tym aż przykro było patrzeć, jak nastolatki, na siłę wyciągnięte z domów przez rodziców, w swoich śnieżnobiałych butkach, z wyraźnym obrzydzeniem stąpały po błotnistych brzegach rozległych kałuż. Yoko dostawała szału, gdy stada kanapowców okrążały ją z każdej strony, podczas gdy właściciele oglądali chmury na błękitnym niebie. Więc podobnie jak większość moich sąsiadów, wrzosowisk zaczęłam unikać. To zdecydowanie przyczyniło się do spadku fizycznej aktywności.

Niedzielni wędrowcy, w nieskazitelnie białych Nike’ach, markowych T-shirtach i Ray Banach wypłynęli na ocean traw, przywożąc ze sobą nieokiełznane, kanapowe terierki.

Kiedy Apple zaanonsowało Fitness+, poczułam się autentycznie podekscytowana. Używanie produktów Apple generalnie wywołuje u mnie poczucie spokoju i pewności. Od razu pomyślałam, że nowej usługi mogę użyć do obudzenia uśpionej motywacji i powrotu na właściwą ścieżkę. Apple zapowiadało Fitness+ na „późny 2020”, nie spodziewałam się jednak, że owa „późność” okaże się literalnym końcem roku. Musiałam więc czekać, zagryzając palce. W międzyczasie spróbowałam kilku innych usług, które okazały się mało motywujące. Opłaciłam nawet premium w MyFitness Pal i nic z tego nie wynikło. Zero pozytywnej energii.

W końcu jednak doczekałam się i 14 grudnia 2020 Apple uruchomiło moją wytęsknioną usługę. Okazało się, jak to było do przewidzenia, że Fitness+ jest wszystkim, czego oczekiwałam plus jeszcze więcej. Zamykanie kółeczek w Apple Watchu stało się na powrót motywujące, a satysfakcja z ćwiczeń przeniosła się na zupełnie inny poziom.

Po pierwsze – trenerzy są świetni. W czasie lockdownu pojawił się prawdziwy wysyp filmów treningowych, jednak większość z nich prowadzona była w sposób, który niespecjalnie zachęcał do partycypacji. Poza tym, 20 lat i kości z gumy miałam jakieś 20 lat temu, ekspresja trenerów pozostawiała zaś wiele do życzenia. Z trenerami Apple aż chce się ćwiczyć – są odpowiednio motywujący i odpowiednio przyjaźni.

Nie wiem, ilu ludzi ma tę samą przypadłość, co ja – motywacja działa u mnie tak długo, jak długo konsekwentnie wykonuję założone cele.

Po drugie – wybór ćwiczeń jest taki, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nie trzeba posiadać specjalnego sprzętu, chociaż można wykorzystać to, co już mamy w domu. Gdybym miała rower treningowy, zapewne pędziłabym na nim jak wiatr. Nie ukrywam, po obejrzeniu treningów zastanawiałam się, czy nie da się takowego gdzieś tutaj upchnąć. To chyba znaczy, że Fitness+ ma moc.

Po trzecie – zamykanie kółeczek w czasie rzeczywistym. Dość często w czasie ćwiczeń nie wiemy, czy wkładamy w nie wystarczająco dużo energii. Większość elementów można wykonać minimalnym wysiłkiem, ale żeby czerpać z nich maksymalne efekty, trzeba się naprawdę przyłożyć. Możliwość śledzenia na ekranie swoich postępów zdecydowanie zwiększa zaangażowanie w ćwiczenia.

Po czwarte – dowolność w długości treningu. Zdecydowanie łatwiej jest znaleźć czas, jeśli możemy dostosować aktywność do „okienek” w naszej rutynie. Oczywiście prawdziwi zawodowcy wstają o czwartej rano, żeby wybiegać/wytrenować wszystko, zanim zaczną dzień, jednak dla większości z nas takie rozwiązania nie są praktyczne. Można je stosować przez jakiś czas, ale jeśli musimy codziennie zaburzać rytm naszego dnia i udawać przed wszystkimi, że nie zasypiamy na stojąco, taka rutyna się nie przyjmie. Mając do dyspozycji możliwość dostosowania treningu do naszych możliwości, zwiększamy szansę na to, że będziemy w trenowaniu konsekwentni.

Pierwsze wrażenia są świetne i oby tak dalej.

Nie wiem, ilu ludzi ma tę samą przypadłość, co ja – motywacja działa u mnie tak długo, jak długo konsekwentnie wykonuję założone cele. Jeśli nie zamknę kółeczek i pojawi się przerwa, ogarnia mnie zniechęcenie – nawet jeśli stało się to z powodu choroby czy tego, że akurat tego dnia nie nosiłam Apple Watcha. Ta mała wyrwa sprawia, że wyniki przestają być perfekcyjne, a co za tym idzie, warte zachodu. Przez pierwszy okres posiadania zegarka rygorystycznie zamykałam wszystkie kółeczka i muszę przyznać, że było to naprawdę dobrą motywacją. Po jakimś jednak czasie moc kółeczek zdecydowanie spadła i teraz mają charakter wyłącznie informacyjny. Dlatego mam wielką nadzieję, że Apple Fitness+ utrzyma mnie w stanie gotowości i sprawi, że kółeczka będą się zamykały z przyjemnością, a nie z musu.

Reasumując – jestem zachwycona Apple Fitness+. Mam przeczucie, że zostanie moim najlepszym przyjacielem na długo. Jeśli będę miała szczególnie spektakularne osiągnięcia w tym zakresie, nie omieszkam się pochwalić i relacjonować na bieżąco, czy motywacja zostanie na właściwym poziomie.

Jak na razie trenerów jest sporo i mnóstwo treningów do wypróbowania. Do mnie przemawia najbardziej yoga i taniec, widzę też wiele możliwości w kategorii „Mindful Chill” i wydaje mi się, że Apple rozwinie tę kategorię o medytację.

Pierwsze wrażenia są świetne i oby tak dalej.

Aktywnego Nowego Roku!

I oby był lepszy niż poprzedni.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .