Intymność smartfona
Jako fan newsletterów – i wydawca kilku przy okazji – trafiłem w swojej skrzynce na dość ciekawą wypowiedź dra Piotra Stankiewicza, którego wiadomości subskrybuję od dawna. Przeważnie traktują o stoicyzmie, którym dr Piotr się zajmuje, ale tamta wiadomość idealnie wpisała się w tematykę technologii.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2022
Cyfrowa intymność
Dużo mówimy ostatnio o prywatności. Właściwie to trwającą dekadę można spokojnie określić czasem sztucznej inteligencji i dyskusji o prywatności właśnie. Deep fake jest już nie tylko sloganem spotykanym na forach informatyków czy nerdów, ale realnym problem, z którym państwa i międzynarodowe ustawodawstwo muszą się mierzyć. Ba, nagle przypomnieliśmy sobie o unikatowości naszego DNA, odkrywając, że RODO go nie chroni! Więcej o tym posłuchacie w jednym z odcinków Outride.rs – polecam, zwłaszcza w kontekście nieczytania umów czy regulaminów korzystania z usług i rozmaitych aplikacji zdrowotnych. Może się bowiem okazać, że za pięć lat bank odmówi Wam kredytu, skoro i tak za trzy (wg danych z DNA) zachorujecie na nowotwór.
Wracając jednak do wiadomości od dra Piotra, świetnie podsumował on to, czym obecnie jest korzystanie z technologii:
„Zwróćcie teraz Państwo uwagę, że korzystanie z technologii stało się… dziwnie intymne. Z jednej strony, internet pęka oczywiście w szwach od rad, porad i tutoriali. Z drugiej jednak, na co dzień mało się o tym rozmawia. Nie zagląda się nikomu przez ramię do komputera czy telefonu – to jest wręcz niegrzeczne. I w sumie niegrzecznie jest pytać: »Co Ty tam właściwie robisz w tym telefonie?«. Korzystanie z urządzeń stało się ucieczką w prywatność. I mało rozmawiamy o tym, jak z nich korzystamy. Można z kimś dekadę mieszkać pod jednym dachem, a nie wiedzieć, jak ta osoba używa Excela czy folderów skrzynki odbiorczej”.
Trafnie ujęte, prawda? Od razu do głowy przyszedł mi problem edukacji informatycznej. Najpierw pokolenia boomu technologicznego i upowszechnienia sieci w Polsce uczyniły ją złem koniecznym w oczach rodziców. Potem moje pokolenie zaczęło wykorzystywać do ucieczki od prawdziwych problemów z samoakceptacją czy nauką, aż w końcu obecna generacja nie potrafi bez technologii oddychać i traktuje ją jak jeden organów wewnętrznych. Tutaj zgadzam się z drem Piotrem w pełni, ponieważ sam byłem świadkiem sytuacji, w której młoda dziewczyna w tramwaju podsumowała koleżankę wyrywającą jej smartfon z ręki, słowami: „Czy ja ci (…) zaglądam do łóżka?”.
Moje – ale czy faktycznie?
Przy tym umyka jeden ważny szczegół. Chronienie smartfonów przed drugim człowiekiem nie ma absolutnie nic wspólnego z chronieniem siebie i własnych danych. Pokazują to liczne badania i nadal o faktycznej ochronie danych wiemy za mało. Nie chodzi tutaj jedynie o dane wrażliwe, ale w ogóle o to, co i komu zostawiamy w sieci. Zastanawiam się, czy teraz po prostu nie zaczniemy nazywać nowej normalności, tak czy inaczej godząc się gdzieś podświadomie na to, że jej nie zmienimy?
Wszystko można bowiem nazwać trendem, ale czy jeśli trendem stanie się wszczynanie wojen, to… zaliczymy go do odpowiedniej szufladki i zaczniemy szukać kolejnego? Elektronika użytkowa czy szerzej – technologia będą coraz bardziej niewidoczne. Tak fizycznie niewidoczne. Jeszcze trudniej będzie tutaj oddzielić to, co żywe, od tego, co napędzane mikroprocesorami. Jakiej i czyjej intymności wówczas będziemy bronili?