Przyszłość to przeszłość
Zdecydowanie zbyt często przeceniamy wagę naszych planów czy celów, które sobie wyznaczamy. Coraz ciężej natomiast przychodzi nam przystanięcie na moment, aby obejrzeć się za siebie. Wstydzimy się przeszłości, bo tak zaprogramował nas system edukacji, a nierzadko również rodzina. „Zawsze do przodu! Możesz lepiej. Stać cię na więcej”. O ile nie ma absolutnie nic złego w byciu ambitnym, o tyle bardzo trudno jest osiągnąć nakazane „lepiej”, nie widząc przeszłości.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2023
Banalizacja
Zauważyłem, że kiedy popełnia się tekst podobny do tego tekst lub porusza tematykę przeszłości w rozmowach z innymi, dość często trafia się na opór. Niewidoczny mur, który często jest słynnym: „Przestań filozofować i romantyzować!”. Tylko czy spoglądanie w przeszłość to zawsze czysty romantyzm?
Kultura niekończącego się pędu przyzwyczaiła nas do banalizowania wszystkiego, co wymaga od nas choćby chwili głębszej refleksji czy zmierzenia się z – no właśnie – własną drogą. Unikalną i niepowtarzalną. Taką, której nikt inny nie odbył. I czas przeszły jest tutaj uzasadniony. Jesteśmy sumą przeżytych dni.
Doświadczeń. Dobrych. Raniących do szpiku kości. Zasłużonych. Przypadkowych. Trudnych do nazwania. Naszych.
Relacji udanych. Zerwanych. Zranionych. Zapominanych. Niespodziewanych.
Osiągnięć zaplanowanych. Nieplanowanych. Będących wynikiem znalezienia się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Perspektyw. Własnych. Cudzych, które udają nasze. Naszych, o których zapominamy, bo wydają się łatwiejsze. Lepsze?
A to tylko część tego, co składa się na nasze przeżyte już życie. Ten cały kalejdoskop, który definiuje nas jako jednostki, potrafimy rozbić o ścianę jednym łatwym: „Przestań filozofować”.
Przeplanowane życie
Tak jak w sporcie na wysokim poziomie nie da się po prostu usiąść z kartą i ołówkiem, a zaraz potem samodzielnie rozpisać sobie planu przygotowania do ultramaratonu, tak w życiu brak chęci i odwagi spojrzenia na dane z przeszłości praktycznie gwarantuje porażkę jutra. Świat nie zawali się z dnia na dzień, to jasne, ale sukcesywnie i powoli, będziemy widzieli go coraz mniej. Dlaczego?
Optyka, którą wybieramy na życie, jeśli ma zapewniać odbieranie tego życia w czymś więcej niż 2D, powinna bazować na tym, co już opowiedziano w poprzednich sezonach. Jakich znowu sezonach?! Żeby już nie chwytać się kurczowo popkultury, ustalmy, że chodzi mi o pory roku. Prosty przykład, który raczej każdy zrozumie. Zmarzłeś poprzedniej jesieni, bo długie, ciemne i deszczowe dni przyszły jakoś szybciej niż zwykle? Wcześniej wyciągniesz w tym roku kurtkę. A teraz zadaj sobie pytanie, czy w ogóle zwróciłeś uwagę na tamten nieprzyjemny chłód?
Odwaga spoglądania na przebytą – albo raczej przeżytą – drogę bierze się z uważności. Z pozwalania sobie na chwilę nic nierobienia w sobotnie przedpołudnie. Być może w twoim przypadku na trening, gdy wydaje się, że dzień dawno dobiegł końca. Te mikromomenty pozwalają nam osadzić siebie w większej całości. Wtedy widać, że nie jesteśmy punktem, a raczej linią, która od punktu już jakiś czas się ciągnie. Jak nitka rozwijana z większego kłębka.
„Jak trudno dostrzec sweter, kiedy jesteś nicią”, powiedział pewien Japończyk, grubo po osiemdziesiątce. W odpowiedzi usłyszał – „Nie wiem. Nie noszę”.