Jak rozmawiać w ramach naszych baniek
Cały ubiegły rok upłynął, mam wrażenie, na obserwowaniu niespotykanej, nawet w naszej technologicznej bańce, liczby wojenek. Oczywiście pojawienie się ChatuGPT i całego dyskursu społecznego na temat AI znacząco się do tego podziału na różne obozy i obozowiska przysłużyło, ale nawet wśród fanów Apple nie brakowało tematów do poruszenia. I tak się zastanawiam, czy ktokolwiek na tym skorzystał?
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2024
Rozmowy z innego świata
Ostatnie kilka miesięcy obfituje w rozmaite rozmowy z osobami, z którymi nie poznałem się w technologicznej bańce. Ani tej online, ani offline. Jest to szalenie ciekawe doświadczenie, a właściwie to zbieranie całego naręcza rozmaitych lekcji i wniosków z kilku dziedzin. Od komunikacji interpersonalnej począwszy, przez szeroką wiedzę, której sam bym nigdy nie szukał (o tym jeszcze w dalszej części), a skończywszy na zapisywaniu kolejnych #ahaMomentów w dzienniku.
To takie momenty, w których nasza głowa jest cucona lodowatą wodą, a my zdajemy sobie sprawę, że nagle nikt nie przytakuje i nie zaczyna kolejnego wątku, który przecież już słyszałeś w podcaście lub czytałaś na Twitterze/X czy Reddicie. Nazwałem je sobie roboczo – rozmowami z innego świata – bowiem jest coś niesamowitego w tym, jak bardzo potrafimy zatracić się w naszych małych, tematycznie wąskich bańkach. Geek, nerd, fan Apple lub Samsunga doskonale o tym wie, bo po premierze nowych modeli jest w stanie dyskutować o ich kolorach godzinami. Gdzieś w równoległym świecie ktoś idzie kupić nowego iPhone’a. Kupuje, a potem orientuje się, że jest ciut za duży i za ciężki. I jedyne co robi, to wzrusza ramionami.
Z perspektywy lat coraz mocniej wierzę, że nie trafiamy na innych przypadkiem, ale jednocześnie możemy tych trafień kompletnie nie zauważyć. To dzieje się wtedy, gdy zamiast słuchać – słyszymy. Często powierzchownie, przez co od razu włączamy naszą misję zbawiania świata. Jak nie poprzez „nawracanie” innych w sieci, bo przecież każdy „musi mieć coś od Apple”, to przez parafrazowanie ich wypowiedzi w taki sposób, aby wyszło na nasze.
Internetowa agora
O czasach sprzed internetu niewiele się już dziś mówi w kontekście utylitarności. Przecież taki mówca na rzymskiej agorze musiał dokładnie wiedzieć, co i dlaczego chce przekazać w eter. Zgromadzony tłum zaś jegomościa nie mógł nie zauważyć, bo to właśnie zapewniała konstrukcja samej agory. W sieci wszystko jest wszystkim. Każdy musi się na czymś znać, bo przecież my się znamy. On „powinien to wiedzieć”, a ona „nie może żyć w ignorancji”. Przeczytaj to zdanie jeszcze raz.
Też widzisz, jak absurdalnie brzmi?
Nauczyliśmy się natychmiastowości internetu, a przynajmniej tak nam się wydaje, a przez to niemal każdy komunikat czy przekaz (także ten spoza świata online) traktujemy jak news przelatujący przez timeline. Walka o uwagę drugiego człowieka stała się jakąś tajemną sferą, a my wydajemy ogromne pieniądze, aby inni uczyli nas dostrzegać – ludzi… I nie wiem, czy bez internetu to by się wydarzyło, czy nie. Tego się już nie dowiemy nigdy.
Internet w rzeczy samej jest i będzie taki, jakim my go sobie stworzymy.
I retoryczne wywody o wszechwładnej AI, która nami steruje, nie są i nigdy nie będą tutaj odpowiedzią na wszystko. Wymówką czy argumentem, który zawsze pasuje i zamyka dyskusję.
O ile w ogóle o dyskusji można jeszcze mówić.
Wytłumacz mi
Zamiast: „Jak możesz tego nie wiedzieć?!” – spróbuj powiedzieć przyjacielowi, znajomej, partnerowi czy żonie: „Wytłumacz mi”. I zobacz, co się stanie. A stać mogą się prawdziwe cuda, bo nagle dwójka ludzi (czy to online, czy – najlepiej – offline) wraca do swoich korzeni. Do pewnej nagości, w której nie musi błyszczeć i może czegoś nie wiedzieć. Czymś się nie interesować, czymś zaskoczyć, a jeszcze czegoś przypadkiem się dowiedzieć. Bardzo często w takich momentach zdaję sobie sprawę, że sam nigdy nie szukałbym tej czy tamtej informacji, a okazuje się nierzadko, że jest mi do czegoś przydatna. To jest taki powrót do tak pierwotnej rzeczy, jak przekazywanie sobie wiedzy, inspiracji, ale też jak mówienie o problemach czy marzeniach. Tego nie da się wywołać, zostawiając komuś serduszko pod postem (choć i o tym ludzie napisali już rozprawy naukowe, ale to temat na inne wydanie…).
To da się zobaczyć w czyichś oczach. Ten blask, który pojawia się tuż po tym: „Czekaj, jeszcze raz, bo nie rozumiem, ale to jest ciekawe!”.
Ludzie budują całe rodziny na założeniu, że każdy „przecież coś wie”. Albo że „nie muszą mówić, bo to oczywiste”, a zaraz potem się dziwimy, że coś nie działa.
Otaczając się własnymi pasjami i dzieląc się nimi z innymi, zostaw przestrzeń na pytania. Inaczej to zawsze będzie tylko Twój świat.
Pierwotnie ten felieton ukazał się w formie newslettera, do którego możesz zapisać się pod adresem boczemunie.substack.com.