Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Dlaczego czasami warto wejść do księgarni?

Dlaczego czasami warto wejść do księgarni?

0
Dodane: 2 tygodnie temu

Technokultura przyzwyczaiła nas do tego, że ludzie i rzeczy po prostu przelatują przed naszymi oczyma z prędkością scrollowania cyfrowych ekranów. Czyli szybko. Bardzo szybko. Jako ludzie zanurzeni od lat w technologii wykształciliśmy nawet umiejętność zapisywania tych migocących momentów w postaci serduszek, lajków, list „na później” i im podobnych silosów uwagi. Kiedy spojrzy się na to z boku, aż trudno uwierzyć, że to jest w ogóle możliwe. Dlatego czasami warto zrobić krok wstecz.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 3/2024


Połazić między regałami

Pamiętam, jak do Polski wchodził Empik. Wtedy, mieszkając w małej miejscowości, urządzaliśmy sobie z kuplami i kupelami wycieczki autokarem do Krakowa, tylko po to, aby przesiedzieć połowę dnia w ogromnym na tamte czasy salonie tej sieci na Rynku Głównym. Z widokiem na Sukiennice, parapetami zabytkowej kamienicy wyłożonymi poduszkami niczym w amerykańskich serialach, na których można było przeczytać (dosłownie) książkę. Wtedy była tam nawet kawiarnia na jednym z pięter. Dziś to miejsce już nie istnieje, ale tamte wycieczki wspominam z niesamowitą nostalgią. Dlaczego?

Głównie dlatego, że w tych wyprawach celem było wielogodzinne łażenie między regałami i wdychanie zapachu książek i czasopism, które się wertowało. Dyskusje na ich temat, a nierzadko nawet ich lektura. Na miejscu. Wtedy nie było łatwego dostępu do e-booków. Jeden klik nie wystarczył, aby wydać 70 zł na książkę i zacząć ją czytać nawet w ciemności. Oczywiście zakładając, że ten 70 zł w ogóle do wydania się miało.
Dziś wspomnienie tamtych czasów jest czymś z pogranicza magii, nostalgii, ale też kubła zimnej wody, który sprowadza nas na ziemię, gdy trzeba. Ta konkretna księgarnia już nie istnieje w tym miejscu, ale na świecie mamy ich dziesiątki tysięcy. W samych Stanach Zjednoczonych ponad dziesięć tysięcy, choć liczba ta z roku na rok się kruczy. Ubiegłej jesieni tamten zapach wrócił ponownie, podczas wizyty w nowojorskim, kultowym Strand Book Store, gdzie spędziliśmy kilka godzin, a pozycje stamtąd zdobią teraz naszą biblioteczkę.

Między tamtejszymi regałami znalazłem nawet miniaturową wersję jednego fragmentu tego sklepu.

Czekając na pociąg

Ostatnio, czekając na pociąg, wszedłem do przydworcowej księgarni. Niewielkiej, nowoczesnej, a mimo tego mającej ten sam zapach. Zapach książek, gazet i bibelotów, które się w takich miejscach sprzedaje. Spędziłem w tamtym miejscu jakieś pół godziny, a to już wystarczyło, abym znalazł i zapisał sobie pięć książek, które chciałbym przeczytać. I zdałem sobie wówczas sprawę z jednej rzeczy.
Prawdopodobnie nie byłbym w stanie odnaleźć tych samych pięciu książek w internecie i zdecydować, że tak – chcę im poświęcić kiedyś mój czas i uwagę. Dlaczego? Bo w sieci wszystko wydaje się być tak samo ważne. Tak samo płaskie. Nie da się wziąć książki do ręki, przewrócić kilku stron, zachwycić się rodzajem papieru czy sposobem składu tej konkretnej pozycji. Nie da się z książką – jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi – porozmawiać. Złapać tego niewidzialnego kontaktu, który sprawia, że później ląduje wśród innych na domowej półce.

I tego nam nie zagwarantuje żaden komputer przestrzenny. Ani teraz, ani w najbliższych dwóch dekadach. To ryzykowne stwierdzenie, ale nikt nie przekona mnie, że wirtualną wycieczkę zapamiętam na tak długo, jak tamte, wiosenne podróże do krakowskiego Empiku.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .