Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition – sprzęt uniwersalny
Muszę się wam do czegoś przyznać. Niespecjalnie lubię recenzować sprzęt, a przynajmniej nie w sposób klasyczny, do jakiego przez lata przyzwyczaiły nas media związane z nowoczesnymi technologiami. Te wszystkie suche dane, parametry, tabelki, syntetyczne benchmarki, pomiar baterii ze stoperem, czy obudowy suwmiarką, krew, pot i łzy, a na końcu i tak bierzesz sprzęt XYZ bo ma świetny kolor. Znacie to prawda?
Wolę inne podejście. Gdy coś nowego wpadnie w moje ręce, po prostu wpinam sprzęt w mój workflow. Da radę, czy nie da rady? To dopiero probierz przydatności! Tak było też z Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition. TL;DR: to prawdziwy multitool. Zacznijmy jednak od początku.
Pewnego październikowego popołudnia, jednego z tych ładniejszych, doskonale pasujących do terminu „Polska Złota Jesień” właśnie rozpakowywałem z opakowań produktowych zestaw otrzymany od marki Huawei: tablet Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition + klawiatura Huawei Glide + rysik Huawei M-Pencil 3. generacji, gdy zadzwonił telefon. Odbieram i słyszę Naczelnego: – słuchaj, polecisz tu i tu, jest konferencja, zrobisz krótką relację, wylot… jutro, sorry, że dopiero teraz, ale mi coś wypadło, dasz radę? Oczywiście, że dam.
Po zakończonej rozmowie w zasadzie mogłem zabrać się za pakowanie, szykować kabelki, ładowarki, powerbanki, smartfon, smartwatch, laptop, czytnik e-booków, jednocześnie rezerwując przestrzeń na pozbawione prądu wyposażenie i w tym momencie mnie tknęło. Przecież to świetna okazja, by wypróbować „w terenie” otrzymany sprzęt Huawei. Skoro sam producent wyraźnie podkreśla jego uniwersalność, zachwalając przy tym liczne inne przymioty tegoż urządzenia (i ja się na ten temat cokolwiek zająknę w dalszej części, bo jest o czym), to czemu by nie spróbować?
Zanim jednak ślepo zaufałem mojej intuicji wyrzucając z plecaka kilogramy elektroniki (oczyma wyobraźni już widziałem krzywo patrzącą na mój plecak panią na bramkach lotniskowych, której mimika wyrażała słowo „nadbagaż!”), uznałem, że warto choć krótko sprawdzić ten sprzęt zanim go spakuję, wiecie, uruchomić, zobaczyć czy w ogóle działa, skonfigurować na nim to, czego mógłbym potrzebować.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Rozpakowałem trzy komponenty otrzymanego zestawu: tablet, klawiaturę i rysik. Popatrzyłem, połączyłem jedno z drugim i… pierwsze wrażenie: jak to świetnie do siebie pasuje! Nie żartuję. Z pewnością znacie niejeden tablet. Ile rysików już zgubiliście? No właśnie. W większości urządzeń takich jak tablety, rysiki albo są w ogóle oddzielnie, albo magnetycznie stykają się z jedną z ramek urządzenia. Magnesy są świetne, gdy urządzenie nieruchomo stoi na biurku w idealnych warunkach, ale w ferworze pracy z terenie, gdzieś w sali konferencyjnej czy na lotnisku rysiki lubią przede wszystkim znikać. Tutaj nic wam nie zniknie. Tablet jest magnetycznie mocowany do klawiatury, a w sprytnym zagięciu zastosowanym w klawiaturze pełniącej jednocześnie rolę etui całego tabletu jest miejsce na rysik. Gdy go nie potrzebujemy, on spoczywa w przeznaczonym dla niego miejscu, zabezpieczony tak, że po złożeniu nie ma jak go zgubić. Natomiast, gdy go będziemy używać, można go wyjąć z rynienki i umocować magnetycznie do ramki urządzenia sięgając po niego, kiedy mamy taką potrzebę. Całość jest jednym z najlepiej zaprojektowanych funkcjonalnie tabletów z jakimi w życiu miałem do czynienia. Nie wiem, kto dokładnie zaprojektował taki design Huawei Glide, ale wiem jedno: zasługuje na pochwałę.
Do tego tablet umieszczony na klawiaturze w pozycji „wygląda jak laptop” zachowuje się stabilnie nie tylko, gdy urządzenie postawimy na płaskiej, sztywnej powierzchni: biurku, stoliku, rozkładanej tacki w samolocie, etc.), ale również na kolanach. To nie jest takie oczywiste. Pamiętajmy, że tablet to sprzęt w którym ekran jest cięższy od reszty, bo to on stanowi o niemal całej elektronice zestawu. W przypadku laptopów jest inaczej. Tutaj jednak problemów z brakiem równowagi nie ma żadnych. Na dodatek dzięki dwóm miejscom magnetycznego mocowania dolnej części ekranu MatePada Pro, możemy dostosować nachylenie ekranu do swoich preferencji.
Sama klawiatura to też górna półka, bardzo dobre rozmieszczenie klawiszy (także do pisania po polsku, nie pomylisz prawego ALT ze spacją czy innym klawiszem), skok klawisza bardzo dobry, wyraźny, jednocześnie niezbyt głęboki, wyraźnie czujesz, że coś nacisnąłeś. Dobra nasza, już wiem, że nawet jak mi przyjdzie pisać relację w autobusie pomiędzy hotelem a lotniskiem, to wiem, że dam radę. Acha, byłbym zapomniał, NearLink!
Właśnie. I rysik i klawiatura Huawei łączą się z tabletem za pomocą autorskiego protokołu bezprzewodowego NearLink, który łączy się wręcz natychmiastowo, co daje odczucie znacznie sprawniejszej współpracy niż w przypadku klasycznego Bluetooth. Oczywiście obsługa Bluetooth też tu jest, w wersji BT 5.2.
Najlepsze wciąż przede mną, znaczy się sam tablet. MatePad Pro to po prostu pięknie zaprojektowany sprzęt. Otrzymałem wersję w jasnej obudowie ze zmatowionymi na złoto ramkami, o charakterystycznej fakturze plecków obudowy, inspirowanej podobno jedwabiem. Nie znam się na jedwabiu. Pokazałem sprzęt osobie, która doskonale umie odróżnić kaszmir od wełny z merynosów, czy jedwab od delikatnego atłasu z wiskozy.
– Co myślisz? Zapytałem. Dotknęła, przesunęła subtelnie palcami, widzę brwi unoszą się do góry, pojawia się uśmiech i słyszę – nieźle! Wierzcie mi, to najwyższe słowa uznania.
Skoro miałem pracować z dala od domu wyłącznie na tablecie Huawei, musiałem się przygotować. Rozejrzeć w systemie, ewentualnie ściągnąć co mi będzie potrzebne. Pierwsze wrażenie po uruchomieniu? Wow! Co za ekran. Bez dwóch zdań: Tandem OLED w wydaniu PaperMatte Edition zasługuje na jedno słowo: majstersztyk. Nie dość, że ekran o rozdzielczości 2800 x 1840 pikseli (2,8 K), odświeżany z częstością 144 Hz oferuje wszystkie zalety znane z matryc organicznych, to jeszcze ta specjalna struktura wyświetlacza z charakterystyczną, jakby papierową i doskonale redukującą odbicia powłoką w wersji PaperMatte Edition pozwala pracować w każdych warunkach. Sprawdziłem, w ostrym słońcu czytelność wyświetlacza jest znakomita. Pomaga w tym nie tylko redukcja odbić, ale też imponująca luminancja zastosowanej tu matrycy Tandem OLED, sięgająca 2000 nitów.
Co z oprogramowaniem? Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition pracuje pod kontrolą najnowszej generacji autorskiego systemu Harmony OS opracowanego przez Huawei. Jeżeli wcześniej nie pracowaliście z tym systemem to… nie ma strachu. To bardzo przyjaźnie zaprojektowany kawałek kodu, nie ma też żadnej bariery językowej. Wszystko jest tu idealnie spolszczone. Ja do pracy potrzebowałem przeglądarki (jest nie tylko wbudowana w system, możesz korzystać również np. z Chrome, czy Opery), dostępu do Dokumentów Google, Dysku Google, redakcyjnego panelu edycyjnego, WordPressa, czegoś do szybkiej i prostej obróbki zdjęć i mogę ruszać. Harmony OS to nie Android z wbudowanymi usługami Google, ale bez najmniejszych problemów mogłem uzyskać dostęp do moich plików na Dysku Google. Co więcej, Harmony OS na MatePad Pro daje lepszy look&feel interfejsu, niż jakikolwiek znany mi tablet z Androidem właśnie.
Sam system jest zoptymalizowany pod kątem dużej przestrzeni ekranu, nie chodzi tylko o rozmiar, ale i jego rozdzielczość. Pozwala na łatwe przełączanie się pomiędzy aplikacjami, zmianę rozmieszczenia ich okien, czy pracę na dwóch aplikacjach jednocześnie. Szczerze? Pod wieloma względami znacznie wygodniej mi się pracowało na MatePadzie Pro niż na moim starszym laptopie z jakże żałosnym na tle MatePada ekranem Full HD.
W zasadzie jedyne co mnie ograniczało, przynajmniej w początkowej fazie, to ja i moje własne przyzwyczajenia wyniesione z pracy z innymi urządzeniami pracującymi pod kontrolą innego systemu. Jednak warto zaznaczyć, i to również jest siłą ekosystemu software’owego Huawei, że przestawienie się na Harmony OS nie wymaga wysiłku.
Nie samą pracą człowiek żyje. Pod koniec dnia, w pokoju hotelowym czasem lubię obejrzeć odcinek ulubionego serialu, czy poczytać do poduszki kilkanaście stron książki. Zwykle serial oglądam na laptopie, a książkę czytam na czytniku e-booków. Tym razem do realizacji obu zadań aż nadto wystarczył mi MatePad Pro. Oglądanie filmów na doskonałym ekranie Tandem OLED to po prostu czysta przyjemność. Wspomnę jeszcze, że sprzęt ma zaskakująco dobre nagłośnienie. Producent wpakował do MatePada Pro aż cztery całkiem donośnie grające głośniki. Dla mnie nie miało to jednak aż tak dużego znaczenia, gdyż i tak słucham zawsze korzystając ze słuchawek. Niemniej z pewnością niejednego ten fakt (dobre nagłośnienie w tablecie) może zainteresować.
Co z energią? Oczywiście wziąłem dostarczoną mi przez producenta mocną, 100-watową ładowarkę USB-C do MatePada (jest ona kupowana oddzielnie, nie ma jej w zestawie razem z klawiaturą i rysikiem), ale w przypadku krótkich wyjazdów (takich na ok. dobę) i tak nie musiałbym jej zabierać. MatePad w typowym dla mnie scenariuszu użytkowania, czyli pisanie i redagowanie tekstów, wyszukiwanie treści, komunikator, czasem YouTube, e-booki, raporty, publikacje, wytrzymuje grubo ponad 10 godzin. Ja skoro i tak dysponowałem ładowarką, wieczorem podłączyłem sprzęt do prądu, ładował się ok. 20 minut. Czas pełnego naładowania (co sprawdziłem później) to zaledwie godzina. Bardzo dobry wynik.
Jeden lekki sprzęt (tablet waży zaledwie nieco ponad 500 gramów) jest w stanie zastąpić wiele innych urządzeń na tyle skutecznie, że gdy wróciłem ze służbowej podróży wciąż korzystam z MatePada Pro. To na nim powstał niniejszy materiał.
Sprzęt ten kupicie w oficjalnym sklepie online marki Huawei. Do 10 listopada br. Huawei przygotowało ofertę promocyjną, w ramach której Huawei MatePad Pro 12,2, niezależnie od tego, czy z ekranem błyszczącem, czy w wydaniu takim jak testowany (PaperMatte Edition) sprzęt, kupicie o 500 zł taniej, a dodatkowo w zestawie otrzymujecie klawiaturę i świetny rysik M-Pencil 3. generacji. Te akcesoria kupowane oddzielnie kosztowałyby 899 zł. A tak, nie dość, że sam MatePad Pro jest taniej, to jeszcze sprzęt, który czyni go de facto udanym zamiennikiem przenośnego komputera otrzymujemy w pakiecie. Egzemplarz w biało złotej stylizacji, który widzicie na moich zdjęciach ma zawsze 512 GB na dane i kosztuje 3699 zł, natomiast jest też wersja czarna z 256 GB przestrzeni na dane, kosztuje 3299 zł. Uwaga, w zestawie nie ma ładowarki, tablet możemy ładować w zasadzie dowolną ładowarką USB-C z PD (Power Delivery), ale jeżeli życzylibyście sobie 100-watową ładowarkę Huawei SuperCharge, to wymaga ona dopłaty 149 zł.
Materiał powstał we współpracy z Huawei