Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Baby, it’s cold outside

Baby, it’s cold outside

2
Dodane: 6 lat temu

Piosenka „Baby, it’s cold outside” zniknęła ze świątecznych list przebojów wielu stacji radiowych w USA. Powód? Nawołuje do molestowania kobiet.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2019

Moja mieszkająca w Stanach koleżanka wrzuciła na Facebooku zabawnego mema, komentującego sytuację w następujący sposób:

W 2011 roku „50 twarzy Greya” sprzedało się w milionach egzemplarzy. W 2018 „Baby, it’s cold outside” jest obraźliwe.

Muszę przyznać, że się uśmiałam, ale tylko przez chwilę. Jest taka umiejętność, która pozwala wyzwolić alternatywność myślenia. Najpierw trzeba zgromadzić odpowiednią ilość danych na temat tego, jak zachowuje się i postrzega rzeczywistość pewna grupa ludzi, następnie można zacząć antycypować ich argumentację. Oczami wyobraźni zobaczyłam zacietrzewioną młodą feministkę, która mentorskim tonem tłumaczy nieokrzesanemu internetowi, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego, bo bohaterka „Greya” podpisała umowę dotyczącą kontrowersyjnych zachowań seksualnych. Co więcej, honorowy Grey sam naciskał, żeby dokładnie zbadała temat i dostarczył jej w tym celu najnowszego Macbooka i komórkę Blackberry. Do tego zafundował jej również porządne Audi, nie ma więc mowy o żadnym wykorzystywaniu czy molestowaniu. W kwestionowanym utworze muzycznym zaś obleśna, męska szowinistyczna świnia domaga się od niewinnej kobiety, by ta nie szła jeszcze do domu i próbuje wprowadzić ją w stan upojenia alkoholowego. Do tego zawarte w tekście piosenki pytanie sugeruje, że mężczyzna dodał jej coś do drinka. Na pewno pigułkę gwałtu!

Problem z młodym pokoleniem jest taki, że przyjmuje pogląd biblijny – wszystko zostało stworzone na początku świata, czyli istnieje od zawsze. Nie przyjdzie im nawet do głowy, że konia z rzędem temu, kto w 1944 roku (to właśnie wtedy powstała piosenka) słyszał o pigułce gwałtu. Nie było też komórki, z której można zadzwonić i powiedzieć, że się spóźnimy oraz Ubera, którym można wygodnie wrócić do domu. Istniała za to sztuka flirtu, której teraz uświadczyć trudno – kto by się odważył flirtować w dzisiejszych czasach, biorąc pod uwagę te wszystkie oskarżenia o molestowanie?

Państwo więc flirtują, jak nakazywały ówczesne obyczaje. Ona mówi, że musi już iść, on przekonuje ją, żeby jeszcze została, posłuchała muzyki, wypiła drinka. Ona tłumaczy, że ojciec będzie czekał, martwi się, co powiedzą sąsiedzi. W tamtych czasach, choć nieco już wyzwolonych, opinia i nazwisko były nadal ważne. Obowiązywał też kanon dopuszczalnych i przyzwoitych zachowań. Choć dzisiejszym feministkom może się zdawać, że zasady te były teatralne i sztuczne, powinny jednak przyjąć do wiadomości, że pewne normy się nie zmieniają. I nawet w dzisiejszej rzeczywistości, kobieta, która zbyt chętnie ulega mężczyznom, nie będzie specjalnie szanowana. Łatwo przyszło, łatwo poszło, jak mawiali. Przekaz ten był jasny i zrozumiały przez 80 lat, zarówno dla autora tekstu – Franka Loessera – jego odbiorców, jak i wielu gwiazd, które na przestrzeni prawie stulecia dokonywały jej aranżacji. Długą listę świetnych nazwisk możecie sobie znaleźć w Wikipedii. Oryginalnie wykonywany był przez Franka Loessera i jego żonę – Lynn Garland – w trakcie organizowanych przez nich przyjęć. Piosenka miała dać znać gościom, że wieczór był udany, ale zabawa dobiega końca i przyzwoitość nakazuje się zbierać. Jeden drink i trochę muzyki – potem należy opuścić dom gospodarzy. Metafora zastosowana przez Franka była prosta i zrozumiała. Wszyscy chcą, żeby wieczór trwał jak najdłużej, trudno się zebrać do wyjścia, ale nie należy przekraczać granic dobrego smaku. Co się więc stało z umiejętnością odczytywania informacji podanej nie wprost w dzisiejszym społeczeństwie?

Wydaje mi się, że interpretacja zachowań zależy od intencji obu stron. Jeśli intencją mężczyzny nie jest obrażenie kobiety, ta ma do wyboru dwa alternatywne sposoby reakcji. Może przyjąć intencję jako czynnik usprawiedliwiający zachowanie albo na sztywno ustawić granicę obrazy i nie zastanawiać się, z czego ona wynika. Niestety ta druga opcja jest stosowana coraz częściej, bezrefleksyjnie, jak w warunkowaniu Pawłowa. Prowadzi to do sytuacji kuriozalnych, jak ta z usunięciem piosenki z list radiowych.

W tym miejscu miałam przytoczyć kilka przykładów z własnego podwórka, obrazujących relację pomiędzy intencją a interpretacją. Doszłam jednak do wniosku, że wymagałoby to wiele dodatkowego tłumaczenia, a i moje środowisko charakteryzuje się pewną specyfiką zachowania, nie przez wszystkich mogłoby więc być właściwie zrozumiane. Na co dzień pracujemy z młodzieżą z autyzmem i towarzyszącymi mu zaburzeniami, zatem nasza percepcja tego, co jest problemem, a co nim nie jest, jest z samej swojej natury odmienna. Jeśli więc przychodzę do pracy w moherowym swetrze i wszyscy obecni w biurze zaczynają mnie głaskać po rękawach, nie odbieram tego jako naruszenia mojej nietykalności cielesnej ani przekroczenia granicy prywatności. Co najwyżej zagrożę im, że jeśli nie przestaną, to następnego dnia ubiorę się w papier ścierny, żeby zagwarantować ciekawsze doznania sensoryczne. Nikt się nie obrazi, za to śmiechu będzie co niemiara, bo w naszej pracy materiały o różnej gramaturze i właściwościach, miękkie i plastyczne, są nieocenioną pomocą dydaktyczną. Moherowy sweter jest więc bardzo sensoryczny i automatycznie stajemy się biurową zabawką. Taki branżowy żarcik. Oczywiście można by przyjąć twardą granicę obrazy i upierać się, że w tej sytuacji nastąpiło bezczelne molestowanie, bazując wyłącznie na przedstawionym obrazie. Tu jednak wkracza właśnie intencja i interpretacja.

Dlaczego o tym mówię w noworocznym wydaniu?

Nowy Rok to czas, w którym dokonujemy podsumowań. Zastanawiamy się, co osiągnęliśmy do tej pory i co pragniemy osiągnąć w przyszłości. Gdy patrzę na odchodzący rok, dostrzegam w nim narodziny wielu tendencji, których rozwoju i kontynuacji nie chcę doświadczać w przyszłości. Bardzo dużo w nas zapalczywości i gniewu oraz bezkompromisowych opinii. Coraz mniej dostrzegamy różnych odcieni, coraz częściej nasze sądy są czarno-białe i bez możliwości apelacji.
Chciałabym, żeby w nadchodzącym roku mniej było czepiania się słów, a więcej zrozumienia dla tego, co trudno czasem dostrzec gołym okiem. Żebyśmy znów zaczęli dostrzegać intencję, a nasza interpretacja nie zależała od humoru, ale od wiedzy i właściwego jej rozumienia.

Nie odnosi się to tylko i wyłącznie do zapalczywych feministek, które chcąc walczyć, jak walczyły ich babki i matki, z braku realnych problemów czepiają się tekstu osiemdziesięcioletniej piosenki. Nie odnosi się to wyłącznie do wegan, minimalistów, wiernych i polityków. Odnosi się to do nas wszystkich. Opinie ostre jak brzytwa rosły w rankingach od jakiegoś czasu, głównie na fali odradzającego się populizmu. Życzę sobie i Wam, by w Nowym Roku więcej było zrozumienia i łagodności. Zarówno w słowach, jak i czynach.

Szczęśliwego!

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2