Na poważnie – Kwestia interpretacji
Mówiąc o niebezpieczeństwach, które czyhają na dzieci w internecie, mamy głównie na myśli nieodpowiednie treści i osoby, mogące podszywać się pod rówieśników w celu wykorzystania zaufania młodych ludzi. Tymczasem niebezpieczeństwo wcale nie leży po ciemnej stronie internetu.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2020
Jeśli wpiszemy w wyszukiwarkę hasło: „dzieci, niebezpieczeństwo, internet”, zostaniemy zasypani morzem wyników. W ciągu kilku sekund pomocny algorytm wygeneruje ponad dwa miliony linków. Wszystkie odnosić się będą do stereotypowych tematów, takich jak sieci społecznościowe, nieodpowiednie treści związane z seksualnością czy przemocą oraz wykorzystywanie małoletnich użytkowników internetu poprzez podszywanie się pod rówieśników i manipulację. Żaden z nich jednak nie zwraca uwagi na dużo bardziej prozaiczne niebezpieczeństwo, które spowodowało, że całe młode pokolenie iGenu ma problemy z przetwarzaniem i implementacją najprostszych zasad społecznych. Mowa tu o nieskrępowanym dostępie do prostej i skądinąd użytecznej wiedzy.
(…) niekontrolowana baza wiedzy, jaką jest internet, stwarza nieskończone możliwości interpretacji zawartych w niej informacji.
Zwykliśmy uważać, że dostęp do wiedzy jest największym skarbem ludzkości i jeśli nasze dzieci wyrosną w świecie, w którym informacja jest na wyciągnięcie ręki, stworzymy świat idealny. Zapominamy jednak, że wiedza sama w sobie, jakkolwiek przydatna, nie stanowi jednak o możliwościach jej posiadacza. Nie na darmo mówi się, że dopiero połączenie wiedzy i doświadczenia tworzy prawdziwą wartość. Człowiek uczy się przez całe życie – można to rozumieć jako proste przesłanie dotyczące gromadzenia informacji, ale również jako zdobywanie doświadczeń, pozwalających na właściwą interpretację posiadanej wiedzy. By zrozumieć tę prostą prawdę, wystarczy przypomnieć sobie samego siebie w różnych okresach życia – jako 5-, 10-, 15- czy 20-latka. Ta sama informacja przekazana nam w różnym wieku spowoduje wyciągnięcie zupełnie równych wniosków, chociaż co do zasady będzie nośnikiem dokładnie takiej samej wiedzy. Nie odnosi się to zresztą wyłącznie do dzieci i młodzieży, ale do wszystkich ludzi, znajdujących się na różnych etapach zdobywania doświadczenia. Nie zmienia to jednak faktu, że niekontrolowana baza wiedzy, jaką jest internet, stwarza nieskończone możliwości interpretacji zawartych w niej informacji. Na postawie bezpiecznych stron, można jednocześnie wysnuć wniosek, że świat jest bezpieczny i niebezpieczny, dobry i zły, prosty i skomplikowany. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że wartościowania dokonujemy przez pryzmat i indywidualną perspektywę. Z tego właśnie powodu informacje w internecie stają się coraz bardziej zachowawcze i nacechowane ideą „safeizmu”, a z tego punktu widzenia każde działanie, które może narazić nas na ryzyko, jest niepożądane i należy go unikać za wszelką cenę. Powoduje to, że młodzi ludzie nie rozwijają w pełni swojego potencjału, powstrzymywani przez wiedzę o potencjalnym zagrożeniu – czy to fizycznym, czy emocjonalnym.
W takim środowisku, gdzie zarówno rodzice, szkoła, jak i największa baza danych świata zaleca najdalej posuniętą ostrożność i sugeruje, że każde działanie może przynieść negatywne rezultaty, młody człowiek zwija się, zanim zacznie się rozwijać.
Ta wiedza, z którą dzieci spotykają się na co dzień – w telewizji, radiu i internecie, jest niczym kropla drążąca skałę.
Pozostawmy na chwilę katastroficzne obrazy i skupmy się na najprostszych elementach życia dziecka i młodego człowieka – rodzinie, szkole i przyjaciołach. W dzisiejszych czasach wiele mówi się o tym, że rodzice nie wiedzą, jak wychowywać dzieci. Młodzi ludzie, zaopatrzeni w taką wiedzę, zaczynają doszukiwać się błędów popełnianych przez rodziców, bo przecież internet jasno twierdzi, że takowe istnieją. Nie rozumiejąc definicji i nie będąc w stanie użyć doświadczenia do weryfikacji informacji, podejrzane elementy zinterpretują tak, jak potrafią i potwierdzą – sobie i innym – ogrom tragedii, który ich dotyka. Podobnie rzecz ma się ze szkołą, która niczego nie uczy, za dużo wymaga, a podręczniki są za ciężkie. Ta wiedza, z którą dzieci spotykają się na co dzień – w telewizji, radiu i internecie, jest niczym kropla drążąca skałę. Sprawia, że rodzi się w nich poczucie krzywdy, które dla poprzednich pokoleń było zaledwie zwykłym dyskomfortem, dodatkowo niewzmacnianym przez czynniki zewnętrzne. Wiedza sama w sobie nie jest niebezpieczna, nie ma ograniczenia wiekowego, jednak sączy się zewsząd i dociera do uszu już od najmłodszych lat. Do tego dochodzi możliwość zapoznania się z walką, którą rodzice toczą z nauczycielami, bo przecież żadna funkcja kontroli rodzicielskiej nie będzie zawierała słów kluczowych, takich jak: szkoła, nauczyciel czy rodzic.
Jak wielokrotnie wspominałam, jeszcze w poprzednim pokoleniu rodzice i szkoła mieli względną kontrolę nad tym, z jakimi informacjami dotyczącymi życia i funkcjonowania społecznego zetkną się ich pociechy. Zawsze zdarzały się wpływy niepożądane, ale ich ilość i siła jest niczym w porównaniu z dniem dzisiejszym.
Nie przypuszczałam, że to kiedykolwiek napiszę, ale uważam, że pomimo wszystkich zdobyczy współczesnej techniki, internet nie powinien być dostępny od najmłodszych lat.
Ciągle zastanawiamy się, skąd bierze się w młodym pokoleniu nieporadność, nieumiejętność dążenia do celu i ciągłe poczucie krzywdy, podczas gdy odpowiedź znajduje się na wyciągnięcie ręki. Pomimo tego, że stopa życiowa wzrosła na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat niepomiernie i nasze dzieci mają warunki, o jakich nawet się nam nie śniło, zbyt szybko zalane zostają potokiem niewinnie wyglądających danych, które jak wirus przenoszą się od osoby do osoby, tworząc zaburzony obraz zewnętrznego świata.
Nie przypuszczałam, że to kiedykolwiek napiszę, ale uważam, że pomimo wszystkich zdobyczy współczesnej techniki, internet nie powinien być dostępny od najmłodszych lat.
Pomimo tego, iż wydaje nam się, że mamy kontrolę nad tym, co robią w internecie nasze pociechy, często nie zdajemy sobie sprawy, ile informacji o zrównoważonym dla dorosłego człowieka charakterze otrzymuje nieprzygotowany umysł dziecka. Prawdopodobnie wynika to z tego, że z biegiem czasu przestajemy być w stanie skutecznie postawić się w roli 5- czy 10-latka i w porę dostrzec niebezpieczeństwo. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu tych pozornie bezpiecznych informacji byłoby niewiele i pochodziłyby od ograniczonego grona ludzi. Dziś wpływy te można liczyć w setkach tysięcy użytkowników podłączonych do intenetu.
(…) wydaje nam się, że mamy kontrolę nad tym, co robią w internecie nasze pociechy (…)
Wiedza sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Wiele zależy od tego, co z nią zrobimy, jeszcze więcej od tego, czy potrafimy ją we właściwy sposób zinterpretować. A procesu nabywania doświadczeń nie da się przyspieszyć. Możemy upchać w głowach młodych ludzi prawie dowolną ilość danych, nie zagwarantuje to jednak, że osiągną właściwy poziom zrozumienia.
Każdy z nas jest odpowiedzialny za proces wychowawczy w ten czy inny sposób. My, nie anonimowy internet. Dobrze więc byłoby, żeby ograniczyć jego wpływ – nie tylko w ten oczywisty sposób, polegający na zapewnieniu względnego bezpieczeństwa, ale również w sferze dostarczania informacji.
Umysł dziecka jest delikatnym i cennym urządzeniem.
Nie należy narażać go na ryzyko.