Społecznościowe ocieplenie
Wiele mówi się ostatnio o globalnym ociepleniu i zmianach klimatycznych. Jednak to nie jedyne „ocieplenie”, któremu powinniśmy się zacząć przyglądać.
Przeczytałam niedawno fascynującą książkę Charlesa Arthura zatytułowaną „Social Warming: The Dangerous and Polarising Effects of Social Media”. Książki polecać nie będę, bo nie znalazłam jej polskiego tłumaczenia (mam nadzieję, że któreś z wydawnictw podejmie wyzwanie), ale jeśli ktoś czuje się na siłach, by zmierzyć się z oryginałem, to jest to lektura warta wysiłku. W porównaniu do „Mindf*ck” Christophera Wyliego (książka była niejednokrotnie polecana na łamach iMagazine), to bardziej kompleksowa historia i analiza powstania i rozwoju mediów społecznościowych. Wspominam o niej dlatego, że po lekturze naszły mnie przemyślenia, które do tej pory nie dają mi spokoju.
W żaden sposób nie jest to obiektywna rzeczywistość czy faktograficzna relacja, ale manipulacja (…)
Przede wszystkim zastanawiam się, czy w naszych umysłach istnieje jeszcze coś takiego jak obiektywna rzeczywistość. Oczywiście mam na myśli obiektywność, jaką można osiągnąć, biorąc pod uwagę fakt uczestniczenia badacza w funkcjonowaniu badanego obiektu. Mediów społecznościowych używamy codziennie i do różnych celów. Dla jednych to źródło informacji, dla innych sposób na zabicie wolnego czasu. W obu przypadkach zamykani jesteśmy w naszych indywidualnych, skrojonych na miarę pudełkach, zbudowanych przy pomocy „inteligentnych” algorytmów przewidujących nasze upodobania i potrzeby. W żaden sposób nie jest to obiektywna rzeczywistość czy faktograficzna relacja, ale manipulacja zmierzająca do radykalizacji naszych przekonań i, co za tym idzie, działań w świecie rzeczywistym.
Oczywiście może nam się wydawać, że żyjemy w społeczeństwie, które wyrosło wraz z internetem, znamy więc wszystkie jego sztuczki i nie ma to dla nas większego znaczenia. Nie jesteśmy Myanmarem rzuconym na pastwę Facebooka, bez przygotowania i bez instrukcji użytkowania, co doprowadziło do najzupełniej realnej masakry w świecie rzeczywistym. Opowieść o tym, jak brak klawiatury Unicode w Myanmarze doprowadził do katastrofy i ludobójstwa, może wydawać się fascynująca, dopóki nie zaczniemy zdawać sobie sprawy z tego, że to wydarzyło się naprawdę i dotyczy żywych ludzi, nie aktorów na ekranie.
Oczywiście nasza sytuacja jest inna, ponieważ przynajmniej większość z nas rozumie, w jaki sposób funkcjonują sieci społecznościowe, zwłaszcza że większość gigantów, takich jak Facebook, Twitter czy YouTube stosuje dokładnie te same mechanizmy. Czy to jednak broni nas przed zakrzywianiem tego, jak postrzegamy świat, który nas otacza? Bardzo ciekawe wydały mi się opisy eksperymentów, przedstawionych przez Charlesa Arthura, dotyczących radykalizacji materiału przedstawianego przez inteligentne algorytmy. Badania polegały na tym, że oglądający zaczynał od dość neutralnego materiału, następnie sprawdzano, w jaki sposób algorytm stara się wymusić zainteresowanie użytkownika, podsuwając mu kolejne filmy/artykuły czy posty. Okazało się, że każdorazowo wszystkie kolejne materiały były coraz bardziej radykalne i emocjonalne, co doprowadzało do zaburzenia i zmiany postrzegania problemu, którego dotyczyły.
To ta manipulacja sprawia, że wybuchamy złością z powodu niewinnego komentarza (…)
Każdy z nas jest mniej lub bardziej przekonany o tym, że ma rację. W pewnym zakresie i do pewnego stopnia. Jesteśmy oświeceni wystarczająco, by na podstawie przedstawionych faktów móc stworzyć własną opinię i wyciągnąć wnioski. Co, jeśli jednak fakty są nie do końca faktami, a opinia nie do końca nasza, chociaż jesteśmy pewni, że jest odwrotnie? Możemy oczywiście odsiać wszystkie oczywiste bzdury i zostawić tylko to, co wydaje nam się relacją faktograficzną, najlepiej jak umiemy i zgodnie z naszą najlepszą wiedzą. Czy jednak możemy całkowicie uniknąć społecznościowej manipulacji? To ta manipulacja sprawia, że wybuchamy złością z powodu niewinnego komentarza, którego znaczenie zostało zmienione i nienaturalnie rozdmuchane przez łańcuch społecznościowy. To ta sama manipulacja, która podżega do nienawiści pomiędzy różnymi grupami, wyznaniami czy frakcjami politycznymi. To ta sama manipulacja, która sprawia, że zaczynamy postrzegać rzeczywistość przez pryzmat źle zaparkowanych samochodów, psich kup na trawnikach, demonstracji i stereotypów.
Po przeczytaniu książki spróbowałam odpowiedzieć samej sobie na pytanie o to, skąd mam pewność, że to, co wiem na temat otaczającego mnie świata, jest prawdziwe i muszę przyznać, że poległam. Starając się zrobić to tak uczciwie, jak to tylko możliwe, nie znalazłam żadnego obiektywnego argumentu dowodzącego, że mam rację. Bo wszystko, na czym bazuje moja ocena, należy do grupy przekonań i opinii. A opinię, jak wiadomo, każdy ma własną. Nie wiem, czy fakty, na których zbudowałam swoje opinie, są naprawdę faktyczne. Wydaje mi się, że tak jest, przynajmniej w najbardziej namacalnym, fizycznym zakresie. Natomiast jeśli chodzi o procesy, idee czy filozofie, sytuacja przestaje być prosta i zwiększa się prawdopodobieństwo błędu oraz manipulacji.
(…) odczułam nowo odkrytą potrzebę koncentrowania się na rzeczach ważnych (…)
Największym zagrożeniem jest to, że wraz ze wzrostem ilości informacji i zwiększającą się pulą użytkowników sieci społecznościowe mogą manipulować nami z dużo większą precyzją i mniej zauważalnie niż jeszcze kilka lat temu. Czy obudzimy się kiedyś zatem, by przetrzeć oczy i zauważyć, że nic nie jest takie, jakim nam się wydawało?
Pomimo tego, że rozważania takie prowadzą zazwyczaj do jak najbardziej realnego bólu głowy i inicjują sokratejski stan „wiem, że nic nie wiem”, uważam, że czytanie tego typu książek jest dla nas bardzo korzystne. Wybija nas bowiem choćby na chwilę z przekonania, że wiemy wszystko o Matriksie i sprawia, że odrobinę krytyczniej rozglądamy się dookoła siebie. I już taka drobna zmiana utrudnia narzucanie i zaburzanie obrazu rzeczywistości.
Po długiej sesji z historią i rozwojem sieci społecznościowych odczułam nowo odkrytą potrzebę koncentrowania się na rzeczach ważnych, zamiast dywagacji nad wszechświatem i okolicą. Skutkiem ubocznym jest również mniejsza potrzeba dyskutowania na temat moich przekonań i opinii z ludźmi z internetu. Bo gdy stykają się ze sobą ścianki naszych pudełek, każdy wkracza do debaty z radykalnym podkładem emocjonalnym, który uniemożliwia obiektywną dyskusję.
Pomimo tego, że „Social Warming…” nie jest jeszcze dostępny na polskim rynku, polecam poczytanie o skutkach społecznościowego ocieplenia w internecie, bo mam przeczucie, że termin ten stanie się bardzo popularny w nadchodzących latach. Tym zaś, którzy jeszcze nie mieli okazji zajrzeć do „Mindf*ck” Christophera Wyliego, przypominam, że świetne tłumaczenie książki oferuje niezastąpione wydawnictwo Insignis.
W sam raz na nadchodzące długie, jesienne wieczory.