Kevin Mitnick nie żyje, najlepszy haker? Na pewno najpopularniejszy
Miał zaledwie 12 lat, gdy wkręcił kierowcę autobusu, by ten zdradził mu gdzie kupić automat biletowy, w wieku zaledwie 16 lat uzyskał nieautoryzowany dostęp do sieci komputerowej firmy DEC, w 1979 roku. Skradł z niej kod źródłowy oprogramowania. Scigany przez FBI, aresztowany, osadzony, później karierę rozwijał jako ekspert od bezpieczeństwa. Więcej jego wykładów już nie usłyszymy. Zmarł na raka trzustki.
Cały internet, a szczególnie technologiczne media wręcz huczą od tej wiadomości, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę Google (czy jakąkolwiek inną) imię i nazwisko najsłynniejszego z hakerów by zobaczyć te krzyczące nagłówki informujące o jego śmierci i mnóstwo artykułów powtarzających niczym mantrę jego najsłynniejsze osiągnięcia. Nie będę powielał tamtych materiałów, bo choć wyniki jego działań, czy to cyberprzestępczych, czy też – w późniejszym okresie – w roli eksperta od cyberbezpieczeństwa mówią same za siebie, to wyróżnia się on od wielu innych mu podobnych przede wszystkim tym, że idealnie trafił w swój czas.
Gdy zaczynał w wieku 16 lat włamując się na zastrzeżone sieci firm, w Polsce nawet nie znaliśmy słowa “internet” nie mówiąc już o dostępie do globalnej sieci. Sądzę, że gdyby próbował robić to, co robił, 25 lat później nie osiągnął by tak spektakularnych rezultatów. Dlaczego? Bo społeczna świadomość bezpieczeństwa danych była na przełomie wieków znacznie większa niż pod koniec lat 70. XX wieku. Wówczas mało kto zdawał sobie sprawę czym w ogóle jest sieć komputerowa, a co dopiero co znaczy „bezpieczna sieć”.
Co zadecydowało o jego sukcesie zarówno po mrocznej, jak i jasnej stronie cyberświata? Umiejętności? Wiedza techniczna? Biegłość w programowaniu? Nic z tych rzeczy. Mitnick nie umiał programować, nawet gdy posiadł jakieś umiejętności w tym zakresie, nigdy nie był w tym biegły. Był za to sprytny, przebiegły i nad wyraz bezczelny. Nie uznawał autorytetów, a to co udawało mu się przez lata hakować, to nie tyle komputery, lecz ludzie.
To dzięki ludziom uzyskiwał dostępy tam, gdzie chciał. Zręczny manipulator, nie tyle bitami, lecz ludzkimi umysłami. Doskonale rozumiał, że jakakolwiek technologia w oderwaniu od człowieka nic nie znaczy. Zaczynał od biletów komunikacji miejskiej, później były sieci telefoniczne, komputery pojawiły się w jego życiu dopiero później. Wszystkiego używali ludzie, i to z nimi Mitnick świetnie sobie radził. Nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, gdy nazwę go ojcem socjotechniki.
Choć był w stanie wydobyć olbrzymie ilości numerów kart kredytowych czy innych danych, dających mu faktyczny dostęp do finansów całych przedsiębiorstw, nie był zainteresowany wzbogaceniem się. Dla niego hacking był niczym gra, ważne by wygrać, a nie by się obłowić.
Requiescat in pace Kevin.