iPhone 16 Pro, po przesiadce z 14 Pro
W tym roku, testując nowy line-up flagowców od Apple, na pierwszy ogień wziąłem iPhone’a 16 Pro. To o tyle ważne, że przesiadałem się z modelu 14 Pro, który nadal jako mój prywatny telefon uważam za najbardziej udany sprzed ery USB-C i zmian, które przyniosły tytanowe konstrukcje w iPhone’ach. Na ten moment nie planuję przesiadki, aczkolwiek 16 Pro po pierwszych tygodniach zaskoczył mnie w dwóch aspektach na tyle, że warto o nich tu napisać.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2024
Bateria
Zacznę od baterii, ponieważ tutaj po przesiadce widać największą różnicę w przypadku mojego użytkowania. Dwie ważne sprawy, które trzeba mieć na uwadze, czytając te przemyślenia, to, po pierwsze fakt, że kondycja ogniwa w modelu 14 Pro w chwili pisania tego tekstu wynosi 90%. Druga to fakt przeskoku generacyjnego (i to znacznego) pomiędzy A14 Bionic a A16 Pro. I to widać nie tylko w prędkość reakcji telefonu, ale także i przede wszystkim w sposobie zarządzania energią. Zwłaszcza w trakcie podróży i zwłaszcza gdy urządzenie przełącza się pomiędzy różnego rodzaju sieciami (3G, LTE, 5G).
Model 14 Pro, odłączony od ładowarki około 8:30 rano, przy normalnym użytkowaniu (które każdy definiuje inaczej, więc pamiętajmy także tutaj o zachowaniu zdrowego dystansu) około godziny 16:30 miał mniej więcej 20% baterii. Model 16 Pro kończy dzień bez ładowania, około 22:00–23:00 z wynikiem 35–30% baterii. To przepaść. Przynajmniej dla mnie i spodziewam się, że gdy w okolicach stycznia przeskoczę z modelu 16 Pro na testowego 16 Plusa, to wynik będzie totalnie absurdalny.
Czy to mnie zaskoczyło? Powiem szczerze, że tak. W przypadku testów 15 Pro nie było mowy o takich wynikach. Dodatkowo telefon mocno się przegrzewał, a 16 Pro tylko raz udało mi się zagotować i to prawdopodobnie z winy niestabilności iOS 18.0. To jeszcze krótko o tym, jak do tego doszło. Otóż gdy przywracamy kopię zapasową, nawet z lokalnego backupu (co rekomenduję i stosuję od lat), to z niewiadomej przyczyny nie przenoszą się pobrane do trybu offline playlisty w Apple Music i te ściągnięte na watchOS. W obu miejscach się kasują. To błąd raportowany i zgłaszany od lat do Apple. Nadal niepoprawiony. Rozwiązanie? Trzeba sobie ręcznie jeszcze raz zaznaczyć, co telefon ma pobrać do trybu offline i najlepiej to zrobić w obu miejscach przed nocą. Tak też zrobiłem. Efekt? Łącznie do pobrania było 4700 utworów w obu miejscach. Telefon zaczął je pobierać w jakości Lossless na łączu światłowodowym, po czym się zagotował. Po prostu się wyłączył z przegrzania.
Po ostudzeniu dokończył proces i sytuacja z żadnym przegrzewaniem się już się nie zdarzyła. 15 Pro miał z tym problem non stop, więc na razie uznaję to za jednostkowe zdarzenie, choć strach pomyśleć, co może zrobić Apple Intelligence z 16 Pro, ale przecież – „do niej został stworzony”. Zobaczymy niebawem.
Waga, czyli prototyp kontra finalny produkt
Druga obserwacja, dość specyficzna, z czego zdaję sobie sprawę, dotyczy wagi urządzenia. To jest cięższe niż model 15 Pro, ale nadal lżejsze od 14 Pro. Żeby było jasne – należę do grupy tych osób, które nie mogą zrozumieć, dlaczego Apple porzuciło genialne wykończenie z prawdziwej stali nierdzewnej na rzecz aluminium pokrytego 2 mm warstwą tytanu. Odbierając tym samym produktowi z segmentu premium tożsamość. Ale cóż, jest jak jest, a na ten temat napiszę więcej w kolejnym wydaniu iMagazine, ponieważ w przypadku Apple Watcha Serii 10. z tytanu możemy mieć do czynienia z tak samo wielkim nieporozumieniem, co z tkaniną FineWoven.
Ale o tym nie dziś.
Wracając do iPhone’a, a dokładniej do modelu 15 Pro. Powiem tak – na tle 16 Pro i poprzednich modeli nie mogę pozbyć się wrażenia, że trzymam w ręce prototyp, a nie finalny produkt. Waga 16 Pro nadal nie jest idealna. Jest dla mnie za lekki, ale obecnie jestem w stanie ten kompromis pomiędzy 14 Pro a 16 Pro zaakceptować. 15 Pro w ręku leży jak zabawka. I to nie jest tylko moje spostrzeżenie, ale wielu recenzentów zwróciło na ten psychologiczny efekt uwagę. To niesamowicie dziwne i mam nadzieję, że Apple wyciągnie na przyszłość wnioski i przestanie odchudzać produkty premium. Przynajmniej tego bym sobie życzył.
Tak samo, jak chętniej zobaczyłbym iPhone’a bez żadnego portu niż kolejny model z dodatkowym przyciskiem lub jakkolwiek Apple chce to teraz nazywać, który na koniec dnia wyłączyłem, ponieważ jego użytkowanie jest w każdym scenariuszu bardziej uciążliwe niż użycie ekranu, jak do tej pory.
A może się starzeję?
Po więcej zapraszam do jednego z ostatnich odcinków mojego podcastu. Bo czemu nie?