Fitbit Blaze – pierwsze wrażenia
Wiosna nastała. Czas, tym bardziej po świętach, aby ruszyć się i zrzucić parę zbędnych kilogramów, które przybyły nam od siedzenia za stołem. Dobrym motywatorem będzie najnowszy zegarek od Fitbita – Blaze.
Fitbit Blaze został zaprezentowany podczas ostatnich targów CES w Las Vegas. Z miejsca wywołał spore zamieszanie i zainteresowanie, zarówno mediów jak i zwykłych użytkowników. Jak go tylko zobaczyłem, od razu chciałem przetestować, bo Fitbit przedstawił nowe spojrzenie, a może odmienne od panującego na rynku, dotyczące smart zegarków. Fitbit nie ukrywa, że Blaze nie jest pełnoprawnym smartzegarkiem, tylko jest “smart fitness watch”. I tu jest sedno sprawy.
Fitbit Blaze nie udaje kolejnego smartzegarka, który założony na nasz nadgarstek jest…zewnętrznym ekranem naszego telefonu. Fitbit Blaze koncentruje się na naszej aktywności fizycznej dodając podstawowe funkcje “smart”, czyli powiadomienia. I to też nie wszystkie. Chwała mu za to.
Niedawno zrobiłem sobie rachunek sumienia odnośnie tego, do czego używam Apple Watch. Podzieliłem się swoimi rozterkami z Wami w artykule. Niewiele się od tego czasu zmieniło. Nadal uważam, że największą wadą Apple Watch jest jego bateria i prędkość działania, a najbardziej “smart funkcją” jakiej używam jest… minutnik. Bo reszta zwyczajnie irytuje mnie swoją prędkością działania.
O ile w kwestii baterii, mogę od razu powiedzieć, że Blaze bije na głowę Apple Watch, wytrzymując deklarowane przez producenta 4-5 dni, to w wypadku prędkości działania ciężko porównywać oba urządzenia. W Blaze nie znajdziemy “aplikacji”, poza jedną dodatkową, czyli FitStar. Reszta to zegarek wzbogacony o funkcje fitnesowe. Oczywiście z wbudowanym pulsometrem.
Używam go codziennie i wręcz zapominam, że go noszę. Jest wygodny, ale co najważniejsze, sam rozpoznaje co robię, podobnie jak to miało miejsce z opaską Charge HR. Sam wie kiedy chodzę, kiedy biegam, a kiedy np. gram w tenisa. Sam wie kiedy kładę się spać i monitoruje mój sen. Wszystko automatycznie, bez uciążliwego włączania funkcji ręcznie. Tak jak to sobie wyobrażam i to jest to czego oczekuję od tego typu urządzeń – nie chcę być niewolnikiem urządzenia, chcę aby urządzenie mnie wspierało.
Wygląd jest dyskusyjny. Jednym może się podobać, innym nie. Ja mam mieszane uczucia. Można, podobnie jak w Apple Watch, w miarę wygodnie i szybko zmieniać paski, które są dostępne w sprzedaży w cenie od 149 PLN do 649 PLN. Sam Fitbit Blaze dostępny jest w cenie 1049 PLN. Zarówno paski jak i zegarek znajdziecie np. w iSpot.
Pełną recenzję znajdziecie w zbliżającym się już za kilka dni, kwietniowym wydaniu iMagazine. Póki co, zapraszam do komentarzy i zadawania pytań, na które mam nadzieję uda mi się odpowiedzieć w tekście w magazynie.
Komentarze: 4
W porównaniu do Surge Twoim zdaniem wypada lepiej?
Surge nie testowałem. To jednak dwa różne urządzenia. Surge jest bardziej sportowy, Blaze casualowy. Surge ma GPS wbudowany, Blaze nie.
Czy zaobserowaleś opisywane w sieci (np. na Techradar) problemy z responsywnoscią ekranu dotykowego? Inaczej, czy rzeczywiście nie zawsze reaguje na tąpnięcia?
Nie, nie zaobserwowałem takich problemów. Jest bardzo responsywny