Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu E-muzyka i ludzie jak dinozaury

E-muzyka i ludzie jak dinozaury

3
Dodane: 8 lat temu

Inspiracją do napisania tego tekstu stały się słowa Norberta z jego sprawozdania z prezentacji nowych sprzętów Yamahy w Mediolanie w czerwcu 2016 roku, zamieszczonego w sierpniowym numerze iMagazine. Norbert postawił pytanie dotyczące nowego fortepianu Yamaha: „Kiedy automatyczny fortepian po raz pierwszy wygra Konkurs Chopinowski”. Chodzi o Disklavier Enspire Yamahy, pełnowartościowy fortepian koncertowy, który może mieć w swojej pamięci zapisane tysiące utworów odgrywanych przez niego samego i podobno „w 100% oddaje sposób grania danego muzyka”.

Nie byłabym jednak sobą, gdybym na fortepianie poprzestała. Taki inteligentny fortepian to nie tylko dla mnie zachęta, by popatrzeć w przeszłość mechanicznych instrumentów muzycznych, ale również w przyszłość muzyki.

Taki fortepian od Yamahy to prawdziwy technologiczny cud. Jak czytam w oficjalnych materiałach, ma dostęp do ponad 600 piosenek i ponad 6000 wykonań (oryg. performances), które można na niego ściągnąć ze sklepu online Yamahy. Dostępne są też streamingi video i audio, chwalą się występami na Monterey Jazz Festival czy koncertem Eltona Johna. Odbiór jest podwójny: na telewizorze oglądasz koncert, fortepian odtwarza grę artysty – klawisze się wciskają, pedały poruszają. Najdrobniejsze szczegóły wykonania są oddane przez instrument, włącznie z dynamiką (natężenie głośności, od najcichszego piano, po najgłośniejsze fortissimo) czy agogiką (obrane przez wykonawców tempo, zwolnienia, przyspieszenia w trakcie gry itd.).

Norbert rozważał pedagogiczne zastosowanie takiego instrumentu, a ja się nad tym w ogóle nie zastanawiam. Fantastycznie, że można dosłownie zobaczyć, jak dany artysta wykonuje utwór, ale czy właśnie o to chodzi w procesie kształcenia młodego muzyka, by nauczyć się interpretować jak ktoś inny? Czy może warto szukać własnej ścieżki? No tak, stawiam pytania, ale przypominam sobie moich profesorów instrumentów czy teorii muzyki, którzy narzekali, że gdy uzdolniony skrzypek, dajmy na to Adam Nowak, dostaje do przygotowania koncert Vivaldiego, to obsłuchuje się z nagraniami i efekt jest taki, że koncert wykonuje nie Nowak, ale Nowak w stylu Yehudi Menuhina czy Nigela Kennedy’ego1. Nie rozstrzygnę tego dylematu, przychylam się jednak do stwierdzenia, że to nie jest pomoc dydaktyczna w szkołach muzycznych, ale funkcjonalność fajna dla amatorów, dla których zagranie kawałka jak Leszek Możdżer jest drzazgą na ambicji.

Wracając do historii. Taki instrument już był. No może niezupełnie taki, bo Yamaha by się chyba okrutnie obraziła i jeszcze sądem postraszyła. Idea była podobna. Nazywało się to pianola, a było to po prostu samogrające pianino. „Działało” na papierowe perforowane rolki, które wprawiały w ruch połączone z nim klawisze i pedały. Na tych rolkach, jak można sobie wyobrazić, zaprogramowano utwór muzyczny wykonywany przez pianolę na żądanie. Co ciekawe, programowany utwór był po prostu zapisem interpretacji konkretnego artysty. Dużo tu zbieżności z najbardziej zaawansowanym fortepianem Yamahy, aż strach się bać! A teraz uwaga: pianole swój gorący okres przeżyły na przełomie XIX i XX wieku, ale w dwudziestoleciu międzywojennym, w związku z upowszechnieniem się znacznie tańszego i prostszego w obsłudze sprzętu grającego, zaliczyły silny spadek sprzedaży.

Nic nie prognozuję fortepianowi Yamahy, gdzieżbym śmiała, ale jakoś tak dziwnie wydaje mi się, że to niszowy sprzęt, powodujący raczej wzruszenie ramionami niż szczery zachwyt środowiska. Ale może się mylę. Czy taka e-pianola wygra Konkurs Chopinowski, jak pytał Norbert? Tu znowu wątpię, bo w konkursach stawia się nie tylko na wierność zapisowi nutowemu, ale także na oryginalność interpretacji. Celem jest odkrycie autentycznego artysty, a nie potwierdzenie umiejętności perfekcyjnego odtworzenia czyjejś gry, czyli, krótko mówiąc, doskonałego małpowania. Disklavier Enspire zatem w mojej opinii w konkursie odpadnie z komentarzem: „gdzieś to już słyszeliśmy”. Kto jednak wie, co dadzą nam kolejne generacje takich instrumentów? Duszę, może właśnie duszę i emocje wleją w mechanizm?

Idźmy w przyszłość. Pisałam już w Smartkulturze o kreatywnej sztucznej inteligencji, która w pewnym momencie być może zastąpi artystów. Wyobrażam sobie, że wkrótce fortepian Yamahy zostanie wyposażony w sztuczną inteligencję. Ściągnie się do jego pamięci zylion różnych interpretacji literatury na fortepian, od Bacha, przez Chopina, po Paderewskiego i Możdżera. Inteligentny fortepian je sobie przeanalizuje i na podstawie lajków, które w mediach społecznościowych my, słuchacze, daliśmy poszczególnym interpretacjom, uzyska cechy, które powinno mieć idealne wykonanie danego utworu. Takie, które chwyci za serce, poruszy trzewia w najgłębszych partiach, tak bardzo dotknie, że nie damy wiary, iż to grała maszyna, nie człowiek. O, taką Yamahę chciałabym usłyszeć!

Dlaczego właśnie Yamahę, choć niemal wydrwiłam nieco wcześniej flagowy instrument tego producenta? Mam z nim osobisty układ od 1990 roku. Wtedy to bowiem w samym środku wakacji moja mama wróciła z pierwszego tournée z orkiestrą po Japonii. W drodze z lotniska powiedziałam jej dumna z siebie, że zostałam przyjęta do średniej szkoły muzycznej, a mama w odpowiedzi wyciągnęła z bagażu podręcznego najpiękniejszą rzecz, jaką w życiu dostałam: flet Yamahy, kupiony poprzedniego dnia w wielkim sklepie firmowym w Tokio. Zanim opanowałam ten instrument, minął co najmniej rok – o dętych mówi się, że trzeba je „przedmuchać”2. Dopiero jednak po dłuższym czasie byłam w stanie w wydobywanych dźwiękach zamieścić emocje, przekazać moje rozumienie utworu, czy była to sonata J.S. Bacha, czy ragtime’y S. Joplina.

Zazdrość we mnie wzbiera na myśl, że taki super inteligentny fortepian Yamahy potrzebowałby ułamek sekundy na to samo, na co ja pracowałam latami3. Zazdrość i pokora. Bo znaczyłoby to wyłącznie tyle, że jesteśmy gatunkiem schyłkowym, ułomni ludzie wobec potężnych maszyn. Takie dinozaury. Ale… ale czy maszyny poradziłyby sobie bez nas? No ale czy ludzie sobie poradzili bez dinozaurów?

Pianola-hero

  1. No dobra, Kennedy jest niepodrabialny.
  2. Myślcie sobie, co chcecie; ja wiem, co mam na myśli.
  3. Dobra, ułamek sekundy, o ile dostanie wystarczająco dobry procesor

Anna Gabryś

Byłam flecistką, wydawczynią, historyczką, muzealniczką. Jestem IT PM. Nie wiem, kim jeszcze zostanę. #piszęSobie #smartkultura #polszczyzna

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 3

Nie widziałam Ex Machina, nie mogę się odnieść. Ale AI to była moja również pierwsza myśl i, jak widzisz, w tym kierunku wybiegłam w przyszłość :)