„Think different” to już nie to samo
Jest mi przykro. Autentycznie. Po ludzku. Nie dlatego, że Apple się kończy, jak to rozpisują się co poniektórzy. Apple pod rządami Tima Cooka powoli i zgodnie z długofalową strategią zmienią się z firmy kilku produktów w istny kalejdoskop.
iPhone Pro bez gniazda Jack
W tym tygodniu przecieki z rynku chińskich producentów akcesoriów, zdają się ostatecznie potwierdzać, że w tym roku zobaczymy w ofercie Apple iPhone’a pozbawionego gniazda słuchawkowego typu miniJack.
Nie będzie to iPhone 7 i 7 Plus, ponieważ, moim zdaniem, Apple zaprezentuje w 2016 roku, trzy nowe modele iPhone’a. iPhone Pro będzie dostępny w dwóch rozmiarach (tak jak obecna generacja) przy czym ten większy otrzyma podwójną kamerę i lepsze parametry techniczne. Oba będą jednak pozbawione wspomnianego gniazda miniJack. Do tego Apple może pokazać iPhone’a 7 w rozmiarze obecnego modelu 6S, z gniazdem słuchawkowym, nieco zmienionym wyglądem obudowy i w nowych odcieniach anodyzowanego aluminium.
Czeka nas więc prawdopodobnie następująca aktualizacja portfolio, w którym na jesieni, będą dostępne modele iPhone: 6, 6 Plus, 6S, 6S Plus, SE, 7 oraz Pro w dwóch rozmiarach. Łącznie: osiem modeli jednego urządzenia. 5S powinien zniknąć z oferty, choć nigdy nie wiadomo.
Portfolio iPhone rozciągnie się więc do takiej skali, jak to się stało w przypadku iPada. Już nie wspominając o tym, że Apple nadal sprzedaje trzynastocalowego MacBooka Pro z napędem optycznym, bez ekranu Retina. W cenie o tysiąc złotych niższej niż ich najnowszy model MacBooka.
Tabela Steve’a i tabele Tima
Kiedy przechodziłem z PC-tów na Maki, Apple było firmą, która dźwignęła się z gruzów. Między innymi dzięki jednej z najlepszych decyzji biznesowych dekady, którą podjął Steve Jobs, a która polegała na maksymalnym ograniczeniu gamy oferowanych produktów. Były komputery Pro dla profesjonalistów, MacBooki dla studentów i zwykłych użytkowników, iMaki i iPod. Oczywiście, każda z tych kategorii produktów miała kilka modeli. Kilka to nie jednak kilkadziesiąt.
Dziś mam naprawdę coraz większy problem w sytuacjach, gdy znajomi pytają mnie: „No dobrze Krzysiek, to który z tych magicznych komputerów będzie dla mnie odpowiedni?”. Zadanie pytania o to, do czego dana osoba chce go wykorzystać — przestało wystarczać. Zaraz bowiem pojawia się — całkiem uzasadnione, kolejne: „No ale czy to się różni od tego, o którym mówiłeś przed chwilą? Są takie same”.
Apple Steve’a Jobsa nigdy już nie wróci. I dobrze, bo to by zabiło firmę w obecnych czasach. Apple Tima Cooka osiąga wyniki niewyobrażalne wcześniej. W pierwszym i drugim w grę wchodzą liczby. Dawniej – mniej znaczyło więcej, teraz wydaje się, że więcej ma znaczyć jeszcze więcej. Dla mnie jest odwrotnie, ponieważ nadgryziona firma zaczyna być powoli uciążliwa dla jej potencjalnych klientów.
Nie da się już wejść do Apple Store czy salonu APR (tym bardziej tam) i dokonać wyboru idealnego dla siebie sprzętu w kilkudziesiąt minut. Nawet po rozmowie z wykwalifikowanym sprzedawcą. Dlaczego? Bo nawet sprzedawcy się w tym wszystkim zaczęli gubić. Nic dziwnego, skoro różnice w cenie oscylują w granicach kilkuset złotych, a nierzadko stoją za nimi ogromne różnice w zastosowaniu danego sprzętu czy jego wydajności. Klient nie ma obowiązku się na tym znać.
Kup najnowsze, będziesz zadowolony
Dominik Łada wspomniał w tygodniu w swoim tekście o przypadku rzekomej zmiany biegunowości magnesów w Smart Coverach przeznaczonych dla nowego mniejszego (plus tysiąc innych przymiotników) iPada Pro. Dzięki temu Apple ma wymuszać na klientach kupno nowego akcesorium, ponieważ to samo pasujące do iPada Air 2 (plus tysiąc innych przymiotników) jest bezużyteczne. Magnesy odpychają je od ekranu urządzenia. Wojtek doprecyzował temat, twierdząc, że magnesy nie mają zmienionej biegunowości, tylko „po prostu są na tyle daleko, że odpychają się przez boczne powierzchnie” oraz zwracając uwagę na „ciut inny design” nowego Smart Covera.
Nie chcę tłumaczyć sobie tego Excelem, ekonomią czy umiejscowieniem Smart Connectora. Bez jaj. Dla mnie to czysto biznesowe zagranie ze strony Apple, którego nie akceptuję. Spójrzcie na wymiary obu urządzeń. Pierwszym rzutem oka na nie. Czy klient wpadnie na to, że kant urządzenia, umiejscowienie jakiegoś złącza czy inna cecha, wymuszą na nim kupno identycznego z wyglądu akcesorium? Nie. Czy czuję się oszukany? Nie, taki jest rynek. Czuję się zdradzony. Zdradzony przez firmę, która była synonimem prostoty i ładu, w których zamknięta była wielka moc i możliwości.
Teraz możliwości są dziesiątki, prostoty coraz bardziej brakuje, za to ilość dodatkowych przejściówek i pierdół – za jedyne kilkaset złotych od sztuki – rośnie wykładniczo. Z każdą, kolejną generacją iPada, iPhone’a czy MacBooka. I wiecie co? Miliony osób na całym świecie kupią przejściówkę Lightning — miniJack ze wbudowanym sterowaniem głośnością i drugim protem Lightning, aby można było robić to, co dziś — czyli ładować iPhone’a i słuchać muzyki za pomocą zwykłych przewodowych słuchawek. To dla mnie jednak nie znaczy nic.
Czas i czasy
Apple to prostota, która oszczędza nasz czas. Takie Apple znam, wybrałem i takiego chcę używać. Takie Apple jednak znika. Nieuchronnie. Tim Cook jest świetnym CEO, który z precyzją zegarmistrza potrafi generować irracjonalne przychody. To jednak nie za przychodami idą ludzie, a za tym, co jest „sexy”.
Jedynym produktem w ofercie Apple, który jest dziś „sexy” jest nowy MacBook. Wszystko inne (łącznie z Apple Watchem) już było. Czy w związku z tym sprzedaż może spaść? Nie, ponieważ firma z Cupertino wniknęła w tak wiele obszarów życia jej klientów, że „sexy” produkty przestały być dla nich ważne. Szukają nowości, szybkości działania, nowych rozwiązań biznesowych.
To wszystko da im Apple w najbliższych latach. Tylko to już nie będą Ci sami, wierni klienci nadgryzionego jabłka, którzy potrafili wydać obrzydliwie duże pieniądze na sprzęt, który parametrami obiegał od konkurencji. Miał jednak w sobie „to coś”. Był poza konkurencją. Teraz jeden produkt Apple ma kilku młodszych i starszych braci, z którymi musi konkurować o moją uwagę.
Tym zaś jestem zmęczony. I być może to są problemy pierwszego świata, ale tęsknię za firmą, którą wybrałem ładnych parę lat temu tylko dlatego, że miała jedną odpowiedź na wszystkie moje „ale”. Teraz to ja mam więcej „ale” niż „chcę”.
Komentarze: 1
Nie za bardzo widzę miejsce do zgłaszania literówek ale “… ze wbudowanym sterowaniem głośnością i drugim _protem_ Lightning…” :) pozdrawiam.
Sam artykuł ciekawy, mam podobne odczucia jak autor choć jestem użytkownikiem tylko pare lat.