A gdybym tak rzucił wszystko i wyjechał?
W ostatnich wydaniach Weekly pisałem o swoim setupie oraz dokładniej o tym, jak organizuję sobie pracę w OS X za pomocą Spaces. Wspominałem wtedy, że każdy setup należy dostosować do sytuacji, w której człowiek się znajduje, oraz że mój pasuje mi, ale teraz. A gdybym tak rzucił wszystko i wyjechał?
Część z Was wie, że uwielbiam podróżować i odkrywać nowe miejsca. Zakochałem się w Rzymie – najpiękniejszym mieście, w którym kiedykolwiek byłem. Klimat tego miejsca jest niesamowicie trudny do opisania, ale to właśnie on – otaczający nas z każdej strony, wydobywający się z murów, które pamiętają inne cywilizacje i społeczeństwa – jest podstawą tego zadurzenia. Mógłbym tam mieszkać, pod warunkiem, że miałbym odpowiednie lokum, z dużym tarasem, pięknym widokiem, w rejonie starego Rzymu lub Trastevere – to moje jedyne wymagania. Skromne prawda?
Niedawno mieliśmy okazję odwiedzić Karaiby i cudowną Martynikę – to wyspa niemalże idealna dla mnie. Przez cały rok jest piękna pogoda ze stałą temperaturą, nie ma tłumów turystów, lokalna ludność jest przemiła, a do najbliższego Apple Store’a w USA jest rzut beretem (z cegłówką w środku). Gdybym tutaj mieszkał, to również miałbym pewne wymagania. Chciałbym mieć niewielki domek, z dużym tarasem i (opcjonalnie) niewielkim basenem. Piękny widok na morze jest oczywiście obowiązkowy – mógłbym wrzucać wtedy jeszcze więcej ogromnych tęcz, które tam prawie codziennie dają pokaz na niebie.
W każdym z tych miejsc, zapewne zależnie od wykonywanej pracy (lub jej braku w przypadku wygranej w totka), dobrałbym sobie inny zestaw urządzeń. Ostatnio jednak rozmawiałem z Iwoną dosyć długo o tym, aby sprzedać wszystko, co mamy i wyjechać w podróż dookoła świata. Marzyliśmy sobie o tym, jak do końca naszych dni gonilibyśmy lato dookoła kuli ziemskiej, zatrzymując się za każdym razem w innym miejscu. Tempo oczywiście byłoby powolne – nie przepadamy za częstą i męczącą zmianą miejsca pobytu. Miesiąc tu. Dwa tygodnie tam… Naturalnie, rozmarzyłem się i zacząłem zastanawiać się, jaki setup byłyby dla mnie najbardziej odpowiedni w takiej sytuacji.
Vlogi?
Padł pomysł, że każdy dzień naszej podróży życia dokumentowalibyśmy w formie krótkich, codziennych vlogów. Jako że prawdopodobnie nie zdecydowałbym się na kręcenie wszystkiego za pomocą iPhone’a lub innego smartfona – dźwięk z niego jest niewystarczająco dobry – to skończyłoby się na MacBook Pro 15″ z największym możliwym SSD oraz kontem w chmurze z dużą przestrzenią na archiwum filmów. Do kompletu na pewno wziąłbym iPhone’a 6S (lub aktualnie dostępny model) i być może iPada Mini 4 128 GB LTE. Musiałbym mieć też jakiś aparat do kręcenia wideo w 4K o niewielkich rozmiarach. Może ten nowy Sony z absurdalną ceną i jeszcze bardziej absurdalnym zoomem?
Jednocześnie kusi opcja zupełnego odstawienia komputera i zastąpienia go w całości iPadem Pro 12,9″ z iMovie oraz iPhone’em z mikrofonem tego typu. Tylko co zrobić, jak Apple zrezygnuje z miniJack? Oczywiście zastąpić go Zoomem iQ6.
Aparat czy iPhone?
Zastanawiałem się też, czy nie zrezygnować całkowicie z lustrzanki lub aparatów typu mirrorless i przerzucić się do fotografii w stu procentach na sprzęty mobilne, typu iPhone lub coś innego. Możliwości smartfonów są oczywiście mniejsze, a jakość końcowa gorsza, ale dzisiaj oferują zaskakująco dużo. Do kompletu można oczywiście dokupić wysokiej jakości konwertery jak te od Moment. Ten zestaw szkieł, z akcesoriami, kosztuje zaledwie około 500 dolarów – tyle, co drugi iPhone, na przykład SE, jako backup… Ech…
#iPadOnly
Realnie, gdybyśmy kiedyś w życiu mieli możliwość spełnienia tego marzenia o rzuceniu wszystkim i gdybym nie bawił się we vlogowanie, bo prawdopodobnie nie miałbym czasu na montaż – byłbym zbyt zajęty plażowaniem, zdecydowałbym się na inny zestaw:
- iPhone 6S (lub nowszy)
- iPad Pro 9,7″ (lub nowszy)
- Kindle Voyage
To wszystko. Nic więcej. Całkowity minimalizm. Niestety, wadą tego rozwiązania jest brak pełnej klawiatury, ale być może przyzwyczaiłbym się do mniejszej wersji Smart Keyboard.
A może #MacOnly?
Alternatywą byłoby zastąpienie iPada MacBookiem Pro 13″, który wydaje się najlepszym kompromisem między mobilnością a wydajnością. Oczywiście z 1 TB SSD. Chociaż nie ukrywam, że 12” MacBook też kusi… Poza tym jest coś w klawiaturach MacBookowych, co powoduje, że po prostu lubię usiąść przed nią i zacząć pisać, a ta w Pro 13″ sprawia mi zaskakująco dużo przyjemności.
Czy to nam się nie znudzi?
Wracając do naszej rodzinnej dyskusji o marzeniach… pojawił się wątek o tym, jak szybko znudziłoby się nam takie przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Niestety, niewykluczone jest, że szybciej niż nam się zdaje. To właśnie stąd wziął się pomysł na vlogowanie – to cel i zajęcie, które prawdopodobnie dawałoby nam sporą dozę radości i motywowało do odwiedzania coraz to ciekawszych i jeszcze nieznanych miejsc, aby pokazać je światu. Gdyby tak to miało wyglądać – zwiedzanie od rana do popołudnia i montaż wieczorem – to prawdopodobnie poszedłbym z duchem czasu i spróbował zrezygnować z tradycyjnych komputerów. Po długim namyśle uznałem, że mój podróżniczy setup wyglądałby tak:
- iPhone 6S – aparat i kamera wideo,
- zestaw obiektywów od Moment,
- mikrofon do vlogowania,
- iPad Pro 9,7″ 256 GB LTE – służyłby do montażu i internetu,
- duży powerbank,
- miejsce w chmurze do archiwizacji filmów i ewentualnie NAS u szwagierki jako dodatkowy backup,
Bardzo chciałbym do tego zestawu dołączyć jeszcze jakiegoś DJI Phantoma do zdjęć i filmów z nieba, ale obawiam się, że odechciałoby mi się podróżowanie z nim – zajmuje jednak sporo miejsca.
Sprzęt sprzętem, ale najważniejsze w życiu są marzenia. Najlepiej takie nieosiągalne, aby do nich dążyć. Aby zawsze mieć cel przed sobą i robić wszystko, aby go wypracować. Jeśli przypadkiem Wam się to uda, to warto też mieć backupowe marzenie, z pozoru jeszcze bardziej nieosiągalne. Nie zaszkodzi też znaleźć sobie zajęcie w życiu, które daje nie tylko ogromną radość, ale również pieniądze. Nie „duże” pieniądze. Po prostu „wystarczające”. Dla mnie tym miejscem jest iMagazine – poświęcam mu większość dnia i nie żałuję ani jednej chwili. Jest dla mnie przyjemnością, a nie obowiązkiem. Bonusem – ogromnym – jest okazja do współpracy z cudowną ekipą ludzi. Jak jednak zauważyliście, postawiłem przed sobą inny cel. Być może kiedyś uda się go zrealizować, a być może będę już na niego za stary. Niezależnie od tego codziennie o nim myślę i codziennie staram się wykonać jakiś niewielki krok, aby się do niego zbliżyć.
Spełnienia marzeń!