Mastodon

R.I.P.*

15
Dodane: 14 lat temu

Ostatnimi czasy, nachodzi mnie wiele refleksji, związanych ze zmianami zachodzącymi w sposobie użytkowania komputerów. Taki Web Developing chociażby. Kiedyś, by powiesić w Internecie stronę WWW, potrzebna była określona wiedza. HTML, PHP, Flash. Wraz z popularyzacją Internetu, na pomoc użytkownikom ruszyły edytory WYSIWYG (What You See Is What You Get), jednak nadal trzeba było mieć jakieś podstawy merytoryczne. Oczywiście, generowanie kodu stało się łatwiejsze, jednak nadal trzeba było umieć przygotować lekką grafikę, przemyśleć układ tak, by strona była przejrzysta i łatwa w użytkowaniu. Do projektowania moich stron, przez całe lata służył mi wiernie NvU, powstały w ramach opensourcowego projektu, dostępny dla wszystkich platform sprzętowych.

Wraz z pojawieniem się OSX i jego ciągłym, dynamicznym rozwojem, wraz z upowszechnianiem się filozofii “łatwo, miło i przyjamnie” i ewolucją samego Internetu, narzędzia do tworzenia WWW stały się bardziej intuicyjne, prostsze, wymagały coraz mniej interwencji ze strony użytkownika. Kod zaczął pisać się sam, generowany automatycznie. Tak samo prosto można wygenerować grafikę – programy typu Picturesque (dostępny w bundle z poprzedniej edycji MacHeist), dodają efekty lustra, cienia, obrotu automatycznie, przy pomocy jednego kliknięcia. Już nie potrzeba dogłębnej znajomości Photoshopa, czy innego programu graficznego. Wystarczy zaznaczyć pożądaną opcję i wygenerowane zostaną lekkie webowe obrazki, internetowe albumy czy flashowe animacje.

Ale to wciąż nie wszystko. Kluczowym zadaniem, postawionym przed programami do tworzenia stron stała się łatwość dodawania, aktualizowania treści. Hektyczny tryb życia sprawia, że oczekujemy możliwości updatowania strony szybko, prosto i z każdego miejsca na ziemi. Nie zawsze możemy skorzystać z własnego programu i komputera. Do tego trzeba mieć wykupiony hosting i domenę – a przecież można szybciej, łatwiej.

W tą niszę wkroczyły serwisy blogowe. I rzeczywiście stało się łatwiej. Blogger od Google, WordPress, Jogger, rodzimy blog.pl, OnetBlog – wszystko co stało się potrzebne to przeglądarka internetowa. Wystarczy założyć konto w którymś z wymienionych serwisów i już jesteśmy właścicielami strony z darmowym hostingiem i domeną. Właśnie to, stało się przyczynkiem do powstania pokolenia WEB 2.0. Potem dołączyły do nich serwisy społecznościowe i mikroblogi. Teraz można powiedzieć: “Ja mam strone na Facebook’u!”, “Moja strona jest na Twitterze.”, “A moja na Blipie”. Zresztą, po co się ograniczać? Strony można mieć wszędzie!

Kiedyś, firma chcąca oferować swoje usługi w Internecie, musiała liczyć się z całkiem pokaźnymi kosztami zamówienia strony u WebDevelopera. Tworzenie strony było poważną sprawą. Dziś nawet banki reklamują proste generatory, by “pomóc” swoim klientom efektywnie reklamować swoje usługi. Koszt takiego programu, to raptem 40 funtów. Ile więc za zrobienie strony może zarządać WebDeveloper?

Oczywiście można argumentować, że strona zrobiona przez profesjonalistę, będzie znacznie lepszej jakości. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że przedsiębiorcy nie koniecznie rozumieją pojęcie “jakości strony”, zgodności kodu, lepszej wartości marketingowej. Dla przedsiębiorcy wkraczającego na rynek, owa gadanina to “czarna magia”, powodująca niepotrzebną konfudację. Po co to wszystko – przecież można łatwiej? A przede wszystkim taniej!

Już teraz, część bardziej zorientowanych “biznesmenów”, z powodzeniem używa gotowych szablonów blogowych, do tworzenia firmowych stron. WordPress, Blogger, oferują im możliwości taniej reklamy i ograniczenia kosztów z tym związanych. Również szkoły i instytucje publiczne coraz chętniej korzystają z gotowych szablonów. Szkolny Webmaster nie potrzebuje skomplikowanej, informatycznej wiedzy. Dostaje tekst, wkleja go w ramkę, klika “opublikuj” i gotowe!

Do tego zintegrowane pluginy, których instalacja polega na kliknięciu w link. Praktycznie bez żadnych kosztów, można skonstruować system reklamowy w oparciu o WordPress, Twittera, Blipa i Facebooka. Informacje we wszystkich serwisach będą pojawiać się symultanicznie. Czy potrzebna jest do tego skomplikowana wiedza? Nie! Wystarczy wiedza, że jest to możliwe. Reszta to instrukcje krok po kroku.

Jaka przyszłość czeka więc WebDevelopera? Czy już niedługo będzie to tak samo martwy zawód jak serwisant komputerowy, którego rola ogranicza się praktycznie do przyjęcia sprzętu, zlokalizowania usterki i wymianie komputera na nowy, bo koszty naprawy są zbyt wysokie?

Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że już niedługo, zawodowi WebDevelopera będziemy mogli powiedzieć R.I.P. – *”Spoczywaj w pokoju”. Wieść o tanich programach niesie się między przedsiębiorcami, uczą się oni korzystania z dobrodziejstw współczesnego Internetu. W dzisiejszych czasach, gdy każdy z nas w domu tworzy własne filmy, kalendarze, albumy ze zdjęciami i strony, dni developerów wydają się być policzone.

Zwłaszcza, że nawet nasze strony uaktualniamy z komórki, załączamy zdjęcia i przy pomocy jednego kliknięcia w ekran, przedstawiamy światu. Może z czasem, pojawi się nowy zawód – doradca webowy. Jeśli nie będziemy mogli się zdecydować, przeprowadzi badanie rynku i przedstawi na wykresach, które skórki najlepiej posłużą naszej stronie.

Tylko my, komputerowe dinozaury, spoglądamy czasem z nostalgią w przeszłość. Oczywiście, teraz jest łatwiej. Oczywiście – powinno być łatwiej. Czasy się zmieniają, przestrzenie, które nie ewoluują – umierają. Jednak czasem kodu żal.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 15

pozwole sie nie zgodzic,
web developer nigdy wlasciwie nie byl potrzebny blogerowi (wiekszosc takich blogow i tak pada po miesiacu zapalu), moze ewentualnie do szaty graficznej.
mniejsze zainteresowanie web developerem moga wykazac ewentualnie male firmy, ktorym wystarcza prosta szablonowa strona, albo profil na fb (ale z drugiej strony male firmy, jednoosobowe czesto nie wiedza co to jest fb, a wiedza ze strone w internecie trzeba miec).
stracic moga na tym tylko Ci web developerzy, ktorzy sa web developerami tylko z nazwy :)
prawdziwi jeszcze dlugo pozyja, robiac bardziej skomplikowane i ciekawsze rzeczy, jak chociazby strony intranetowe dla przedsiebriorstw itp.
ja bym jeszcze krzyzyka na nich nie kladl

Żaden program niestety nie zastąpi człowieka, jeżeli cokolwiek ma być stworzonego z sensem. Generatory kodu HTML praktycznie do niczego się nie nadają. Chyba że korzysta się z gotowych szablonów, które to stworzył jakiś człowiek – jak się nic w nich nie zmieni to będą miały sens. A tak to człowiek sam sobie szkodzi.
Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie zajmujący się składaniem czasopism, gazet, książek też niedługo skończą bez pracy. Bo przecież są programy do tego, które można wykorzystać do stworzenia w prosty, łatwy i przyjemny sposób. Niestety, ale możliwości takiego ‘szybko, łatwo i przyjemnie’ kończy się na gazetce szkolnej.
Oczywiście – nie ma co się kopać z koniem i należy wykorzystywać to co ludzie dają – jest masa systemów CMS i pisanie swojego od podstaw nie ma zazwyczaj sensu (chyba, że ma się czas i pieniądze na to, no i klientów którym można by to potem sprzedać) chyba, że klient potrzebuje czegoś mocno specyficznego. Ale bez wiedzy co i jak to niestety żadnego CMS’a się nie ustawi, nie skonfiguruje, nie dopasuje pod siebie.
Zbudować stronę na Joomli? WordPressie? Symphony? Jasne. Tylko potrzeba kogoś, kto się tym zajmie. Kto to potrafi.
Oczywiście, można też na jakimś hostingu zrobić ‘jednoklikową’ instalację, pozaznaczać jakieś chceckboxy i ustawić jeden z preinstalowanych layoutów, ale to się sprawdzi dla małej strony hobbystycznej, domowej. Bo jak wygląda firma korzystająca z gotowców? Mająca stronę taką samą jak n+1 innych, robionych przez nastolatków w internecie?
No wstyd po prostu.
Wstawienie loga firmy do gotowego layoutu wygląda… żałośnie.
No to zatrudniamy grafika, mówimy mu swoje wymagania, dajemy wytyczne.
Robi nam wspaniały design, tylko… co z nim zrobimy? Mamy wygląd, ale to za mało, żeby go podpiąć pod nasz gotowy CMS. Kto nam to zrobi? Kto jak nie właśnie webdeveloper?
IMO ta branża właśnie przeżyje rozkwit, bo internet przeżywa rozkwit i warto w nim być. Jedynie najmniejsi gracze mogą sobie pozwolić na WYSIWYG, stworzenie internetowej wizytówki. Dla dużych jest to nieopłacalne, bo nie zaspokaja ich potrzeb.
Coraz więcej stron staje się tak naprawdę webaplikacjami – tu zaloguj, tu kliknij, to kup, tutaj sprawdź dane, tutaj wpisz swoje, tutaj administruj, tutaj wyślij maila z powiadomieniem. WYSIWYG jest za słaby do takich zastosowań.
Różnica jest może taka, że webdeveloperzy mają teraz ‘poważniejsze’ prace niż strony wizytówki.

Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie zajmujący się składaniem czasopism, gazet, książek też niedługo skończą bez pracy. Bo przecież są programy do tego, które można wykorzystać do stworzenia w prosty, łatwy i przyjemny sposób. Niestety, ale możliwości takiego ‘szybko, łatwo i przyjemnie’ kończy się na gazetce szkolnej.

Chciałbym, żeby to było takie proste. Niestety, zleceniodawcy patrzą przede wszystkim na cenę, więc do składu dorywają się dyletanci, którzy kupili sobie „adobiego” i poczuli się grafikami. Nie mają pojęcia o podstawach składu, zasadach warsztatu i temu podobnych rzeczach, które poznaje się przez lata praktyki, za to są tani i względnie szybcy, bo nie przejmują się wcześniej wymienionymi kwestiami. Co gorsza, ewidentne błędy warsztatu określają mianem „awangardowego podejścia do tematu” czy wręcz „wizji artystycznej”. Ich klienci i odbiorcy, wierzący „panu grafikowi” na słowo (w końcu to podobno fachowiec, więc pewnie wiec, co mówi), nabierają mylnego przekonania, że właśnie tak powinien wyglądać dobry skład, i dalej już leci samo. Coraz więcej pism, katalogów i folderów przypomina „gazetki szkolne”, ale nikt się już tym nie przejmuje. Grunt, że jest tanio, szybko i tak jak u konkurencji.

Z rozbawieniem przeczytałem ten tekst – mógł powstać tylko w Polsce. Tutaj każdy się na wszystkim zna, wszystko zrobi sobie sam… Jeszcze tylko czekać jak będzie płacił sobie sam za usługi.

Ja myślę, że już niedługo zniknie profesjonalny dziennikarz, bo przecież każdy może napisać tekst, coraz łatwiej się to robi i niestety coraz więcej ludzi się za to bierze (vide ten art.) “Wystarczy wiedza, że jest to możliwe. Reszta to instrukcje krok po kroku.” – dokładnie. Znikną też lekarze, zwłaszcza pierwszego kontaktu… będą po prostu instrukcje, krok po kroku które nas uleczą. Żenada… To tak jak ktoś kiedyś powiedział, że już niedługo wogóle nie będzie informatyków – bo przecież komputery będą wszędzie.

eee, czarnowidztwo – niejeden klient z niejednej wiochy wie, że potrzeba mu specjalisty do strony www, więc ktoś, kto ma firmę i myśli, że zrobi sobie stronę zgarniającą choćby jednego klienta miesięcznie, to jest zwykłym ignorantem bez grama rozumu.

Jakakolwiek sensowna strona, to przecież grafika, front-, backend (jeśli cms) i pozycjonowanie – większe potrzebują też jeszcze sporego zaplecza marketingowego – zatem potrzebnych jest przynajmniej 3 ludzi i kawałek budżetu – w każdym innym przypadku to pic na wodę i fotomontaż :)

A wiedza? Wiedza informatyczna w społeczeństwie wcale nie wzrasta. Spotykam się na co dzień z ludźmi, którzy nie pojmują po co im domena, skoro kupili stronę, albo słyszę “wpisuję adres w interię ale nic się nie wyświetla, gdzie jest moja strona?!”. Chciałbym więc zobaczyć taką osobę robiącą sobie template do wordpressa albo choćby poruszającą się po panelu :p Wystarczy spojrzeć na artystyczną otoczkę allegrowskich aukcji. Wsio.

BTW, apropos instrukcji krok po kroku, które mają nas uleczyć. Nie ma w tym nic śmiesznego – to już się dzieje. W zeszłym roku przechodziłam “prosią grypę”, tutaj w UK. Wyraźna instrukcja mówiła, że NIE WOLNO udawać się do lekarza. Należało zadzwonić na infolinię, lub zalogować się na specjalnej stronie NHS. I krok po kroczku, odpowiedzieć na pytania z listy. System kwalifikował Cię do otrzymania leków. Wystawione na Twoje nazwisko czekały na odbiór przez OSOBĘ TRZECIĄ w wyznaczonej aptece.

To nie jest SF, to jest rzeczywistość.

Droga autorko. Mam prośbę. Chciałem napisać konkurencję dla WordPress’a. Czy możesz mi podać instrukcję krok po kroku jak to mogę zrobić? Jeszcze lepiej jakbyś podesłała jakiś generator (krok po kroku).

Aspirujesz do redaktorki to proszę przemyśl dwa razy zanim coś napiszesz: “problem polega na tym, ze nie jestem w Polsce” – skoro to problem, to dlaczego tam mieszkasz?

Osobiście uważam, że skoro coraz więcej “przedsiębiorców” zaczyna robić strony na własną rękę wykorzystując pewnie często “lewy” szablon strony to tylko pokazuje to skale kryzysu. Coraz więcej ludzi traci pracę i bierze się do własnego biznesu myśląc, że marketingiem za 100 zł osiągną sukces.

BTW: słyszałem również, że McDonald czy inne KFC zamiast zamawiać stronę u webdeveloperów i płacić im ponad 300 tys. zł + miesięczna obsługa planuje skorzystać z oferty jednej z firm hostingowych i zamówić stronę za 300 zł. Jaka oszczędność, a przecież nie ma znaczenia jak tam jakiś kod jest napisany. Webusability nie ma też znaczenia, przecież każdy maniak fastfood’a znajdzie najbliższą restaurację.

Wiesz co? Podejrzewam, że grafików też już niedługo nie będzie. Narzędzia coraz lepsze, łatwo można znaleźć coś na sieci, a studenci za minimalną krajową przecież zrobią wszystko. Doprawdy nie rozumiem tych korporacji, czy nawet właśnie coraz częściej małych firm które chcą się odróżnić od konkurencji na rynku np. dobrą identyfikacją wizualną czy też właśnie stroną internetową.

Co do ptasiej grypy: podejrzewam, że chodziło o prewencję. Jakby wszyscy zaczęli zgłaszać się do lekarza… pomyśl co by się wtedy stało. Co do instrukcji krok po kroku to podejrzewam, że to też nie chodziło o objawy choroby tylko o prewencję – szczepionkę.

Rety… jak czytam Twój tekst to bez urazy, ale zastanawiam się nad tym, że to może jednak jest SF… ;)

Szanowny Tomku, autorze komentarza:

Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że sformułowanie dotyczące nie mieszkania w Polsce odnosi się do Twojego stwierdzenia, że ten artykuł mógł powstać jedynie w Polsce ;-)

Proponuję zapoznanie się z definicją bardzo popularnego narzędzia literackiego, zwanego Hiperbolą. (Nie, nie matematyczną, literacką.)

Jeśli przyjmiesz użytkowników komputerów za populację, zauważysz zapewne, że zmieniają się proporcje pomiędzy wytwórcami a konsumentami. Ze względu na łatwość dostępu do narzędzi wytwórczych, część konsumentów, w swoim ograniczonym zakresie, przenosi się do sektora wytwórców.

Owszem, zawsze będzie konieczny ktoś, kto stworzy narzędzia. Tyle że grupa ta zmniejsza się, wraz ze wzrostem samowystarczalności klientów, których nie interesuje “klasa”, jakość usługi. Dlatego też jakość usług drastycznie się obniża.

I tu pojawia się ta hiperbola, wskazana wcześniej – teraz powinno to być jasne.

Ad UK i NHS:

Naprawdę, nie jest to objawienie, że chodzi o prewencję. Pytania dotyczyły objawów – w całym spektrum i zakresie. Ja tego nie podejrzewam, ja to wiem. Na tej podstawie zostało ZDIAGNOZOWANE, czy jesteś przypadkiem świńskiej grypy, czy nie. Przez system komputerowy, nawet nie żywą osobę.

Mało? OK. Narodowa linia zdrowia. Telefoniczna. Nie czujesz się dobrze? Zadzwoń. Pani pielęgniarka powie Ci przez telefon, bez oglądania Cię, jakie środki masz przyjąć. Hm?

Przychodnie. W większości przypadków oceny Twojego stanu dokonuje pielęgniarka. Lekarza nie widzisz nawet na oczy. Paracetamol i do domu. Jeśli nie chce Ci się iść do przychodni – możesz zadzwonić. Zwolnienie (bez widzenia Cię na oczy) zostanie wystawione i będzie czekało na Ciebie w okienku. Nikt nie chce Cię widzieć na oczy.

W Stanach natomiast recepty odnawiasz przez Interenet. Klikasz, dostajesz nową, masz.

Ja mam tą rzeczywistość na codzień, za oknem. Takie są realia i do tego zmierza również całość komputeryzacji. SF?