Tajemnicza planeta Nibiru
Teorie mówiące o pozaziemskim pochodzeniu człowieka inspirowały nie tylko Dänikena. W 1976 roku, Zecharia Sitchin opublikował pseudonaukową książkę „12 planeta”, która zapoczątkowała zupełnie nowy trend, ściśle powiązany z sumeryjską generacją bogów-gigantów, zwanych Annunakami.
Planeta Nibiru, zwana również Planetą X, pojawia się w wielu teoriach związanych z przewidywanym na 2012 rok końcem świata. Teorie te są dość dobrze opisane – dotyczą przede wszystkim prognozowanej kolizji planety X z Ziemią lub też wpływu jej przejścia przez Układ Słoneczny na bieguny magnetyczne. Pościg za ową planetą trwał przez całe stulecia. Astronomowie na podstawie obliczeń utwierdzali się w przekonaniu, że Układ Słoneczny jest bardziej skomplikowany, niżby się to zdawało na pierwszy rzut oka. W wyniku tej kosmicznej krucjaty, w 1846 roku odkryta została planeta Neptun, zaś w prawie 100 lat później Pluton, co do którego trwała debata, czy można go uznać za planetę czy też raczej za asteroidę. Dopiero odkrycie księżyca Plutona, zwanego Charon, pogodziło naukowców. Nadal jednak nie ustają w próbach odnalezienia mitycznego Nibiru, chociaż w chwili obecnej większość naukowców przychyla się do twierdzenia, że planeta ta po prostu nie istnieje. Zwolennicy teorii konspiracyjnych oskarżają NASA o kłamstwo i ukrywanie dowodów. W latach 1982/83 świat obiegły sensacyjne doniesienia o odkryciu niezidentyfikowanego obiektu o masie porównywalnej do Jowisza, znajdującego się na tyle blisko, by można go uznać za część Układu Słonecznego. Po serii artykułów, publikowanych przez amerykańskie media, sprawa ucichła. Przebąkiwano, że domniemany obiekt był w rzeczywistości grupą obiektów, bez większego znaczenia w zakresie organizacji Układu Słonecznego.
Czy Internet kłamie?
Jeśli wpiszecie w wyszukiwarkę hasło „planeta Nibiru”, przywitają Was tysiące linków. Większość z nich wskazuje na ukrywanie informacji o nadciągającej planecie przez międzynarodowe rządy i nadchodzący kataklizm, który pociągnie za sobą zagładę większości ludzkości. Tajemnicza planeta podobno jest już widoczna gołym okiem (od 2009 roku, w południowych rejonach Ziemi), w postaci czerwonego dysku, zawieszonego nad horyzontem. Podobnie jak w przypadku Przepowiedni Majów, trudno jednak doszukać się konkretów i jednoznacznych rozstrzygnięć. Wyobrazić sobie można, że taki fenomen zostałby sfilmowany i sfotografowany przez szerokie rzesze użytkowników, zaś jego niekwestionowane dowody znalazłyby się natychmiast we wszystkich portalach. Trudno nawet podać konkretne linki do filmów zamieszczonych na YouTube, ponieważ pojawiają się one i natychmiast znikają, a referencje do nich się odnoszące zwykle wskazują nieaktualne materiały. Poza histerycznymi okrzykami: „Wszyscy zginiemy!”, pojawiają się również inne tezy, z pełnym przekonaniem wskazujące na istnienie katastroficznej planety, nie zawierające jednak żadnych odniesień do tekstów źródłowych, zdjęć opublikowanych przez NASA lub chociażby materiałów z teleskopu Hubbla. Powtarza się znany już schemat – Internet jest przekonany, że Nibiru istnieje, jednak nie przedstawia na to żadnych dowodów. Skoro więc nie możemy opierać się na twardych materiałach, spróbujemy zapoznać się z metafizycznym płaszczem otaczającą mityczną planetę.
Nibiru – punkt przejścia
Słowo Nibiru pochodzi od akadyjskiego Nēberu, oznaczającego punkt przejścia, przekroczenia, stosowanego głównie w odniesieniu do przepraw rzecznych. Pojawia się ono również w tekstach babilońskich, jako nazwa ciała niebieskiego, poświęconego Bogu Mardukowi, synowi Boga Enki. Współcześni naukowcy identyfikują je jako Gwiazdę Polarną lub planetę Jowisz. Zwolennicy teorii konspiracyjnych twardo obstają przy twierdzeniu, że naukowcy się mylą i Nibiru to odrębna planeta. Trudno jednoznacznie określić, kto ma rację – nie każdy z nas może poszczycić się znajomością pisma klinowego i zweryfikować upowszechnione w sieci informacje. Zwłaszcza te dotyczące istot zamieszkujących tajemniczą planetę – pradawnych bogów-gigantów, przybyłych na ziemię w poszukiwaniu złota, mającego uratować ich własny świat od zagłady. To właśnie owi bogowie, gnani potrzebą efektywnego wydobycia pożądanego kruszcu, przy użyciu inżynierii genetycznej stworzyli współczesnych ludzi. Przyznajcie sami – teoria godna mistrza Dänikena. A czy prawdziwa?
Sumeryjscy Bogowie czy przybysze z kosmosu?
Mitów sumeryjskich dotyczących powstania człowieka jest wiele. Jeden z nich mówi o tym, że Bóg Enki stworzył człowieka z piasku pod paznokciami. Kolejny – że to Bóg Enlil z piasku ulepił głowę człowieka, zaś następnie umieścił ją w ziemi, gdzie człowiek rósł i rozwijał się niczym roślina, a dopiero w pełni ukształtowany wydostał się na zewnątrz. Nie brakuje też pomyłek i ślepych zakrętów – jak na przykład wtedy, kiedy Bogowie Enki i Nimnah stworzyli niepełnosprawne istoty, bez widocznych atrybutów płci i z wieloma wewnętrznymi dysfunkcjami. Najciekawsze są jednak teorie kosmologiczne, inspirowane książką Zecharia Sitchina „12 planeta”, która ukazała się w 1976 roku. Autor, na podstawie swoich własnych badań i interpretacji tabliczek klinowych (często niedokładnych), stworzył wizję sumeryjskiego świata, w którym króluje Dänikenowska teoria ingerencji w powstanie współczesnego człowieka, opierająca się na bazie inżynierii genetycznej.
Annunaki – poczęci z królewskiej krwi
Boska planeta umiera – jej mieszkańcy zniszczyli atmosferę. Uratować ich może tylko stworzenie „złotego płaszcza”, który uchroni planetę przed zabójczym wpływem promieniowania. Przybywają zatem na ziemię i przez tysiąclecia wydobywają szlachetny kruszec. Długowieczni giganci, przez niektórych utożsamiani z biblijnymi Nephillimami, są jednak zmęczeni i znudzeni ciągłą, wykańczającą pracą. Korzystając ze swoich zaawansowanych możliwości, próbują stworzyć istoty, niewolników, którzy odciążyliby ich w pracy. Eksperymentują z różnymi rozwiązaniami, jednak większość z ich tworów jest niedoskonała – obarczona wadami narządów wewnętrznych, bezpłodna lub niezdolna do pracy. W końcu, eksperymentując z lokalnym gatunkiem małp, wpadają na pomysł, żeby poddane inżynierii fetusy wszczepić w ciała żeńskich „bóstw”, które w rezultacie dają życie zupełnie nowemu gatunkowi – człowiekowi. Od tego czasu, to człowiek-niewolnik pracuje w kopalniach, wydobywając kruszec na potrzeby swoich „Panów”. Ci zaś urastają do rangi wszechmocnych bóstw, stworzycieli życia na ziemi, władców gwiazd i planet.
Pierwsi ludzie odziedziczyli długowieczność swoich stwórców. Jednak od czasu, gdy zaczęli się między sobą krzyżować, długość ich życia zaczęła się skracać. Bogowie zaś, osiągnąwszy najwyraźniej swój cel polegający na zdobyciu wystarczającej ilości złotego kruszcu, opuścili Ziemię i pozostawili niewolników własnemu losowi.
Inna wersja tej historii zakłada, że Annunaki byli tak naprawdę wygnańcami, wyrzutkami ze swojej planety, którzy za karę zostali zesłani na ziemię w celu wydobywania złota. Urządzili się tu nader wygodnie, tworząc niewolników wykonujących za nich pracę i przyjmując status bóstw. Są surowi i nie liczą się ze zwierzętami, na których eksperymentują. Jednak nie wszyscy są źli – na przykład Enki, pan Ziemi, po cichu dzieli się swoją wiedzą ze stworzonymi przez siebie istotami. Stąd też pochodzi niezwykła, astronomiczna widza Sumeryjczyków i pozostałych mieszkańców Mezopotamii.
Nie trudno wyobrazić sobie podobną sytuację, zaistniałą we współczesnych czasach, z człowiekiem w roli głównej. Wystarczy prymitywna cywilizacja i grupa ludzi, zaopatrzonych w zdobycze nowoczesnej techniki, które w oczach prymitywnego ludu uchodzić mogą za boskie atrybuty. Czy więc historia o ludziach, stworzonych do wykonywania ciężkich prac na rzecz kosmicznych przybyszów, może być prawdziwa?
Czy jesteśmy tutaj sami?
Jak widać, teorii na temat Nibiru nie brakuje – począwszy od kolizji z innymi obiektami układu słonecznego, przez zaburzenie delikatnej równowagi magnetycznej planety, aż po spotkanie z naszymi „prawdziwymi stwórcami”. A wszystko to z powodu planety, której istnienie nie zostało potwierdzone.
Z drugiej strony, mocno zapadł mi w pamięć cytat mówiący, że: „Utrzymywanie, że tylko Ziemia jest piastunką życia, jest równie bezsensowne jak twierdzenie, że na dużym obsianym polu mógł wyrosnąć tylko jeden jedyny kłos pszenicy.” – Metrodor z Chios. Może zatem istnieje ziarno prawdy w teoriach o „boskiej ingerencji” w „święty łańcuch DNA”?
Pozwalając myślom płynąć swobodnie, możemy zadać sobie pytanie: „Co by było gdyby?” Co by było, gdyby tajemniczą planetę Nibiru naprawdę zamieszkiwali długowieczni bogowie, którzy tysiące lat temu użyli zdobyczy swojej techniki, by przyspieszyć rozwój inteligentnego życia na Ziemi? Co oznaczałoby dla nas takie spotkanie? Co oznaczałoby ono dla nich? Czy potraktowaliby nas jak zapomniane zwierzątka i ponownie nadali status niewolników? Czy byliby zdziwieni obserwując, co też z nas wyrosło? I co z nas tak naprawdę wyrosło? No właśnie, co z nas wyrosło? Czy jesteśmy partnerami do kosmicznego dialogu, czy też szkodnikami, których należy się pozbyć, by stworzyć na nasze miejsce coś nowego, lepszego… kolejną generację niewolników?
Zastanawiając się nad tym, dochodzę do wniosku, że może atrakcyjniejsza jest teoria z fizyczną kolizją lub przemieszczeniem biegunów. Jakoś nie czuję się na siłach, by prowadzić intergalaktyczny dyskurs. Tak czy inaczej, jeśli posiadacie w swych zbiorach zdjęcia czerwonego dysku wiszącego nad horyzontem, chętnie się z nimi zapoznam. W końcu, jeśli ma być jakiś kataklizm, to trzeba zawczasu kupić ciepłe buty, spodnie i kurtki. Można też zacząć gromadzić zapasy jedzenia w puszkach – tu nie obstawiałabym suchych produktów, takich jak ryż, czy kasza – nie wiadomo jaki, będzie dostęp do wody, a surowe ziarenka ciężko pogryźć.
There is an app for that!
Jak zwykle, w kwestii końca świata skonsultowałam się z AppStore, w którym znajdziemy aplikacje do wszystkiego. Poza wspomnianym w poprzednim numerze 2012 Apocalypse, który również serwuje informacje na temat planety Nibiru, znalazłam interesujący program, pozwalający na interaktywną zabawę w Armagedon. Aplikacja ta to: „Nibiru is near”, autorstwa Dana Zhangha. Można dzięki niej sprawdzić różne scenariusze katastrofy. Jak sam autor zastrzega, to tylko symulacja. Więc nie bierzcie jej zbyt poważnie. Program jest kompatybilny z iPhone’em, iPodem i iPadem, dzięki czemu koniec świata możecie mieć zawsze przy sobie.
W następnym odcinku nadal będziemy zajmować się niebem i tym, co może z niego spaść. A co to będzie? Tego dowiecie się za miesiąc.
Felieton ten pochodzi z lutowego wydania iMagazine – 2/2012
Komentarze: 1
kto kocha zwierzeta nie kocha ludzi